Niedawno wypowiedziałam wojnę próbkom zalegającym mi w zbiorach i trzeba przyznać, że wygrałam tę walkę ;). Zawarłam tu również kilka jednorazowych maseczek oraz odlewek od koleżanek z blogosfery.
Jeżeli macie problem z ilością "walających się" próbek po szafkach, zdecydowanie chciałabym Was zainspirować do zrobienia z nimi porządków, ulga gwarantowana. Z jednej strony mówi się, że próbki są świetną opcją na wyjazdy, z drugiej... nie praktykuję tego. Nie zabiorę na wyjazd produktów, których nie znam, za duże ryzyko uczulenia/podrażnienia/wysypu i innych nieprzyjemności, których z pewnością na wyjeździe nie chciałabym doświadczyć. No chyba, że mam próbkę czegoś, co już znam, to w porządku.
Ale do rzeczy, w moim przypadku porządki wyglądały następująco:
- Znalazłam WSZYSTKIE próbki ze WSZYSTKICH szafek i zakamarków domu ;).
- Podzieliłam je na te, które chcę przetestować oraz na te, których nie chcę w ogóle (po prostu oddałam je innym).
- Ułożyłam próbki kategoriami (np. mycie twarzy, kremy pod oczy, kremy do twarzy, balsamy do ciała itd.) i schowałam do szafki moje pełnowymiarowe kosmetyki z tych kategorii. Krótko mówiąc: nie sięgam po aktualnie posiadany krem pod oczy, póki nie zużyję wszystkich próbek z tej kategorii. Wyciągnę swój żel do mycia twarzy dopiero, gdy zejdą mi wszystkie próbki myjadeł, i tak dalej.
- Umyłam saszetki - może zabrzmieć lekko paranoicznie, ale prawdopodobnie były dotykane przez różne osoby i bywały w różnych miejscach, a jednak przesuwamy po powierzchni saszetki dłonią, zbierając wszystkie zarazki wraz z produktem. Nie jestem świrem czystości, ale zawsze jakoś brzydziły mnie wszelkiego rodzaju saszetki ;). Też tak macie? ;)
- Na widoku w łazience postawiłam mały koszyczek, w którym wylądowały wszystkie próbki, ułożone kategoriami.
- ZUŻYWAŁAM :). Ale tak na poważnie, próbka za próbką. I natychmiast po zużyciu zapisywałam wrażenia (nie ma szans, żeby po miesiącu czy dwóch pamiętać wszystkie odczucia).
Tadam, zostało mi dosłownie może 5 sztuk próbek, które niebawem zostaną zużyte. A później nic, zero, null.
Pielęgnacja twarzy - peelingi, maseczki, demakijaż
AVON K'Beauty Sugar Maple Glass Effect Hydrogel Face Mask oraz Mediheal Teatree Care Solution to dwie zupełnie bezpłciowe maseczki, które nie zrobiły nic dobrego i nic złego. Przyszły, wyszły, nie wrócę do nich. Po Mediheal spodziewałam się więcej (miło wspominam popularną niebieską wersję). Będę miło wspominać glinkę Rhassoul w płytkach Bio MarokoSklep, miałam ją po raz drugi i jest to dobrze oczyszczająca glinka do twarzy. Mieszałam ją z aktywatorem do maseczek Nacomi, co do którego totalnie nie mam zdania. Nie widziałam żadnej różnicy ani na plus, ani na minus. Po użyciu Phenome Wrinkle Resist face mask skóra była przyjemnie miękka i odżywiona, ale z pewnością nie był to efekt, który skłoniłby mnie do zakupu. Zielona maska algowa peel-off Botanic Skinfood raczej mnie rozczarowała, co prawda była banalnie prosta w przygotowaniu i dobrze się ściągała, ale cienkie brzegi zastygły trochę za mocno i podrażniły skórę. Generalnie twarz była jakaś taka... zaczerwieniona i rozdrażniona, nie wrócę do niej. Zużyłam pięć maseczek kompresowanych w tabletkach (dwa różowe cukiereczki i trzy folijki obok), mieszałam je z tonikami. Z odlewek miałam również przyjemność poznać płyn micelarny Bielenda Fresh Juice rozświetlający - bardzo go polubiłam i na pewno kupię! Dobre wrażenie zrobił na mnie również peeling The Ordinary, czuć, że działa, a skóra po użyciu była mocno wygładzona. Jeżeli chodzi o tonik Kire Skin, nie mam zdania. Przyszedł, wyszedł, był miły, ale bez większych fajerwerków. Z kolei jeśli chodzi o koncentrat do demakijażu Polny Warkocz, to jestem raczej na nie. Ale bardzo się cieszę, że mogłam go poznać, bo dzięki temu raczej go nie kupię. Co prawda doskonale zmywał makijaż i jeszcze lepiej się spłukiwał, zastosowany emulgator naprawdę robi robotę i produkt spłukuje się ze skóry praktycznie do zera, ale nie odpowiada mi dość gęsta, tępa konsystencja koncentratu. Trochę ciągnął skórę, a na zmoczenie nie ma szans bo od razu zaczyna emulgować, wolę olejki, które lepiej suną po skórze i pozwalają na przyjemny masaż.
Pielęgnacja twarzy - mycie, peeling
Equilibra żel węglowy Carbone Attivo - czarny żel zamieniający się w szarą piankę, dobrze się pieni, ładnie pachnie (owocowo, świeżo). Ogólnie właściwości miło mnie zaskoczyły, dobrze mył i nie ściągał skóry, ale brudzenie umywalki i konieczność starannego spłukiwania mnie nie zachęciły.
Tonymoly Floria Brightening Foam Cleanser - bardzo ciekawy produkt, tak gęsty, że aż niemal stałej konsystencji, dopiero w kontakcie z wodą zamienia się w obfitą, baaaardzo kremową i niebywale przyjemną piankę, bardzo wydajny. Wydawał się myć dobrze i łagodnie, zużyłam z przyjemnością. Zapach miły dla nosa. Kupiłabym.
John masters organics jojoba ginseng exfoliating face cleanser - w zasadzie trudno mi ten produkt jakkolwiek nazwać peelingiem, jest to krem z niewielką ilością okrągłych i gładkich kuleczek jojoba, które co najwyżej przyjemnie masują skórę. Dla cer turbo-wrażliwych, a nie osób oczekujących konkretnego peelingu. Absolutnie bym go nie kupiła.
Pielęgnacja twarzy - kremy pod oczy
Clochee intensywnie regenerujący krem-maska pod oczy - trudno mi się wypowiedzieć na temat długofalowego działania po próbce, ale spodziewałam się większego wow, a był po prostu w porządku (na dzień i na noc)
Origins GinZing Refreshing Eye Cream - jasnoróżowy krem z mnóstwem małych drobinek, pozostawiający perłową poświatę na skórze, mocno odbijającą światło. Owszem, rozświetla, delikatnie nawilża, ale jest to krem raczej na dzień niż na noc, ponieważ po użyciu na noc, skóra rano nie jest dostatecznie miękka, raczej woła o krem. Na dzień spoko, dobrze się wchłania.
Resibo krem pod oczy - znałam go już, zużyłam pełnowymiarowe opakowanie, miło było wrócić - przyjemna otulająca warstwa, nadaje się na dzień i na noc
Estee Lauder Advanced Night Repair Eye Concentrate Matrix - zaskoczyła mnie konsystencja, spodziewałam się wodnistego serum, a to był dość gęsty, konkretny żel (żelokrem?). Przyjemnie otulał skórę, dobrze sprawdzał się również na dzień. Czuć pod palcami ten powiew luksusu ;)
Sylveco łagodzący krem pod oczy - mój zasadniczy "problem" z nim jest taki, że mogłabym go polubić mając może 20 lat? Stanowczo zbyt lekki, skóra spija go momentalnie do zera.
Scandia Cosmetics krem pod oczy - na początku był trochę rozwarstwiony, ale udało mi się go wymieszać. Po prostu dość lekki żel pod oczy, miły, ale bez rewelacji, również raczej dla młodej skóry.
Pielęgnacja twarzy - kremy, esencja
Resibo, energetyzująca esencja odmładzająca - była już na tym blogu w ulubieńcach, uwielbiam ten produkt i nie wykluczam powrotu. Moja skóra była wtedy totalnie dopieszczona!
TOSOWOONG Spot Whitening VITA Clinic Vitamin Tree Fruits Extract - bardzo specyficzny produkt, coś z pogranicza żółto-żelowo-klejącej maści i kremu. Na początku wydawał się męczący, ale z czasem całkiem nieźle się wchłaniał. Takie kijwieco.
D'Alchemy Age Defence Broad Spectrum Remedy - bardzo gęsty i treściwy krem (raczej na noc) o stanowczo zbyt intensywnym, wręcz zatykającym i męczącym zapachu
Senelle wygładzający krem do twarzy - treściwy, dobrze pielęgnujący i dobrze wchłaniający się krem
Clochee lekki krem nawilżająco rewitalizujący - po prostu lekki, nawilżający przyjemniaczek
Lumene Hydration Recharge Overnight Cream - och, jak miło było zużyć próbkę takiego "mainstreamowego" kremu po tylu naturalnych propozycjach :D gigantyczna różnica w komforcie stosowania (zapach, rozprowadzanie, wchłanianie), a skóra po użyciu była miękka i przyjemna w dotyku.
Lumene Arctic Dew, Quenching Aqua Serum - nawilżające, wodne, bardzo lekkie serum. Przyjemne w użyciu, ale nie umiem ocenić działania po próbce.
Tonymoly BioEx Cell Peptide Cream - ładnie pachnący, przyjemny krem na noc, ale nie wchłania się najlepiej, pozostawia bogatą warstwę, która mnie męczyła
Hagi cosmetics, naturalny krem rewitalizujący z roślinnym kompleksem detox - treściwy krem pozostawiający dość wyraźną warstwę, wydawał się być mocno odżywczy, zapach kojarzył mi się z zaparzoną ziołową herbatą (byłam raczej na nie)
Sulphur Busko Zdrój mineralny krem siarczkowy - pachniał cytrusowo, ładnie. Dosyć bogaty, nie wchłaniał się do zera, raczej na noc. Dobrze pielęgnował skórę.
Korres Almond Blossom Moisturising Cream - krem, który jak dla mnie tak śmierdział, że za drugim razem zużyłam resztkę na brzuch, żeby już nigdy więcej nie mieć z nim do czynienia ;)
Pielęgnacja ciała i produkty uniwersalne
D'Alchemy Spectacular Hand Therapy 3.15 - niezły krem, dość bogaty w formule. Dobrze nawilżał, choć męczył mnie jego intensywny roślinny zapach, podchodzący pod różę. Ogólnie był spoko, ale nie zachęcił do zakupu.
D'Alchemy Essential Body Balm 2.13 - pierwsze wrażenie było cudowne - orzeźwiający zapach, bardzo lekka formuła, cudownie się rozprowadził i wchłonął, a skóra była bardzo gładka i miękka. Myślałam, że będzie z tego miłość, ale niestety już po około dwóch godzinach skóra była taka, jakbym się niczym nie posmarowała, więc chyba jednak jest za lekki...
Hagi naturalny multikrem do twarzy, rąk i ciała wakacje na Bali - piekielnie wydajny, trzeba go używać niewiele, w przeciwnym razie mocno się maże. Silny zapach geranium mocno mnie męczył, ale właściwości pielęgnacyjne bardzo na plus, przy jednoczesnym niezłym wchłanianiu. Nie kupię z uwagi na zapach i smużenie
Bielenda Botanic Spa Rituals aloesowy żel do pielęgnacji ciała 95% soku z aloesu + opuncja figowa (2 szt.) - po próbkach dość ciężko mi coś powiedzieć poza tym, że pięknie pachniał i dobrze się wchłaniał, praktycznie do zera. Na mnie klasyczne żele aloesowe nie robią szczególnego wrażenia, może stąd umiarkowany zachwyt. Ale miło, że jest coś ogólnodostępnego i przyjemnego w użyciu.
Hagi naturalny olejek do ciała z olejem Chia i złotymi drobinkami - na swatchu wygląda przerażająco, ale spokojnie, nie barwi skóry, drobinki nie są duże na ciele, ładnie się mienią, a skóra również odbija światło poprzez oleje. Chyba jedyne co mi nie pasowało to gęstość/tłustość, która może być trochę upierdliwa latem, w duży upał czułabym się zmęczona tą warstwą (a po tego typu olejki chciałabym sięgać właśnie latem...). Zapach jakby trawy cytrynowej?
Hagi naturalny olejek do ciała z olejem Chia i złotymi drobinkami |
Pielęgnacja włosów
Actyva disciplina shampoo silkness&control - mocno fryzjerski zapach i mocne pienienie, nie podobała mi się w nim mega śliska warstwa na włosach, ale na szczęście nie puszył jak nutrizione ricca.
Actyva disciplina mask silkness&control - podoba mi się bardziej od nutrizione ricca, też wygładza, ale nieco mniej dociąża, choć nadal jest to maska dość ciężka
Actyva nutrizione ricca shampoo - pachniał typowo fryzjersko i pienił się jak czort ;) nie polubiłam go za to, że pozostawiał śliską warstwę na włosach, a jednocześnie moje końcówki były trochę spuszone (jak nie pamiętam kiedy ostatnio).
Actyva nutrizione ricca mask - intensywny fryzjerski zapach, maska bardzo gęsta, bardzo wydajna, mocno dociążająca, wygładzająca i nabłyszczająca, raczej dla osób poszukujących gładkiej tafli włosów niż lekkości, ogólnie dobra maska, ale przy krótszych włosach szukam czegoś innego
John masters organics lavender&avocado intense conditioner - po jednym użyciu mnie zachwyciła, włosy były ujarzmione, gładkie, bardzo błyszczące, ale jednocześnie sypkie i nieobciążone, idealne. Nie wystarczyła na drugie użycie, za drugim razem musiałam resztkę wymieszać z czymś innym bo było już jej za mało
John masters organics rose&apricot hairmilk - mleczko jak na mój gust za gęste, za mocno obciążające i za intensywnie pachnące (aż zatyka) jak na produkt bez spłukiwania. B/S się u mnie nie sprawdziło, zużyłam jako odżywkę przed myciem
John masters organics szampon i odżywka: evening primrose shampoo for dry hair + citrus & neroli detangler - oceniam obie próbki, ponieważ użyłam ich jednocześnie. Szampon miał dość dziwny zapach, ale akceptowalny. Początkowo myślałam, że słabo się pieni, nie bardzo chciał myć przy pierwszym kontakcie ze skórą, ale jak użyłam go drugi raz (w tym samym myciu) to już pienił się jak szalony. Widocznie najpierw musiał zemulgować sebum. Odżywka pachniała mocno cytrynowo i ułatwiła rozczesywanie. Finalnie włosy były bardzo ładne - świeże, sypkie, ale bez puchu. Pomimo dużej aktywności fizycznej tego dnia, były świeże aż do końca, aż byłam zaskoczona. Wrażenia na plus
Cien Professional maseczka rewitalizująca włosy suche - byłam z niej bardzo zadowolona, idealny balans pomiędzy dobrym wygładzeniem, ale bez obciążenia.
Biovax maska intensywnie regenerująca - nie zapisałam wrażeń i zupełnie jej nie pamiętam, zatem była zapewne średnia
AVON Advance Techniques Bodifying Leave in treatment - męczący zapach, obciążała włosy... Męczyłam strasznie na siłę...
Cztery Szpaki mydło do włosów (było w woreczku strunowym, kawałek od Justyny, za co jestem bardzo wdzięczna) - jeżeli ktoś lubi mieć bardziej tłuste włosy po umyciu niż przed, to spoko. Mydło myje bardzo słabo lub wcale, włosy są pokryte nieprzyjemną, śliską warstwą, przyklap gwarantowany. Muszę spróbować szamponu (też mam kawałek, tym razem od Bogusi), ale mydła stanowczo nie polecam.
Maska Garnier Aloe Hair Food - o ile bananowa jest moim ulubieńcem, tak aloesowa zupełnie nie zachęciła do zakupu. Włosy były totalnie MEH, tak jakby chciały się spuszyć, ale nie do końca. Nieszczególnie ułatwiała też rozczesywanie. Nie kupię...
Jeżeli zalegają Wam w domu próbki, zdecydowanie polecam zastosować się do rad z wpisu, w moim przypadku udało się zużyć już niemal wszystko :). A, jak widać, było tego mnóstwo.
Zmotywowałam choć jedną osobę do zużycia zalegających próbek?
Sama się nie spodziewałam, że aż tyle ich mam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz