Lampę LED 54W kupiłam we... wrześniu 2018, ale dopiero postanowiłam umieścić ją w ulubieńcach. To się nazywa dobrze przetestowany sprzęt ;). Szczegółowo pokazywałam ją w relacji na IG. Świetnie utwardza lakiery, posiada czujnik ruchu (odliczanie w górę) i przyciski 10, 30, 60, 99S (odliczanie w dół). Jest na tyle duża i ma na tyle przemyślany rozstaw diod, że utwardzam całą rękę za jednym zamachem - razem z kciukiem! Jaka to jest oszczędność czasu! Jestem z niej cholernie zadowolona, a kosztowała około 85 złotych.
Antyperspiranty Garnier Neo w sprayu już od wielu miesięcy są moimi ulubieńcami, a ja przy każdym kolejnym opakowaniu zachwycam się nimi na nowo. Przyjemne zapachy (miałam 3 wersje), innowacyjny rozpylacz dający idealną mgiełkę, idealna skuteczność. Uwielbiam, ciągle kupuję, na zdjęciu jest niebieski, teraz mam zielony, a w zapasie jeszcze pomarańczowy. Na ten moment dla mnie to ideał.
Nivea Sun Super Water Gel SPF50 jest ideałem do twarzy i ciała pod względem komfortu stosowania. Wprawdzie jest to filtr alkoholowy, więc cerom wrażliwym zalecam ostrożność, ale dzięki temu ma niebywale lekką, wodnistą formułę, która niemal natychmiast wchłania się do sucha. Używanie takiego filtra to czysta przyjemność, szczególnie w plenerze, gdy klejące się ciało byłoby dla mnie nieakceptowalne. No i ta pompka!
Po kremie do rąk Dermedic LINUM Emolient plus egzema nie spodziewałam się wiele [do tej pory marka Dermedic raczej mnie rozczarowywała], ale gdy przeczytałam kilka pozytywnych opinii u ulubionych blogerek, postanowiłam spróbować. Krem trochę zaskoczył mnie konsystencją, myślałam że będzie lżejszy, z opinii również wynikało, że miał być super leciutki, ale za to jak on pielęgnuje!!! Niesamowicie skuteczny krem, mocno łagodzący, zmiękczający i wygładzający. Co zaskoczyło mnie jeszcze mocniej, chętnie sięga po niego mój mąż, który nienawidzi wszelkich smarowideł ;) Coś czuję, że czeka mnie ponowny zakup ;)
Moje wrażenia na temat kosmetyków Fridge były mocno mieszane, ale dwa produkty po próbkach mnie szczególnie zauroczyły - 1.0 silky mist oraz 4.1 coffee eye. Więcej w podlinkowanym wpisie :)
Na temat depilatora Braun Silk Epil 7 planuję kiedyś osobny wpis. Kupiłam go aż rok temu (lipiec 2018) i jestem z tego sprzętu bardzo zadowolona (jak również z dodatkowych akcesoriów i końcówek). Sama depilacja tego typu (wyrywająca włoski) mocno też odmieniła moje kosmetyczne "życie", choć na pewno nie jest to rozwiązanie bez wad ;)
Róż do policzków Deborah Formula Pura otrzymałam kiedyś w paczce PR i zachwyciłam się nim tak mocno, że pozbyłam się wszystkich innych prasowanych różów i zostawiłam TYLKO ten (+ mineralne sypkie). Uwielbiam go za odcień, łatwość nakładania i rozcierania oraz... niesamowitą trwałość. Większość różów mocno traciła intensywność w ciągu dnia, ten wieczorem nadal jest na swoim miejscu! Dodatkowo pięknie pachnie wanilią. Jak dla mnie ideał, poza opakowaniem, które w szufladzie jest lekko niegramotne. Swatch pokazywałam tutaj
Bazę pod cienie NYX HD Studio Photogenic kupiłam z polecenia Agaty i nie żałuję. Co prawda nie przebiła mojej ulubionej Inglot w czarnej tubce pod względem przedłużania trwałości makijażu na tłustych powiekach, ale ma jedną ogromną zaletę - wygodę stosowania ;). Aplikator jak w błyszczyku - z gąbeczką pozwala na tak szybką aplikację bazy, że... częściej sięgam po cienie do powiek, a to już duży plus. Nie jest ideałem, ale na co dzień to bardzo dobra baza i naprawdę daje radę.
Puder Bell Hypoallergenic Perfectionist Powder był w wielu ulubieńcach w sferze beauty i zupełnie się nie dziwię. Trudno było mi go upolować w promocji. Jest niesamowicie satynowy, "jedwabisty", odbijający światło i upiększający. Nadaje skórze niesamowicie zdrowy blask, jest świetnym pudrem wykańczającym oraz pod oczy.
O tym, jak bardzo lubię pomadkę Golden Rose Soft&Matte w odcieniu 106, przekonałam się na wyjeździe, gdy prawie ją zgubiłam. Niemalże łzy stanęły mi w oczach i natychmiast pomyślałam, że po powrocie muszę ją kupić ponownie. Ta ulga, gdy znalazła się w czeluściach bagażu... ;) Jest lekko musowa, welurowa? Taka bardzo mięciutka na ustach, lekko wyczuwalna w postaci kołderki otulającej usta. Nie jest to pomadka, która daje stuprocentowy mat, nie zastyga w pełni, odbija się na szklankach, nie jest bardzo trwała. Ale za to jest niebywale komfortowa, nieściągająca i niewysuszająca ust. Słowem - ideał na co dzień. Dodatkowo, 106 to naprawdę twarzowy nudziak! Prezentacja na ustach i swatch w: Wyzwanie - codziennie inna pomadka #2
Na temat cieni GlamShadows moje wrażenia są raczej mieszane, tj. nie są to cienie, które skradły moje serce, ale ostatnio bardzo często po nie sięgam. Te o wykończeniu błyszczącym są w porządku (maty ujdą w tłumie), a możliwość skomponowania swojej palety to duży atut. Szczególnie upodobałam sobie cienie: matowy Palona kawa (często nakładam przy linii rzęs) oraz błyszczące: Satynowy beż (piękny, delikatny na całą powiekę), Pani generał (przepiękny na całej powiece - brązowo-srebrnawy). Taka moja ulubiona trójka na co dzień, ale mam też ochotę na kilka duochrome. Polubiłam też tą dwustronną paletę magnetyczną. Jest lekka i bardzo pojemna, zmieści 30 cieni (15 z jednej strony, 15 z drugiej). Co prawda holo to zupeeeełnie nie mój gust, ale jej praktyczność wygrywa.
Woda perfumowana AVON Far Away Rebel niesamowicie mi się spodobała. Ogólnie uważam, że AVON ma dużo ładnych zapachów, ale do tego ostatnio ciągnie mnie najmocniej. Zapach jest trochę słodki, ale jednocześnie czarna porzeczka daje fajnego, energetycznego kopa. Bardzo interesujący!
(brak na zdjęciu) Nie mogłabym pominąć maseczek do włosów Cien, które wzięłam na czerwcowy wyjazd. Kupiłam cztery różne warianty i każdy bez wyjątku mnie zachwycił. Są bardzo wydajne, nieziemsko wygładzają i ujarzmiają włosy, ale bez ich obciążania. Producentem jest Lbiotica, a maski podobno mają swoje odpowiedniki w Biovaxach, muszę ten temat zgłębić.
Bazę pod cienie NYX HD Studio Photogenic kupiłam z polecenia Agaty i nie żałuję. Co prawda nie przebiła mojej ulubionej Inglot w czarnej tubce pod względem przedłużania trwałości makijażu na tłustych powiekach, ale ma jedną ogromną zaletę - wygodę stosowania ;). Aplikator jak w błyszczyku - z gąbeczką pozwala na tak szybką aplikację bazy, że... częściej sięgam po cienie do powiek, a to już duży plus. Nie jest ideałem, ale na co dzień to bardzo dobra baza i naprawdę daje radę.
Puder Bell Hypoallergenic Perfectionist Powder był w wielu ulubieńcach w sferze beauty i zupełnie się nie dziwię. Trudno było mi go upolować w promocji. Jest niesamowicie satynowy, "jedwabisty", odbijający światło i upiększający. Nadaje skórze niesamowicie zdrowy blask, jest świetnym pudrem wykańczającym oraz pod oczy.
O tym, jak bardzo lubię pomadkę Golden Rose Soft&Matte w odcieniu 106, przekonałam się na wyjeździe, gdy prawie ją zgubiłam. Niemalże łzy stanęły mi w oczach i natychmiast pomyślałam, że po powrocie muszę ją kupić ponownie. Ta ulga, gdy znalazła się w czeluściach bagażu... ;) Jest lekko musowa, welurowa? Taka bardzo mięciutka na ustach, lekko wyczuwalna w postaci kołderki otulającej usta. Nie jest to pomadka, która daje stuprocentowy mat, nie zastyga w pełni, odbija się na szklankach, nie jest bardzo trwała. Ale za to jest niebywale komfortowa, nieściągająca i niewysuszająca ust. Słowem - ideał na co dzień. Dodatkowo, 106 to naprawdę twarzowy nudziak! Prezentacja na ustach i swatch w: Wyzwanie - codziennie inna pomadka #2
Na temat cieni GlamShadows moje wrażenia są raczej mieszane, tj. nie są to cienie, które skradły moje serce, ale ostatnio bardzo często po nie sięgam. Te o wykończeniu błyszczącym są w porządku (maty ujdą w tłumie), a możliwość skomponowania swojej palety to duży atut. Szczególnie upodobałam sobie cienie: matowy Palona kawa (często nakładam przy linii rzęs) oraz błyszczące: Satynowy beż (piękny, delikatny na całą powiekę), Pani generał (przepiękny na całej powiece - brązowo-srebrnawy). Taka moja ulubiona trójka na co dzień, ale mam też ochotę na kilka duochrome. Polubiłam też tą dwustronną paletę magnetyczną. Jest lekka i bardzo pojemna, zmieści 30 cieni (15 z jednej strony, 15 z drugiej). Co prawda holo to zupeeeełnie nie mój gust, ale jej praktyczność wygrywa.
Woda perfumowana AVON Far Away Rebel niesamowicie mi się spodobała. Ogólnie uważam, że AVON ma dużo ładnych zapachów, ale do tego ostatnio ciągnie mnie najmocniej. Zapach jest trochę słodki, ale jednocześnie czarna porzeczka daje fajnego, energetycznego kopa. Bardzo interesujący!
(brak na zdjęciu) Nie mogłabym pominąć maseczek do włosów Cien, które wzięłam na czerwcowy wyjazd. Kupiłam cztery różne warianty i każdy bez wyjątku mnie zachwycił. Są bardzo wydajne, nieziemsko wygładzają i ujarzmiają włosy, ale bez ich obciążania. Producentem jest Lbiotica, a maski podobno mają swoje odpowiedniki w Biovaxach, muszę ten temat zgłębić.
Jest tu sporo linków do filmów, ale bez obaw - podlinkowałam bezpośrednio do fragmentu, w którym opowiadam o tym konkretnym produkcie. Nie musicie oglądać całego filmu.
Na temat jednego z najgorszych filtrów ever marudziłam już w Zużyciach czerwca oraz Przeglądzie filtrów dla cery tłustej ;) Stanowczo odradzam zakup.
Na temat serum pod oczy odmładzająco-liftingującego Natura Siberica Snow Cladonia opowiadałam z kolei w Gadanym denku #5. Niestety tej formuły nie da się polubić :(
Podobnie w przypadku żółtego mixera do podkładów Douglas Collection Drop & Mix Light Yellow - piękny odcień, ale strasznie psuje właściwości podkładów. Więcej w Gadanym denku #5.
Peeling do twarzy Manufaktura Mewa cytryna i zielona herbata to mój najgorszy peeling w życiu, którego pierwsze (i ostatnie) użycie skończyło się głośnym "ja pie****ę" ;) Nie mam pojęcia, kto dopuścił do wypuszczenia tak tragicznego produktu na rynek. Więcej w Gadanym denku #5.
(brak na zdjęciu) Peeling Omorovicza Refining Facial Polisher co prawda ścierał całkiem nieźle, ale śmierdział sosnową kostką toaletową i jest piekielnie drogi, totalnie nieadekwatnie do zawartości. Więcej w Gadanym denku #4.
Z kolei peeling Fridge 1.8 face peeling orange rozczarował mnie swoją nadmierną łagodnością. Jeżeli ktoś ma cerę wrażliwą to będzie to zaletą, ale dla mnie niestety nie jest. To po prostu myjąca pasta z krzemionką, która leeeeeekko masuje skórę. Jest miło, ale nie za 150 zł, to prawie nie ściera :)
(brak na zdjęciu) Odżywka do włosów Anwen Emolientowa Róża niestety już jako czwarta odżywka Anwen nie sprawdziła się na moich włosach, niestety :( Więcej w Gadanym denku #5.
(brak na zdjęciu) Tusze do rzęs Deborah 24Ore Instant Maxi Volume (złoty) oraz Deborah Double Effect (czarny wykręcany) rozczarowały mnie przede wszystkim swoją super-mokrą formułą, która mocno sklejała rzęsy nawet długo po otwarciu. Bardzo fajna szczoteczka w czarnym nie była w stanie uratować tej sytuacji, a ogromna włochata szczoteczka w złotym tylko pogarszała sytuację, brudząc skórę wokół. Więcej w Gadanym denku #5.
(brak na zdjęciu) Podkłady Clarins Everlasting oraz Paese kolagenowy podkład nawilżający rozczarowały mnie czymś zupełnie innym. Clarins wyglądał cudownie tuż po nałożeniu, ale 105 jest dość ciemny i w ciągu dnia okrutnie oksydował (skończyłam jako marchewa), niestety strasznie się też u mnie warzył i po całym dniu wstydziłam się własnej twarzy. Z kolei Paese miał cudny kolor, jasny i żółty (300N), ale strasznie śmierdział i był baaaaardzo słabo kryjący. Więcej w Gadanym denku #5.
La Roche-Posay Serozinc w zasadzie bublem nie jest, ale trochę rozczarowaniem. To miała być świetna woda termalna dla skóry tłustej i trądzikowej z uwagi na zawartość cynku - miała ograniczać wydzielanie sebum, przyspieszać gojenie wyprysków. Tymczasem, jest to po prostu zwyczajna, łagodząca woda termalna i nic poza tym ;) Na mojej skórze bynajmniej nie wydarzyło się nic szczególnego.
Jeżeli znacie coś z powyższych, chętnie poznam Wasze zdanie na ich temat :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz