Równolegle do wpisu co kupić na promocji w Rossmannie, publikuję czego lepiej nie kupować. Oczywiście jest to przegląd mocno subiektywny i w pełni zdaję sobie sprawę z tego, że mogą się tu znaleźć Wasi ulubieńcy. Starałam się krótko i na temat - linki prowadzą do osobnych wpisów, gdzie przeczytacie więcej informacji.

Zaczynam z grubej rury. Tusz L'Oreal So Couture jest ulubieńcem blogosfery, a dla mnie był rozczarowaniem. Stanowczo za mokry, co w duecie z bardzo krótkimi ząbkami dawało gwarancję sklejenia rzęs. Zaczęłam go lubić po pół roku leżenia w szufladzie, ale wtedy już nadawał się tylko do kosza (PAO). Stanowczo wolę gęstsze propozycje. Z kolei tusz L'Oreal Volume Million Lashes Waterproof to taki dramat, że po prostu musicie zobaczyć efekt. I to wszystko wyjaśni.

Podobnie nie lubię tuszów z wielkimi włochatymi szczoteczkami, a tusze Rimmel Scandaleyes właśnie takie są - niestety nie radzą sobie ze starannym rozczesywaniem rzęs. Wibo Boom Boom to dopiero masakra...

Paletka do brwi L'Oreal Brow Artist Genius Kit miała ładny cień i dobrą pęsetę, ale niestety sraczkowaty wosk zepsuł wszystko. A dla samego cienia szkoda ją kupować. Moim zasadniczym problemem z korektorem do brwi Delia jest to, że... nic nie robi. Efekt przed/po mówi wszystko. Henna jednoskładnikowa Delia również mnie rozczarowała, jednodniowa trwałość nie jest dla mnie satysfakcjonująca, wolę zrobić normalną hennę.

Bourjois Healthy Mix jest ulubieńcem cer normalnych i suchych (ewentualnie mieszanych?), ale tłustym stanowczo odradzam. Szybko się wyświeca, wyciera i warzy. Eveline CC Cream również nie sprawdzi się u bledziochów z cerą tłustą. Kremowy podkład 5w1 Bell Hypoallergenic to dopiero tłusta masakra w kompakcie...

Kiedyś polecałam róż Bourjois. I choć faktycznie jest to klasyk, to z perspektywy czasu coraz trudniej mi go polecać - jest tyle lepszych różów? Ten szybko kamienieje i nie chce się nabierać, trzeba wtedy zeskrobać wierzchnią warstwę, a po zeskrobaniu jest napigmentowany aż za mocno. Są tańsze i lepsze. Rozświetlacz Wibo Diamond Illuminator dla mnie miał zbyt widoczne drobinki, wręcz brokat, również znam lepsze rozświetlacze.

Puder Bell Fixing Mat Loose Powder wspominam bardzo źle. Bielący, mocno widoczny na skórze, osadzający się na włoskach i suchych skórkach. Bardzo słaby. Z kolei Max Factor Creme Puff to ponownie klasyk, szkoda że odcień "transparetny" jest pomarańczowy... Bladym twarzom nie polecam ;)

Matowe cienie Maybelline Color Tattoo to dla mnie plastelina, którą trudno równomiernie rozprowadzić, jako baza pod cienie również nie zdały egzaminu. Eyeliner w pisaku Eveline Art Make-up był koszmarnie rozmazującym się i odbijającym na górnej powiece bublem. Cienie w kremie Eveline raczej nie są godne uwagi, trudno je ładnie rozprowadzić i rozblendować, ich używanie zajmowało mi więcej czasu niż nałożenie klasycznej bazy + nałożenie prasowanego cienia, więc bez sensu.

W przypadku pomadek Lovely Extra Lasting i Wibo Milion Dollar Lips powód jest ten sam - sucha skorupa na ustach. Moim zdaniem wyglądają fatalnie i noszą się fatalnie. O peelingu do ust Evree już pisałam, ranił mi usta, śmierdział chemicznie, ostatecznie go wyrzuciłam.

Bibułki matujące Eveline 8w1 rozczarowały mnie tym, że były ponadprzeciętnie cienkie, nie miały w co chłonąć sebum, musiałam przykładać 2 szt. w to samo miejsce... zupełnie nie polecam. Jest na rynku mnóstwo lepszych bibułek.

Jestem ciekawa, czy wśród moich rozczarowań jest Wasz ulubieniec :D
Chętnie przeczytam też w komentarzach, czego lepiej nie kupować ♥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz