W moje ręce trafia sporo nowości Nivea dzięki ich Klubowi. Suchy szampon wydał mi się jedną z najciekawszych nowości w ostatnim czasie, więc uznałam, że dobrze by było napisać o nim co nieco ;). Moje wrażenia ze stosowania okazały się jednak mieszane.
Szata graficzna jaka jest, każdy widzi - mi się akurat podoba, ale nie przywiązuję do tego dużej wagi. Pierwszy problem pojawia się w... atomizerze. Niby zwykły spray, powinno być wszystko w porządku. Niestety wymaga użycia sporej ilości siły - nie wiem, czy to kwestia mojego egzemplarza, czy tak jest ze wszystkimi, ale obsługa jedną ręką jest niemal niemożliwa. Muszę wciskać tak mocno, że aż mi się dłoń ślizga po opakowaniu. Finalnie jedną ręką trzymam, a drugą wciskam - nie jest to zbyt komfortowe. Z innymi suchymi szamponami nigdy nie miałam tego problemu.
Moja wersja jest dla brunetek, najciemniejsza z możliwych (są trzy - dla blondynek, dla szatynek, dla brunetek), ale i tak proszek nie jest bardzo ciemny. Mój rozpyla się całkiem ładnie i równomiernie, ale zerknijcie, w jaki sposób rozpylał się u Agnieszki.
Barwiony suchy szampon wydaje się super, ale... nie do końca. Po pierwsze, okropnie brudzi:
- łazienkę, osadzając się na WSZYSTKIM, nawet mimo starannej aplikacji możecie mieć pewność, że po umywalce będą ściekać brązowe strużki wody, a szafki, toaleta, śmietniczek, wszystko będzie pokryte brązowym nalotem. Bardzo nieestetycznym i wymagającym natychmiastowego sprzątania - nawet mój mąż flejtuch nieprzywiązujący większej uwagi do czystości zauważył, że coś jest nie tak i musiałam się tłumaczyć. Od tej pory ilekroć widzi reklamę jakiegokolwiek suchego szamponu w telewizji, głośno oznajmia głosem specjalisty, że "takiego powinnam używać, a nie tego brudzącego!" (facepalm). Niestety kolejne aplikacje wykonywałam na balkonie - latem fajnie, ale co zrobię zimą? Było mi też trudno opanować jednocześnie lusterko i opakowanie wymagające użycia obu rąk
- skórę, bo podczas rozpylania drobinki lądują mi zwykle również na czole - jeżeli użyjecie suchego szamponu już po wykonaniu makijażu to klops, bo będzie ciężko to zetrzeć bez uszczerbku dla mejkapu
- palce, bo wystarczy się podrapać po głowie w ciągu dnia, by mieć brązowe paluchy i "brudne" paznokcie.
Po drugie, uzyskiwany efekt wcale nie jest taki satysfakcjonujący. Po aplikacji włosy i tak są specyficznie rozjaśnione, rozbielone, mimo że suchy szampon jest brązowy. Dodam, że zawsze wstrząsam przed użyciem.
drobinki suchego szamponu na czole po aplikacji - a teraz wyobraźcie sobie, że macie świeżo zrobiony makijaż... |
Kolejna kwestia jest taka, że ciężko go wyczesać, by pozbyć się bielenia. Zwykła szczotka/wytrzepanie włosów dłońmi (głową w dół) nie mają szans na powodzenie. Satysfakcjonujący efekt uzyskiwałam dopiero, gdy wytarłam włosy ręcznikiem (który oczywiście staje się potem brudny ;)).
I tu przechodzimy już do samego działania, które okazało się świetne. Suchy szampon Nivea widocznie odświeża włosy, sprawia też, że są lekkie i uniesione u nasady, a przy tym... nadal dosyć błyszczące. Po starannym usunięciu nadmiaru ręcznikiem, włosy wyglądają ślicznie. Muszę też przyznać, że odświeża włosy na bardzo długo! Generalnie myję włosy codziennie, a z nim udało mi się przetrwać cały weekend w wyjściowym stanie bez możliwości umycia włosów (umyłam w piątek, a całą sobotę i niedzielę wyglądały bardzo dobrze - dla mnie to imponujący wynik).
Suchy szampon miałam na sobie tutaj i widać, że włosy nadal ładnie błyszczą - również u nasady:
(różnica w kolorze włosów wynika z faktu ich niefarbowania przez 4-5 miesięcy)

Suchy szampon Nivea pachnie... klasycznym kremem Nivea ;) I choć zapach ten jest dla mnie generalnie raczej obojętny i niezachwycający, to w przypadku suchego szamponu uważam, że jest bardzo przyjemny. Pachnie po prostu świeżością i czystością, co w przypadku odświeżania włosów jest całkiem trafne :D
Jak widać, moje wrażenia co do tego produktu są BARDZO mieszane. Z jednej strony koszmarnie mnie wkurza aplikacja (atomizer naprawdę ciężko się wciska), brudzenie wszystkiego wokół i trudności z wyczesaniem włosów. Z drugiej strony - efekt po starannym usunięciu nadmiaru ręcznikiem jest fantastyczny i dokładnie taki, jakiego oczekuję. Włosy są lekkie, świeże, miękkie i błyszczące. W ogóle nie są tępe i matowe. Jednocześnie zapach kremu Nivea w tym konkretnym produkcie jest bardzo przyjemny (bo w olejku do ciała mi nieco przeszkadzał - trudno mi dogodzić ;)).
Cena to 17,99 zł/200 ml w Rossmannie.
Znacie już wszystkie za i przeciw, a decyzja należy do Was :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz