Gąbeczka Loveblender trafiła w moje ręce za sprawą pudełka
InspiredBy we wrześniu 2017. Ucieszyłam się z niej - uwielbiam gąbeczki do makijażu, ale zanim udało mi się do niej dobrać, przeleżała w zapasach rok. W końcu udało mi się do niej dobrać i... to nie było udane spotkanie.
Podstawka pochodzi
stąd. Ułatwia higieniczne przechowywanie i suszenie, a przy tym jest bardzo estetyczna ♥
Gąbeczka została zaprojektowana przez znaną makijażystkę, Magdę Pieczonkę. Ma uroczy kształt serca, ale to akurat... okazało się jej największą wadą ;) Gdzieś przepadło mi zdjęcie przed i po zmoczeniu :(((
Gąbeczka od nowości była lekko pognieciona, ale to zniknęło przy pierwszym namoczeniu i już nigdy nie powróciło. Mocno rośnie i mięknie, ale niestety nie można jej zaliczyć do gąbeczek jednoznacznie mięciutkich. Jest DOSYĆ miękka, ale ogólnie raczej średnia - bardziej miękka od MOIA, Lorigine (to był beton), ale wyraźnie twardsza od Beauty Blender czy Blend it. Jest mniej porowata i lekko śliska w dotyku (taka jakby lekko lateksowa, ale oczywiście nie jest z niego wykonana). Nie zbiera nadmiaru podkładu aż tak dobrze, ale jednocześnie gwarantuje lepsze krycie. Plusem jest to, że nie chłonie podkładu aż tak mocno.

Kształt serca jest uroczy, ale niestety okazał się wadą. Po pierwsze,
gąbeczka kiepsko leży w dłoni, dużo gorzej od klasycznych jajeczek. Idzie się do tego przyzwyczaić. Po drugie, końcówka jest bardzo zaokrąglona,
nieprecyzyjna i ciężko nią dotrzeć do skrzydełek nosa, nie wspominając o utrudnionej aplikacji korektora pod oczami - to się da zrobić jedynie odwracając gąbeczkę bokiem, ale o wygodzie nie ma mowy. Ponownie - idzie się przyzwyczaić. Po trzecie, załamanie gąbeczki tworzące kształt serca
okazało się być newralgicznym miejscem gąbeczki. Otworzyłam ją 23 września, już 11 października (po 18 dniach) zrobiło się na niej małe pęknięcie, nieutrudniające jednak używania. A już 24 października (po kolejnych 13 dniach) pęknięcie poszło drastycznie dalej przy myciu i wykluczyło dalsze jej używanie. Co ciekawe, gąbeczka identycznie pękła (na razie delikatnie)
Justynie, więc nie jest to odosobniony przypadek.
Gąbeczka wystarczyła mi zatem na zaledwie miesiąc (!!!), co uważam za skandalicznie słaby wynik, jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło, a dbam o nią tak samo jak o wszystkie inne (
Jak myć gąbki do makijażu?).
Zdjęcie 1 - 11 października, pierwsze pęknięcie
Zdjęcie 2 - 24 października, poszłooo...
Zdjęcie 1 - gąbeczka jest tak nieprecyzyjna, że aplikacja korektora jest mocno utrudniona
Zdjęcie 2 - można to zrobić jedynie odwracając ją bokiem, ale i tak nie jest to wygodne
Zdjęcie 3 - podkład na twarzy aplikuję całą powierzchnią gąbki
Ogólnie jeżeli chodzi o efekt na skórze, to było całkiem przyjemnie (poza męczeniem się z korektorem). Podkład zyskiwał na kryciu, gąbeczka nie chłonęła go tak mocno. Dało się go ładnie rozprowadzić, przymykając oko na wszelkie niewygody. Ale ja nie lubię przymykać oczu, ma być dobrze i już.




Podsumowując, kształt serca uważam za nieudany z trzech powodów (niewygodnie się trzyma, nieprecyzyjne zakończenie utrudniające aplikację korektora, pękanie w załamaniu). Ale nawet gdyby wykonano "jajeczko" z tego samego materiału, nadal nie kupiłabym tej gąbki. Oczekuję większej miękkości i porowatości (bardziej w kierunku Beauty Blendera), a cena 55 zł jest dla mnie kompletnie nieadekwatna do tego, co otrzymujemy. Stanowczo wolę Blend it! (zużyłam już wiele) lub Real Techniques (miałam lata temu, miło wspominam), oryginalnym Beauty Blenderem byłam zachwycona, a ostatnio mam też chęć spróbować Bohoblender. Ja nie polecam, ale wiem, że niektórzy są zadowoleni ;) Niemniej jednak, nadal mam chęć na pędzle Lovenue - kilka modeli wpadło mi w oko już jakiś czas temu i nie chce wyjść ;)
Jestem ciekawa, czy znacie już Loveblender i czy podzielacie moje zdanie :)