W kwietniu miała miejsce premiera kosmetyków naturalnych Fridge by yDe w salonie BeClinic w CH Riviera w Gdyni :). Mogłam porozmawiać z przedstawicielkami marki, sprawdzić testery produktów, dostałam również 8 próbek oraz pełnowymiarowy rozświetlacz w kremie, by na spokojnie zapoznać się z kosmetykami w domowym zaciszu. Początkowo myślałam, że nie będzie tu żadnej typowej osobnej publikacji, ale po zużyciu próbek stwierdziłam, że nie chcę tego pozostawić tak zupełnie bez żadnej wzmianki, zaś na Instagramie nie zmieściłabym się w limicie znaków, zatem enjoy ;). Nie jest to typowa recenzja, lecz wrażenia po zużyciu próbek, miejcie to proszę na uwadze.

Fridge to marka kosmetyków naturalnych bez konserwantów. Z tego powodu są one produkowane na bieżąco i należy je przechowywać w lodówce. Większość kosmetyków Fridge daje gwarancję świeżości na 2,5 miesiąca od daty produkcji. Kosmetyki są świeże, składy krótkie i proste, a stężenia zapewniające aktywne działanie. Więcej informacji w: misja Fridge oraz 10 powodów by pokochać Fridge.

Z przetestowanych 8 próbek, szczególnie zachwyciły mnie dwa produkty: kawowy krem pod oczy 4.1 coffee eye - nie dziwię się, że to bestseller marki! Fantastyczny krem pod oczy, otulający skórę super-przyjemną kołderką, mocno pielęgnujący, bogaty, ale nietłusty! Cienką warstwą idealnie sprawdza się również pod makijażem, korektor wygląda doskonale, a na noc to już w ogóle miodzio. Rano skóra jest bardzo mięciutka. Jeden z najlepszych kremów pod oczy! Chyba jedyne zastrzeżenie mogę mieć do relacji wydajność-data ważności - próbka 2g wystarczyła mi na cholernie długo, a jeszcze robiłam odlewkę koleżance, więc tak jakby nie zużyłam go sama. Nie mam pojęcia, jak miałabym zużyć 14g w 2,5 miesiąca :( Musiałabym go kupić z kimś na spółkę. Zachwycił mnie również krem do twarzy 1.0 silky mist - leciutki jak chmurka, wchłaniający się do zera, a mimo to świetnie nawilżający skórę. Po zastosowaniu na noc, rano była mięciutka w dotyku i ukojona, lekko rozjaśniona, ale bez uczucia obtłuszczenia, właśnie dzięki tej niesamowitej lekkości. Przy bogatych formułach czasem czuję, jakby moja tłusta cera się dusiła - tutaj nie ma o tym mowy. Fantastyczny krem, rzekłabym ideał do cer tłustych i mieszanych, a trudno mnie w tej kategorii zachwycić.
Pozostałe produkty nie skradły mojego serca, choć żaden mnie też nie rozczarował. Nie wykorzystałam potencjału miejskiego kremu ochronnego 1.3 face guard, ponieważ rano stosuję filtry. Zużyłam go na noc tak o, do nocnej pielęgnacji ;). 1.1 face the cream był przyjemny, ale nie zachwycił mnie tak, jak 1.0. Ale to już kwestia nie działania, lecz bogatszej formuły, po prostu. Zabrakło mi tej iskierki zachwytu, którą poczułam przy 1.0 :). Żel do mycia twarzy 3.3 good morning face łagodnie mył, ale nie był dla mnie niczym wybitnym. Po prostu bardzo łagodny żel do mycia twarzy o bardzo przyjemnym, odświeżającym zapachu. Efekt chłodzący był dla mnie mocno nieprzyjemny, ale o tym w końcowym akapicie wpisu. 1.8 face peeling orange złuszczał krzemionką, więc jest to turbo-łagodny peeling, dla mnie aż zbyt łagodny. To po prostu jakby pomarańczowa pasta z super drobniutkim, masującym pyłkiem. Uczucie odświeżenia było bardzo przyjemne, nie przeczę, ale wolę mocniejsze peelingi. Z kolei podkład ff.1 fabulous face wydawał się ciekawym, naturalnym, nawet lekko matującym kremem BB, ale dla mnie miał odcień bronzera :). Podobało mi się w nim to, że świetnie się wchłaniał i dawał zdrowy, satynowy mat dzięki obecności glinki. Fajnie, bo niektóre naturalne kremy BB bywają tłustawe, ten absolutnie nie ;). Na krycie nie ma co liczyć, raczej lekkie wyrównanie kolorytu z właściwościami pielęgnacyjnymi. Moim odcieniem byłby jaśniejszy ff.0, choć przyznam szczerze, że raczej nie kupię - preferuję mocniejsze krycie z uwagi na liczne przebarwienia. Na temat 2.4 avocado body trudno mi się wypowiedzieć, próbka wystarczyła mi tylko na nogi, balsam wydawał się ok, ale jak wiecie, nie lubię smarować ciała, więc przyszło i wyszło ;).
![]() |
1.8 face peeling orange, ff.1 fabulous face |
![]() |
ff.1 fabulous face |
Rozświetlacz w kremie Fridge glow&beauty jest świetny! Jest to jedyny produkt pełnowymiarowy w dzisiejszym wpisie. Na początku bałam się odcienia (wydawał się ciemny), ale niesłusznie, on nie ma w sobie mocnego pigmentu, więc nie zostawia koloru na skórze. Podczas rozcierania i kontaktu ze skórą daje się łatwo rozprowadzić/rozklepać. Najbardziej zachwyca mnie efekt na skórze - idealna, mokra tafla, zero drobinek, czyli dokładnie to, czego oczekuję. Pięknie wygląda również na dekolcie. Ma dość długą datę ważności (jak na Fridge ;)), ponieważ mogę go zużyć do 05/2020 (otrzymałam w 04/2019, więc nieco ponad rok). Tego produktu nie należy przechowywać w lodówce.




Pierwsze spotkanie z marką Fridge by yDe uważam za udane, rozważam nawet powrót do 1.0 silky mist oraz 4.1 coffee eye w przyszłości, ponieważ to właśnie te dwa produkty zachwyciły mnie najbardziej. Na stronie internetowej również jest możliwość zakupu miniaturek (moim zdaniem to ogromny plus dla marki), więc nie trzeba od razu porywać się na pełny wymiar w ciemno.
Nie mogę jednak pominąć jednej kwestii, czyli samej idei kosmetyków z lodówki. Z jednej strony jest to ogromny plus, ponieważ są to kosmetyki naturalne, świeże, bez konserwantów, mogą być świetną opcją dla alergików, osób ze skórą wrażliwą oraz wielbicieli 100% natury. Ponadto, efekt chłodzący dla większości osób będzie czymś szczególnie przyjemnym. Z drugiej strony, muszę pomarudzić. Po pierwsze i najważniejsze, zdarzało mi się zwyczajnie zapomnieć wziąć kosmetyków z lodówki. Rano jadę na [zaspanym] autopilocie, a jak już byłam w łazience, to albo nie chciało mi się już cofać do kuchni, albo nie miałam już na to czasu, więc machałam na to ręką i sięgałam po coś innego ("jutro na pewno wezmę"). Wieczorem było mi łatwiej bo nawet jak zapomniałam, to przeważnie się wracałam. Rozwiązaniem mogłaby być minilodówka w łazience, ale ja z pewnością nie planuję takiego zakupu. Nie chcę myśleć, jak by to wyglądało u osób mieszkających w dużym domu, które musiałyby się cofać taki kawał do kuchni. Po drugie, ja nie jestem eko-bio-radykałem i obecność konserwantów w kosmetykach mi nie przeszkadza, nie mam też cery alergicznej/wrażliwej, więc nie jestem w żaden sposób zmuszona do unikania konserwantów, ale to temat na długą dyskusję. No i po trzecie, ja jestem totalnym zmarźlakiem i efekt chłodzący w większości przypadków był dla mnie... nieprzyjemny. Zaraz miałam dreszcze, robiło mi się zimno i marzyłam tylko o tym, by produkt już się ogrzał. Najbardziej dotkliwe było to w przypadku żelu do mycia twarzy, który naprawdę mocno się schładzał do poziomu "lodowaty", a najmniej dotkliwe w przypadku kremu pod oczy - minimalna ilość produktu szybko ogrzewała się na opuszku palca. Zdaję sobie sprawę z tego, że jestem raczej w mniejszości, a większość osób uczucie chłodzenia wskaże jako zaletę :)
Z całą pewnością zakup trzeba mocno przemyśleć - czy na pewno jesteś w stanie 2x dziennie dreptać trasę kuchnia-łazienka-kuchnia [zabrać-użyć-odnieść] i czy na pewno natychmiast włączysz ten produkt do regularnej pielęgnacji, ponieważ zegar daty ważności tyka szybciej niż przy kosmetykach klasycznych, no i czy efekt chłodzący jest dla Ciebie zaletą :). Jeżeli na te 3 pytania odpowiedziałaś(eś) tak, to stanowczo warto zainteresować się marką Fridge by yDe.
Jeżeli znacie już kosmetyki Fridge, podzielcie się wrażeniami w komentarzu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz