Nie miałam w czerwcu zbyt wiele czasu, by korzystać z kosmetycznych dobrodziejstw, ale po chwili zastanowienia i tak bez problemu udało mi się wskazać kilka produktów, które zasłużyły dziś na wyróżnienie (pozytywne bądź nie) :)
Ulubieńcy
La Roche-Posay Anthelios XL suchy żel-krem SPF50+
Faktem jest, że już wspominałam o nim kilka razy na blogu, ale właśnie go kończę (wyciskam już resztki, więc lada dzień będę rozcinać opakowanie) i postanowiłam wspomnieć o nim ponownie, ponieważ... używało mi się go z ogromną przyjemnością do samego końca. Jest to świetny matujący krem z filtrem do cery tłustej/mieszanej. Zastyga i wchłania się niemalże do zupełnego matu, nie powoduje wzmożonego świecenia w ciągu dnia, jest lekki i jeśli bieli, to naprawdę minimalnie. Aplikacja może sprawiać nieco trudności na początku przez to szybkie zastyganie, ale można sobie z tym poradzić, a moim zdaniem i tak jest łatwiejszy od matującego Vichy. Ma też wysoki SPF (50+) i PPD (31). Ja go uwielbiam i gdyby nie fakt kilku filtrów w zapasie, kupiłabym ponownie. Natomiast raczej odradzam cerom suchym - może ściągać i wysuszać.
Innisfree, No-sebum Mineral Powder
Cerom tłustym ogromnie polecam też puder Innisfree. To moje drugie opakowanie, pierwsze dostałam od zoili, a niedawno puder trafił do mnie po raz drugi, tym razem z Drogerii Misun. Jest bardzo drobniutko zmielony i nieco suchy, skrzypiący. Ale jak on matuje, wow! Jeden z najlepszych pudrów, jakie miałam w rękach. Stanowczo warto wypróbować choć raz, ponieważ używam go przed każdym większym wyjściem lub gdy potrzebuję matu na dłużej. Można na nim polegać.
Jest też trójka ulubieńców makijażowych czerwca :)
Puder Bell Hypoallergenic SPF50
Puder przewijał się już na moim blogu, również w ulubieńcach. Ale w czerwcu wiele mu zawdzięczałam, dlatego chciałabym go ponownie wyróżnić. To jeden z najbardziej ekspresowych produktów w użyciu, jakie znam, więc w przypadku "niedoczasu" - ideał. Bardzo mocno kryje, więc nałożony pędzlem kabuki (takim bardziej zbitym) mocno wyrównuje koloryt skóry bez potrzeby użycia podkładu. A ponieważ to puder, to nie trzeba go też pudrować ;) Jedyne zastrzeżenie mam do długości trzymania matu w ryzach, więc jeżeli miałam chwilę, to faktycznie go pudrowałam, a jeżeli nie, to dopiero po kilku godzinach.
Róż Maybelline 40 Pink Amber
Jest specyficzny i wiem, że nie każdemu przypadnie do gustu. Ma piękny, subtelny odcień różu i... średnią pigmentację :) Wiem, że to dla niektórych będzie dyskwalifikujące, ale dla mnie to plus - nie sposób z nim przesadzić, nawet w porannym pośpiechu. Nawet nie trzeba go szczególnie rozcierać, taki jest delikatny! Jedynie opakowanie mnie wkurza - wieczko się rozsuwa w górę i nie jest to wygodne.
Rozświetlacze w kremie Eveline
Rozświetlacze również miały już swoje miejsce na moim blogu (w recenzji oraz swatchach - tylko właśnie się zorientowałam, że nie pokazywałam Light razem z Gold, ponieważ Light trafił do mnie później). Baaaardzo je polubiłam za efekt, który można stopniować (od bardzo delikatnego do wyrazistego), brak nachalnych drobinek, aż do... łatwości użycia. Jeżeli boicie się rozświetlaczy w kremie - niepotrzebnie! Wydobywam trochę pędzelkiem na dłoń i opuszkiem palca rozklepuję na kościach policzkowych, idzie to naprawdę sprawnie :) Chętnie po nie sięgam!
Rozczarowania
Rozczarowania niestety też się znalazły :)
Ostatnio trochę zraziłam się do marki Delia. Otrzymałam kilka produktów od Izy (:*) i, kurczę, prawie wszystkie są kiepskie. Oczywiście cieszę się, że mogłam się przekonać na własnej skórze, jednak marka trochę mnie do siebie zniechęciła.
W tym miesiącu postanowiłam wskazać hennę jednoskładnikową, która wydaje się ideałem - jest już gotowa, zmieszana, a aplikator z pędzelkiem pozwala na aplikację bezpośrednio z opakowania. Czadowo, nie trzeba mieszać, bawić się w osobne spodeczki, pędzelki i tak dalej! Tylko szkoda, że efekt jest tak słaby, że wygoda użycia tego nie rekompensuje. Tuż po wykonaniu jest ok, ale już na drugi dzień efekt jest prawie niewidoczny! A trzeciego dnia to już nic. Biorąc pod uwagę fakt tego, że mam duże ubytki w brwiach i jasne włoski, zależy mi na wyrazistym podkreśleniu, żeby ułatwić sobie poranne malowanie. Tutaj aplikacja jest szybka, ale efekt ledwie widoczny i nietrwały. A nie zamierzam się w to bawić codziennie. Stanowczo wolę poświęcić tych kilka minut więcej na dobrą, trwałą hennę RefectoCil.
Delia, henna jednoskładnikowa brązowa
W tym miesiącu postanowiłam wskazać hennę jednoskładnikową, która wydaje się ideałem - jest już gotowa, zmieszana, a aplikator z pędzelkiem pozwala na aplikację bezpośrednio z opakowania. Czadowo, nie trzeba mieszać, bawić się w osobne spodeczki, pędzelki i tak dalej! Tylko szkoda, że efekt jest tak słaby, że wygoda użycia tego nie rekompensuje. Tuż po wykonaniu jest ok, ale już na drugi dzień efekt jest prawie niewidoczny! A trzeciego dnia to już nic. Biorąc pod uwagę fakt tego, że mam duże ubytki w brwiach i jasne włoski, zależy mi na wyrazistym podkreśleniu, żeby ułatwić sobie poranne malowanie. Tutaj aplikacja jest szybka, ale efekt ledwie widoczny i nietrwały. A nie zamierzam się w to bawić codziennie. Stanowczo wolę poświęcić tych kilka minut więcej na dobrą, trwałą hennę RefectoCil.

Cielista kredka Deborah 2in1 Gel Kajal&Eyeliner Waterproof
Ta kredka nie jest może bublem, ale i tak mnie rozczarowała. Szukałam następcy dla mojej ulubionej (Max Factor 90 Natural Glaze), która jest już trochę stara, ale chyba jednak kupię ją ponownie. Deborah jest bardzo jasna, waniliowa i przez to... rzuca się w oczy aż za mocno. Mimo, że jestem bardzo blada, oczy "krzyczą" jasnością. MF jest zdecydowanie subtelniejsza i daje efekt naturalnie wypoczętych oczu. Deborah jest miękka i żelowa, dzięki czemu łatwo sunie po linii wodnej, ale też niestety migruje z czasem. Po kilku godzinach od wewnętrznej strony nie ma nic, a przy linii rzęs widać nagromadzoną kredkę, która osadziła się na włoskach. Nie wygląda to zbyt estetycznie. MF jest o wiele lepsza pod względem koloru i trwałości, więc Deborah używam niechętnie.
Po lewej stronie - swatch Deborah oraz Max Factor, nawet jeżeli MF wydaje się tu brzydki, to naprawdę na linii wodnej prezentuje się doskonale! Z kolei właśnie "ta ładna" na ręku Deborah, na oczach wygląda sztucznie.
W środku i po prawej - Deborah po kilku godzinach, brzydko zbiera się na linii rzęs :(

Znacie któregoś z nich? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz