Dziś sobie ponarzekam na produkty, które zaszły mi za skórę w 2018 roku (o wielu z nich już wspominałam, ale myślę, że warto je zebrać razem i przypomnieć sobie, czego może lepiej unikać ;)). Celowo podzieliłam tytuł na "rozczarowania" - produkty, które nie spełniły moich oczekiwań i dla mnie są zwyczajnie słabe, oraz "buble" - kosmetyki, które nieźle mnie wkurzyły ;)
Plastry do depilacji ciała Joanna Sensual - były nieskuteczne, ciężko je było rozgrzać (pocieranie dłońmi niewiele dawało, ratowałam się suszarką), wyrywały tylko część włosków, finalnie zużyłam praktycznie całą paczkę na
niedokładną depilację rąk...
Gąbeczka do makijażu Lorigine była bardzo twarda, używanie jej było nieprzyjemne, nie zbierała nadmiaru produktu, a mycie jej to była udręka. Efekt podkładu na skórze również nie był dla mnie zadowalający.
→ Szczegółowe recenzje w:
Rozczarowania stycznia 2018
The Body Shop Drops of Light, Pure Resurfacing Liquid Peel to koszmarny bubel. Peeling gommage, który podczas rolowania przyczepia się do skóry na amen, nie mogłam go spłukać wodą ani nawet zmyć wodą z mydłem (!). Takie zaschnięte grudki musiałam zeskrobywać paznokciami... Próbowałam go używać na różne sposoby, zawsze było bardzo źle.
Peeling wygładzający Sylveco (odlewka) - obrzydliwie tłusty i wymagający umycia detergentem... Na pewno nigdy go nie kupię i jestem wdzięczna, że mogłam go przetestować w formie odlewki - za smalec z drobinkami podziękuję. Z wersji oczyszczającej byłam bardzo zadowolona.
→ Szczegółowe recenzje w:
Rozczarowania lutego 2018
Nars Blush/Bronzer Duo (Orgasm/Laguna) to nie bubel, ale moje rozczarowanie owszem. Róż był ładny, po prostu, bez zachwytu. Bronzer był bardzo ciepły i zawierał złote drobinki - absolutnie nie do konturowania, tylko do ocieplania, czego ja prawie nie praktykuję. Zawiodła mnie również pigmentacja poniżej jakiejkolwiek krytyki - trzeba było się namęczyć, by go nabrać. Gdybym chciała się "opalić", tysiąc razy chętniej użyłabym Terracotty z Golden Rose. Kompletnie nie rozumiem fenomenu tych dwóch bestsellerów i nie dołączam do grona fanek.
→ Szczegółowa recenzja w:
Rozczarowania marca 2018
Pomadka do ust Zoeva Pure Velour Lips Pale Plethora - bardzo brzydko wyglądała na ustach, jakby była na dzień dobry zwarzona i rozwarstwiona. Efekt pokazywałam tutaj. Była tak zła, że totalnie nie chciałam jej używać i dosyć szybko się jej pozbyłam.
Evree Sugar Lips Peeling cukrowy poziomkowy - sztuczny zapach, za ostre drobinki raniące usta i obrzydliwie tłusta "baza" peelingu, która pozostaje wokół ust... Bardzo długo się z nim męczyłam, próbując się zmusić do alternatywnego zużycia (dłonie, stopy?), ale po jednym użyciu na dłoniach podjęłam decyzję o wyrzuceniu go, ta tłusta maź mnie zmęczyła...
Cytrynowa pianka odświeżająca Cosnature mnie rozczarowała, ponieważ po fali zachwytów na blogach spodziewałam się czegoś więcej. Zapach Domestosa, właściwości myjące takie sobie, a jednocześnie uczucie ściągnięcia skóry. Zdecydowanie znam lepsze pianki (jak choćby Tess), a do tej na pewno nie wrócę.
→ Szczegółowe recenzje w:
Rozczarowania kwietnia 2018
RSS Professional Cosmetics Beauty Cleaner to najgorszy produkt do mycia pędzli/gąbek, jaki kiedykolwiek trafił w moje ręce. Kompletnie nie wypłukuje się z pędzli i pozostawia tłuste włosie. Za pierwszym razem myślałam, że to ja źle wypłukałam, następnym razem się do tego porządnie przyłożyłam i... znowu to samo! Na dodatek producent zamiast składu podaje na opakowaniu: "produkt nie jest sklasyfikowany jako niebezpieczny". Czy to jest jakiś żart? W dodatku jest drogi i niewydajny, koszmar.
AVON True, Ultra Volume tusz do rzęs - wielka szczotka, którą łatwo się ubrudzić i efekt chaosu na rzęsach - każda w inną stronę. Oczekuję ładnego rozdzielenia, na to nie ma co liczyć.
Delia, Eyebrow Creator, Eyebrow Gel Corrector 4in1 - wodnisty, słabo napigmentowany, nie utrwala. W sumie to nic nie robi, efekt przed i po to jakiś żart :P
Marion, czarna maska peel-off z aktywnym węglem - długo wysychała, ściąganie było bolesne, a po ściągnięciu twarz była zaczerwieniona i rozdrażniona. A to wszystko na marne, ponieważ maska nie wyciągnęła praktycznie nic, pomimo wcześniejszego gorącego okładu z ręcznika.
Efektima, peelingi do ciała - dużo kremu, mało drobinek, tymi peelingami można się co najwyżej pogłaskać. Słabe, bardzo słabe.
Delia, Instant Eyebrow Tint, henna jednoskładnikowa brązowa - idea fantastyczna, produkt bardzo wygodny w użyciu (wystarczy nałożyć pędzelkiem na brwi, odczekać i zmyć). Ale efekt na jeden dzień to dla mnie stanowczo za mało. Już wolę sobie sama rozrobić Refectocil i mieć efekt na dłużej.
Cielista kredka Deborah 2in1 Gel Kajal&Eyeliner Waterproof 06 - odcień moim zdaniem jest nienaturalnie jasny i krzyczy z linii wodnej. Ale najbardziej denerwuje mnie, że kredka z czasem migruje w kierunku linii dolnych rzęs i tam się nieestetycznie gromadzi... Zdecydowanie wolę klasyka z Max Factor, który znika równomiernie i wygląda naturalniej.
Petal Fresh, Scalp Treatment Tea Tree, szampon do włosów - niestety za słabo mył i zdarzał mi się efekt niedomytych włosów tuż po ich wyschnięciu... Musiałam myć dwukrotnie i mocno się do tego przykładać. Nawet gdy porządnie umyłam włosy, to i tak szybko były tłuste. Nie, dziękuję.
Delia Cameleo, Liquid Keratin, odżywka Płynna Keratyna - odżywka, którą przeproteinowałam i przesuszyłam włosy (alkohol wysoko w składzie). Nadmiar protein - moja wina, ale alkohol? Nie wybaczę.
La Roche Posay Anthelios XL Barwiący żel-krem do twarzy suchy w dotyku SPF50+ (
brak na zdjęciu) pomarańcza, która nigdy nie wylądowała na mojej twarzy z powodu odcienia ;) Swatch
tutaj.
Płyn micelarny Aloesove był dla mnie po prostu za mało skuteczny. Często zaskakiwała mnie panda pod oczami, nie mogłam na nim w pełni polegać. Dodatkowo, zapach pewnie przypadnie do gustu niewielu osobom ;)
Pianka sodowa Evree to kompletne nieporozumienie - nie myje, okropny sztuczny zapach. Cieszę się, że miałam odlewkę - dzięki niej nigdy nie kupię tego produktu i nie zmarnuję pieniędzy na bubla.
Szampon pielęgnujący Nivea Hairmilk nie domywał włosów, obklejał je śliską warstwą, przez co były szybciej przetłuszczone.
Roge Cavailles aksamitny olejek do kąpieli i pod prysznic był zbyt silny, jednorazowe umycie gąbeczki spowodowało jej zniszczenie, dla skóry również nie był łagodny.
Bibułki matujące Eveline 8w1 były tak cienkie, że aż nie miały w co chłonąć sebum. Po przyłożeniu do skóry, chciałam przyłożyć drugą w to samo miejsce. Nigdy nie miałam aż tak cienkich, kiepskich bibułek. 5 sztuk na jedno użycie to było minimum...
Tusz do rzęs Deborah Dream Look okropnie sklejał rzęsy i trzeba było się nieźle namęczyć, żeby uzyskać przyzwoity efekt, zaś na ładny nie było szans. Efekt pokazywałam
tutaj.
Gąbeczka do makijażu Loveblender nie była ani tak miękka, ani tak porowata, jak oczekuję, dodatkowo kształt był niewygodny i spowodował, że gąbeczka pękła mi na amen po miesiącu. A mało nie kosztuje.
Szczegółowa recenzja tutaj:
Loveblender - gąbeczka do makijażu, która łamie serce
Lorigine, Be Perfect, HD Mineral Powder, translucentny puder utrwalająco-matujący - puder wyglądający bardzo luksusowo, ale o szalenie niepraktycznym opakowaniu. Niestety brzydko wyglądał na skórze - osadzał się w postaci białej, pudrowej powłoczki. W moim egzemplarzu były też niepokojące, czarne grudki (i wiem, że u niektórych również). Nic szczególnego...
Tusze Lorigine: Ultra Volume oraz Twisted Long&Volume - nigdy nie mogłam na nich polegać, były strasznie mokre i sklejające, a gdy zgęstniały, to... zaczęły się kruszyć. W sumie nie było ani jednego takiego momentu, żebym była zadowolona w pełni...
→ Szczegółowe recenzje w:
Zużycia lutego 2018
Dla jasności zaznaczę od razu - woda z czystka Make Me Bio to nie jest zły produkt (ma świetne właściwości!). Natomiast jej zapach był dla mnie tak obrzydliwy... ale TAK OBRZYDLIWY, że do dziś mną wzdryga na samą myśl. I choćby działała cuda, nie wrócę do niej... Często o niej wspominam jako jeden z najgorszych zapachów ever.
Micelarny szampon Nivea stanowczo za mocno oczyszczał włosy, przez co stawały się szorstkie i matowe (i odżywka nie ratowała sytuacji). Na dłuższą świeżość również nie można było liczyć (nic dziwnego - agresywne oczyszczanie to obrona w postaci zwiększonej produkcji sebum). Jako mocno oczyszczający szampon do sporadycznego oczyszczania (np. raz w tygodniu) mógłby być ok, ale na pewno nie do codziennego użytku.
→ Szczegółowa recenzja w:
Nivea, micelarny szampon oczyszczający
Bell Hypoallergenic Fixing Mat Loose Powder - brzydko wyglądał na skórze, osadzał się w postaci białej, pudrowej powłoczki, słabo trzymał mat. Ogólnie efekt mąki i nic poza tym ;)
Korektor Makeup Revolution Conceal&Define okropnie ściąga skórę, dodaje lat i podkreśla niedoskonałości, zastyga na skorupę, zbiera się w załamaniach, a przy tym wcale nie daje aż tak dobrego krycia, jak Tarte Shape Tape. Nie polecam.
→ Szczegółowa recenzja w:
Korektor Tarte Shape Tape vs. Makeup Revolution Conceal&Define - porównanie
Skin79 Dark Panda BB Cream SPF50+ PA+++ świeci się bardzo, warzy się przeokrutnie, łatwo się ściera, ciemnieje... Po całym dniu skóra wygląda tragicznie i w takim wypadku wolałabym wcale nie mieć makijażu.
→ Szczegółowa recenzja w:
Skin79 Dark Panda BB Cream SPF50+ PA+++ Brightening
Całkiem sporo rozczarowań w 2018 roku, oby w 2019 było ich mniej ;)
Znacie powyższe produkty? Zgadzacie się ze mną, a może wprost przeciwnie? Dajcie znać :)