Szczotka Tangle Angel to jeden z najgorętszych hitów blogosfery, a u mnie... wylądowała w rozczarowaniach roku 2017. Niestety, z pewnych przyczyn nie sprawdziła się ona u mnie tak, jak tego oczekiwałam (mam wersję Classic Black)... We wpisie musiałam się posłużyć starymi zdjęciami (sprzed roku), które moich oczu już nie cieszą, ale co zrobić :)

Jednym z kluczowych powodów popularności szczotki, jest jej kształt, inspirowany skrzydłami anioła. Z pewnością jest wyjątkowy i przykuwający spojrzenie - szczotka jest po prostu ładna. Atutem wydaje się być gumowa rączka, ale czy faktycznie nim jest? No nie bardzo. Rozszerza się ku podstawie (by nie wyślizgiwać się z dłoni i faktycznie z niej nie wypada), ale jest dość krótka, więc ten kanciasty trzonek po prostu wbija się w dłoń podczas czesania. Bardzo mnie to zirytowało tuż po zakupie, z czasem jakoś zaczęłam to tolerować, trzymać maksymalnie wysoko, ale generalnie coś tu poszło nie tak. Ogólnie dobrze, że jest rączka, ale nie nazwę tej konkretnej wygodną. Wydaje mi się, że w wersji Xtreme jest ona dłuższa, co może sprawdzać się lepiej.
Szczotkę można śmiało postawić i stoi stabilnie ;) Niemniej jednak z tego nie korzystam, bo nie mam półki w łazience - jedynie chybotliwy, plastikowy regał na kółkach, a tego szczotka nie zniesie ;)
Szczotka ma ząbki o wiele dłuższe, niż w Tangle Teezer. Są też one ciut grubsze. O ile w TT, ząbki są ułożone naprzemiennie - dłuższe, krótsze, dłuższe, krótsze, tak w TA, są ułożone bardziej sektorami. Na brzegach są najdłuższe, schodzą stopniowo coraz niżej, by prawie na środku znowu być wyższe, a w samym środku najniższe. Odbywa się to zgodnie z miejscami podświetlonymi na zdjęciu.
Szczotka jest delikatnie zakrzywiona, by dopasowywać się do kształtu głowy.
Zaś z tyłu znajduje się ozdobne tłoczenie.
No dobra, ale jak to wszystko wypada w praktyce? Ano nijak ;) Wydawałoby się, że różne poziomy ząbków (dłuższych niż w TT, dodajmy) będą świetnie rozczesywać włosy, a... czeszą tak sobie. Gdy na głowie pojawi się kołtun, szczotka go omija, głaszcze, ale nie rozplątuje. Sunie po nim, a nie przez niego. Wielokrotnie musiałam poprawiać inną szczotką, bo ta nie dawała rady. Dodatkowo bardzo irytuje mnie fakt, że szczotka elektryzuje mi włosy, chyba najbardziej z dotychczas posiadanych, więc rzekomo antystatyczny materiał nie spełnia swojej funkcji. Dodam jeszcze do tego fakt, że po roku używania szczotka kompletnie nie nadaje się do pokazania na blogu (ze strony czeszącej) - ząbki po bokach są okrutnie pokrzywione. Nie sądziłam, że tak szybko się zniszczy. Zawsze przechowywałam ją w pozycji leżącej, ząbkami do góry. Jedynie do wykonania kilku zdjęć położyłam ją delikatnie i ostrożnie na ząbkach, ale bez przesady - w tym przypadku nie ma żadnego nacisku.
Powyższe zdjęcie pochodzi z wpisu Jak dbam o włosy
Generalnie, gdybym miała przedstawić mój prywatny ranking szczotek, to miejsce 4 (najgorsze) zająłby DTangler (recenzja), miejsce 3 - Tangle Angel, miejsce 2 - D-Meli-Melo, zaś miejsce 1 (najlepsze) Tangle Teezer... Obecnie wzdycham do The Wet Brush i planuję zakup.
W dużym skrócie: szczotka DTangler zniszczyła się ekstremalnie szybko, a ząbki zaczęły się wręcz wyłamywać już po miesiącu. Tangle Angel zniszczyła się po kilku miesiącach, słabo czesze, elektryzuje włosy. D-Meli-Melo jest trwała, czesze fantastycznie (najlepiej ze wszystkich), ale ma dość sztywne, nieprzyjemnie drapiące w głowę ząbki i generalnie leży tak mega sztywno w dłoni, jedzie przez włosy jak czołg :). Zaś Tangle Teezer jest najtrwalsza, najdelikatniejsza, nie elektryzuje, choć nie czesze lepiej od D-Meli-Melo. Tak więc - żadna ze szczotek nie jest idealna, każda ma swoje wady i zalety.
Tangle Angel Classic, Tangle Teezer, D-Meli-Melo |
Cena: ok. 40 zł (klik - porównanie cen)
Podsumowując, szczotka nie spełniła moich oczekiwań - poza pięknym designem niewiele więcej ma do zaoferowania. Rączka tylko na zdjęciach wydaje się być wygodna, bo w praktyce trzonek się bardzo wbija. Szczotka głaszcze, zamiast czesać włosy i z kołtunami sobie niestety nie radzi. Dodatkowo elektryzuje moje włosy, a po roku używania nie nadaje się do pokazania na blogu, taka jest zniszczona.
Ja niestety nie jestem zadowolona z zakupu (po roku używania, więc moja recenzja jest w 100% świadoma), ale nie chcę jej Wam odradzać, ponieważ wiem, że mnóstwo osób jest z niej zadowolonych. Ja do nich niestety nie dołączę. Być może wersja Xtreme sprawdziłaby się lepiej, ale nie mam już ochoty tego sprawdzać ;) Pewnie wiele zależy też od samego rodzaju włosów ;) Często słyszę, że Tangle Angel jest o wiele lepsza od Tangle Teezera - w moim przypadku niestety nie.
Lubicie Tangle Angel?
Zdaję sobie sprawę z tego, że pewnie pojawi się mnóstwo opinii zupełnie przeciwnych do mojej - jestem na to przygotowana, krytykując hit blogosfery :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz