Nie da się ukryć, że to pielęgnacja twarzy jest u mnie najbardziej złożona, przemyślana (ale czy dobrze przemyślana - to się okaże :D). Nie mam problematycznej skóry ciała, co przekłada się na brak regularności w jego smarowaniu czy peelingowaniu ;). Z dbaniem o stopy również bywa u mnie krucho. Z kolei o włosy dbać bardzo lubię, ale większe efekty daje u mnie bardzo delikatne obchodzenie się z nimi i pewne codzienne czynności niż skomplikowana pielęgnacja w ujęciu produktowym.
Zobacz też: Jak dbam o włosy?
Ale z twarzą... No, tu zaczynają się schody. Trądzik na tle hormonalnym (możliwe, że i nerwowym) od wielu lat, liczne blizny (dziurki) i przebarwienia, cera, która lubi popłynąć z sebum, więc i zaskórniki otwarte w strefie T. Pięknie. Co lepsze, jest dosyć pancerna, więc kosmetykami drogeryjnymi zwykle mogę się co najwyżej pogłaskać, a nawet 8-miesięczna kuracja kosmetykami z Biochemii Urody nie przyniosła rezultatów, co udokumentowałam na zdjęciach. Tylko dla widzów o mocnych nerwach. Już kiedyś o tym wspomniałam, ale na wszelki wypadek przypomnę - w związku z zawirowaniami hormonalnymi przyjmuję leki, nie bagatelizuję tego i nie marudzę, że mam problem, nic z tym nie robiąc ;).
Mycie: rano myję twarz czymś łagodnym. Aktualnie upodobałam sobie piankę z Holika Holika, która bardzo przyjemnie pachnie (ogórkowo) i odświeża, łagodnie myje, daje przyjemną, kremową, dość zwartą piankę, nie ściąga skóry po osuszeniu. Całe szczęście, że w przypadku pianki dozownik działa, jak należy, bo w żelu aloesowym to katastrofa. Polubiłam ją!
Tonik: na początku grudnia zamówiłam tonik łagodzący Vianek - jest przyjemny, łagodny, nie piecze nawet podrażnionej skóry, tylko męczy mnie ten kwaskowaty zapach róży. Z zapachami różanymi miewam różnie, bo róża róży nierówna (ale zdanie wyszło!) - akurat ta mnie męczy. Pryskam na dłoń i wklepuję w twarz, to dla mnie najlepsze rozwiązanie bo atomizer jest trochę zbyt skoncentrowany, a wacik pochłania ogromne ilości produktu.
Serum: codziennie jest to LIQ CC Light z 15% witaminą C - jest lekkie, po chwili dobrze się wchłania, bez problemu sprawdza się pod filtr i makijaż. Zostawia odbijającą światło warstwę, ale niemal suchą w dotyku. Bezzapachowe <3 choć po jakimś czasie uwalnia się specyficzny zapach witaminy C, który jest mi znany również z innych produktów. Używam z przyjemnością.
Krem pod oczy: obecnie Mizon Snail Repair Eye Cream, na którego się obraziłam, bo choć bardzo lekki (niemal żelowy), super się wchłania, przyjemnie pachnie, to napina skórę i... na dłuższą metę wysusza :/. Od kremu pod oczy oczekiwałabym nawilżenia, a nie wysuszenia! Co ciekawe, podarowałam Ani odlewkę i... odniosła dokładnie takie samo wrażenie. Niemniej jednak pod makijażem sprawdza się znakomicie. Ale nie wrócę do niego.
Filtry, filtry, filtry!
Podczas złuszczania skóry punkt obowiązkowy, nie ma przebacz.
W emulsji Lirene SPF50+ wylizuję już resztki, więc skończy się lada dzień. To nie moja pierwsza i nie ostatnia tubka, a kolejną mam już w zapasie. Lekki, dobrze wchłaniający się krem z filtrem na co dzień o genialnym stosunku cena/pojemność (ok. 28 zł/175 ml), dodatkowo podobno ma wysokie PPD (35)*, czyli stopień ochrony przed UVA. Bardzo przyjemny w stosowaniu, ale wiele osób go odrzuca z powodu filtrów przenikających, co jak najbardziej rozumiem, ale sama się do tego nie stosuję. Nie bieli. Świetny filtr na co dzień <3
Vichy Ideal Soleil matujący SPF50 również jest już na wykończeniu, o czym informuje mnie popierdująca tubka. To był mój pierwszy filtr, który pozwolił mi uwierzyć w to, że da się filtrować komfortowo, bez smalcu na twarzy i bielenia. Do dziś mam do niego sentyment i bardzo lubię, choć jest odrobinkę kłopotliwy przy samej aplikacji - nie można go za długo rozsmarowywać, trzeba po chwili zacząć wklepywać, w przeciwnym razie się roluje. Zastyga do matu i pozwala nie płynąć z sebum za szybko, bieli baaardzo leciutko bądź wcale ;). PPD podobno 17, więc dość słabiutko, relacja cena/pojemność średnia (ok. 40-50 zł/50 ml). Na razie nie wiem, czy do niego wrócę bo Antheliosy są jeszcze lepsze :). Co nie zmienia faktu, że to bardzo przyjemny produkt.
La Roche-Posay, Anthelios XL, suchy żel-krem SPF50+ - nie wiem, kto nazwał go żelem ;). To po prostu ciut tępawy krem, który po rozprowadzeniu wchłania się do sucha. Rozprowadza się lepiej od Vichy i łatwiej dołożyć drugą warstwę, posiada wygodną pompkę. Bieli bardzo lekko lub wcale. Baaaardzo go polubiłam. Lekko ściąga skórę - polecam raczej cerom mieszanym i tłustym, zapewnia mat na długo. PPD wysokie bo 31, tylko cena ok. 50-60 zł/50 ml...
La Roche-Posay, Anthelios XL, fluid ultralekki SPF50+ również jest zdecydowanie godny uwagi, choć specyficzny. Przy wydobywaniu bardzo wodnisty (dosłownie się wylewa!), przy rozsmarowywaniu lekko tłustawy jak olejek, a po chwili wchłania się niemal do sucha. Magia... Nic a nic nie bieli. Sprawdza się u mnie lepiej, gdy pojawia się przesusz, bo nie ściąga tak skóry jak suchy żel-krem. PPD bardzo wysokie bo aż 42, tylko ponownie cena ok. 50-60 zł/50 ml.
Niemniej jednak Antheliosy są wskazywane jako najlepiej chroniące i najbardziej nowoczesne, zaawansowane filtry na rynku, więc z pewnością jest to cena idąca w parze z jakością i myślę, że warto. Dla mnie atutem jest komfort stosowania i wysokie PPD. Dlatego nie chcę za bardzo marudzić na cenę bo choć nienajniższa, to jednak uzasadniona.
Jeżeli nie muszę wyglądać super-dobrze, sięgam po tańszy Lirene lub inne filtry, które zalegają na półce niekochane (obecnie Janda "luksusowy", Pharmaceris wybielający), a jeżeli mój makijaż ma przetrwać długo to Vichy lub Antheliosy. Szkoda mi ich na co dzień ze względów czysto ekonomicznych :)
* SPF to stopień ochrony przed promieniowaniem UVB, zaś PPD to stopień ochrony przed UVA. Ważny współczynnik, ale podobno każdy producent mierzy to nieco inaczej, więc należy do tego podejść z małym dystansem.
Demakijaż to podstawa!
Jeżeli mam bardzo delikatny makijaż, wystarczy mi sam płyn micelarny. Obecnie jest to micel Garnier, którego chyba nie muszę przedstawiać ;). Skuteczny, łagodny, tani. Dobrym zamiennikiem jest dla niego niebieska Bielenda nawilżająca, którą zużyłam tuż przed nim i chętnie powrócę. Jeżeli mam na sobie więcej makijażu (bądź trwalszy), to wspomagam się płynem dwufazowym - aktualnie jest to Nivea. Polubiłam go - skutecznie i szybko rozpuszcza nawet mocniejszy makijaż, nie podrażnia mi oczu (ale wiem, że niektórym owszem, więc uwaga!). Denerwuje mnie jedynie nakrętka, zamiast której wolałabym zatrzask. Płyn dwufazowy nie jest stałym elementem mojej pielęgnacji - czasem mam, czasem nie, akurat wpadł w moje ręce, to używam z przyjemnością bo jest dobry :). Za to nigdy nie może zabraknąć u mnie olejku do demakijażu, obecnie jest to olejek Resibo. Fantastycznie rozpuszcza nawet najcięższy, wodoodporny makijaż - nic mu niestraszne. Szkoda, że nie zawiera emulgatora, pozostawia mocno wyczuwalną warstwę, którą trzeba porządnie domyć. No chyba, że użyję ściereczki Resibo, wtedy idzie łatwiej i szybciej, ale muszę prać ściereczkę tuż po zakończeniu czynności, więc czas zaoszczędzony na demakijażu zostaje przeznaczony z nawiązką na mycie ściereczki ;).
Pełna recenzja olejku tutaj: Resibo - przegląd marki (5 kosmetyków + próbki)
Mycie: obecnie używam żelu-mleczka Alverde, o którym napisałam wszystko, co się dało w ulubieńcach listopada - uwielbiam! Jest już na wylocie, ale mam dla niego godnego następcę - pastę do mycia twarzy Fresh&Natural z melisą i szałwią. Spróbowałam już kilka razy gdzieś w międzyczasie i wiem, że będzie dobrze, choć jest mało wygodna w użyciu :).
Tonik: aktualnie woda termalna Vichy - polubiłam ją bardzo, ale szkoda, że trzeba ją osuszać (nie jest izotoniczna, jak Uriage). Choć z drugiej strony - to skraca czas spędzony w łazience bo jak się popryskam Uriage, to później chodzę po domu i się "wachluję" dłońmi, czekając na wchłonięcie. A tu rachu-ciachu (pryskam, czekam chwilkę, osuszam) i twarz gotowa do dalszych kroków. Odnoszę wrażenie, że moja skóra jest po niej bardziej miękka i ukojona, niż po Uriage.
Serum: najczęściej jest to LIQ CC Light (tak, jak rano), ale co trzeci dzień jest to serum z retinolem LIQ CR. Ma śmieszny, smarkowo-żółto-zielony kolor, ale jest bezzapachowe i przyjemne w użyciu. Pozostawia bogatszą warstwę, ale na noc mi to nie przeszkadza. Więc kolejno dniami jest to: CC - CC - CR - CC - CC - CR itd.
Krem pod oczy: w wersji na noc wzbogaciłam sobie małą porcję kremu Mizon odrobiną oleju i gliceryny, które akurat miałam na stanie (to ten słoiczek no name po prawej) bo krem samodzielnie zagwarantował mi straszny przesusz. Wolałabym zmieszać z kwasem hialuronowym, ale aktualnie nie mam... Ale już idzie do mnie zamówienie z ZSK :)
Krem do twarzy: jakiś czas temu w moje ręce wpadł LRP Hydraphase Intense Legere - nie wiedziałam, czy puścić go dalej, czy używać. Ostatecznie używam, ale bez szału. Jest baaaardzo lekki, wodnisto-żelowy, wchłania się praktycznie natychmiast, posiada alkohol wysoko w składzie co zdecydowanie czuć przy aplikacji. Bałam się alkoholu przy kwasach i retinolu, ale nic się nie dzieje. Niemniej jednak to taki trochę nijaki produkt, którego włączenie do pielęgnacji praktycznie nic nie zmieniło, więc nie planuję powrotu. Może się sprawdzić jako bardzo lekki krem na dzień. Używam też sprawdzonego już Avene Cicalfate (miałam w poprzednich latach) - bardzo gęsty, kojąco-regenerujący tłuścioszek. Uwielbiam to uczucie ulgi po użyciu...
Usta: Nuxe Reve de Miel to bezsprzecznie najlepszy produkt do ust, z jakim miałam styczność. Nawilża, zmiękcza, regeneruje, uwielbiam. Jest bardzo bogaty i po posmarowaniu na noc... rano nadal czuję lekką warstwę na ustach! Trochę mnie wkurza jego krystalizowanie, ale wart każdej złotówki. Do tego duża pojemność i jest diabelnie wydajny!!! Trochę mi się już znudził, ale co ja pocznę po zużyciu? Nie znam lepszego ;).
Brwi: kontynuuję kurację odżywką do brwi Orphica Brow, choć już wylizuję resztki i myślę, że to kwestia dni :)
Zobacz też: Orphica, odżywka do brwi Brow - efekty!
W tym sezonie jesienno-zimowym miałam w planie peelingi kwasem azelainowym na glikolu roślinnym, ale... nadal zużywam Biocosmetics, kwas migdałowo-kojowy 40% (pH 1.9)! Rany, jaki on jest wydajny! Jestem już w tym sezonie po ok. 13-14 peelingach 40% (nie rozcieńczam go, bo to stężenie jest dla mnie odpowiednie) i jeszcze chyba wystarczy na kilka. Etykieta nie wytrzymuje upływu czasu ;). Mam też na stanie neutralizator, którego używam, raczej nie planuję ponownego zakupu bo łatwo zrobić go samemu, ale też jest bardzo wydajny ;)
Najbardziej lubię peelingi mechaniczne i to one dają u mnie najlepsze rezultaty. Gdy w mojej pielęgnacji były same kwasy (Biocosmetics), używanie peelingu mechanicznego nie stanowiło dla mnie żadnego problemu. Jednak odkąd wprowadziłam także serum z retinolem to moja skóra to już wyraźnie odczuła poprzez uwrażliwienie i obecnie skłaniam się ku peelingom enzymatycznym oraz kawitacji.
Tak się niefortunnie złożyło, że dotychczasowy peeling mechaniczny - wygładzający Senelle Summer (którego używałam przez kilka ostatnich miesięcy) właśnie dobiegł końca i wyciągnęłam peeling oczyszczający z korundem Sylveco. Jeszcze nie wiem, jak moja skóra go zniesie na dłuższą metę, zobaczymy - jest kremowy, ma delikatny, jakby lekko marcepanowy zapach i bardzo drobniutki pyłeczek niepozornego, ale jakże skutecznego korundu. Wydaje się dobry, ale nie tak zachwycający, jak Senelle...
Z kolei enzymatyczny peeling Sylveco znam już nie od dziś, ale moje odczucia są takie trochę mieszane. To chyba najprzyjemniejszy peeling enzymatyczny z dotychczas stosowanych i jak dotąd jedyny, do którego mogłabym wrócić, ale jego działanie jest na takie troszkę słowo honoru (w mechanicznych oczyszczenie jest wyraźne i niepodważalne, a w enzymatycznych takie trochę nie do końca). Po zmyciu buzia jest miękka i gładka w dotyku, ale z suchymi skórkami sobie nie radzi. Ma słodko-mdły, męczący zapach (to podobno geranium???), a producent zaleca masowanie twarzy po aplikacji, co mnie trochę zniechęca - chciałabym nałożyć, zostawić, zmyć, a tak muszę wisieć nad umywalką i się masować. Dodatkowo po chwili robi się tępy i ciągnę skórę niepotrzebnie, więc trzeba go zwilżyć, ale wtedy się odrobinę emulguje i spłukuje, więc znowu trochę dokładam i generalnie tych kilka minut nad umywalką bywa męczące ;).
Peeling kawitacyjny to model Beauty Limited SN-305, jak na razie jestem bardzo zadowolona. W żaden sposób nie koliduje z uwrażliwieniem twarzy, łagodnie i skutecznie oczyszcza buzię. Po porannej kawitacji, buzia jest przez cały dzień taka czysta i rozjaśniona <3. Na pewno pojawi się osobny wpis po większej ilości zabiegów.
Jeżeli chodzi o maseczki, to ostatnio trochę błądzę. Najwięcej mam w zapasach tych oczyszczających z uwagi na rodzaj cery, ale w chwili obecnej wolałabym nawilżać, łagodzić i regenerować, więc tymczasowo niczym się nie "pochwalę" ;). Mam teraz kilka Chic Chiq dzięki Agnieszce oraz saszetkę algowej Bielendy dzięki Justynie, a co będzie dalej - zobaczymy :) Mam jeszcze dużo bawełnianych maseczek w tabletkach, więc mogę sobie coś ukręcić np. na toniku łagodzącym :)
Nie da się ukryć, że na efekty mojej pielęgnacji składa się kilka czynników razem wziętych. Składa się ona z następujących filarów:
- peelingi kwasowe (migałowy + kojowy 40%, pH 1.9) - raz w tygodniu, czasem po 1,5 tygodnia, zależy jak mi się czasowo ułoży możliwość.
- retinol (serum LIQ CR 0,3%) - mniej więcej dwa razy w tygodniu, w zasadzie to dwa razy w ciągu sześciu dni (bo CC - CC - CR - CC - CC - CR), być może zwiększę częstotliwość co drugi wieczór, ale jeszcze nie wiem, czy moja skóra to zniesie, na razie się przyzwyczajam stopniowo
- witamina C (serum z kwasem l-askorbinowym LIQ CC 15%) - codziennie rano, prawie codziennie wieczorem, zamiennie z serum z retinolem (patrz wyżej)
- peeling kawitacyjny - raz w tygodniu
- filtry - punkt obowiązkowy codziennie rano! Minimum SPF50, a najlepiej SPF50+!
Staram się, by reszta pielęgnacji była łagodna (woda termalna Vichy, tonik łagodzący Vianek, krem Avene Cicalfate, do mycia pianka aloesowa Holika Holika lub żel-mleczko Alverde)
Dopiero włączenie retinolu do pielęgnacji (ok. miesiąc temu) sprawiło, że moja cera coś odczuła. Zrobiła się wrażliwsza, niektóre kosmetyki zaczęły mnie delikatnie piec po nałożeniu (np. serum LIQ CC), a peeling mechaniczny stał się nieprzyjemny. Pory na nosie uległy lekkiemu zwężeniu (ale nie oczyszczeniu - po prostu duże czarne dziurki to teraz małe czarne dziurki :P). Mam też trochę więcej suchych skórek na brodzie i czubku nosa. Niebywałe jest to, jak szybko goją się wypryski po użyciu tego serum. Dopiero co mnie obrzuciło na twarzy przed okresem (chyba z 6 niedoskonałości!!!) i już na drugi dzień po użyciu LIQ CR były wyraźnie zmniejszone! Aż na drugi dzień nałożyłam punktowo tylko w te miejsca, ale nie ryzykowałabym z takimi częstymi praktykami ;). Z retinoidami miałam już styczność jakieś 7-8 lat temu, ale w znacznie silniejszej postaci (tretynoina - Locacid), efekty były zniewalające, ale okraszone masą nieprzyjemności (podrażnienie, zaczerwienienie, pieczenie, swędzenie, silne złuszczanie skóry). W chwili obecnej mój stan cery jest o wiele lepszy niż wtedy (wtedy miałam bardzo silny trądzik, teraz słaby) i myślę, że łagodniejsza forma serum z retinolem mi jak najbardziej wystarczy ;).
Odnoszę wrażenie, że również witamina C zaczęła już pokazywać swoje (pozytywne) oblicze, bo moja buzia jest w chwili obecnej ładniejsza, jaśniejsza, gładsza, jakby bardziej promienna, co zauważyłam bardzo szybko po wprowadzeniu LIQ CC. Nawet bardzo lekki makijaż wygląda ładnie - nie potrzebuję aż tak dużego krycia bo buzia jest bardziej jednolita niż zwykle. Tak, jakby się wyciszyła i nieco "przygasła" - zwykle była zaróżowiona, wyraźnie odcinała się od szyi, a teraz koloryt jest bardziej jednolity, żółtawy, nie odcina się tak mocno <3. Różnica zdecydowanie jest zauważalna i o wiele chętniej zaglądam w lustro! :)
Na temat kawitacji pojawi się osobny wpis, ale z pewnością jest łagodna i nie koliduje z kwasami i retinolem, przy czym widać natychmiastowe oczyszczenie skóry, która chłonie produkty o wiele intensywniej!
Najwięcej mogłam powiedzieć na temat kwasów, których używam już od 4 miesięcy, ale na dalsze efekty będę musiała jeszcze zaczekać - bo serum LIQ CR oraz LIQ CC wprowadziłam miesiąc temu. I choć efekty nawet po tym czasie są już widoczne, to jednak nie ma co się oszukiwać - przebarwienia nie zniknęły trwale po miesiącu smarowania. Witamina C robi takie niemal natychmiastowe "wow" z buzią, ale tak naprawdę nie wiem, jaki będzie faktyczny efekt docelowy. Zobaczymy :). Najbardziej oczekuję: rozjaśnienia przebarwień i ograniczenia liczby wyprysków, a jeżeli moje pory miałyby się trochę oczyścić, to również nie będę narzekać. Byłoby również miło, gdyby zmniejszyło się wydzielanie sebum.
Na temat kawitacji pojawi się osobny wpis, ale z pewnością jest łagodna i nie koliduje z kwasami i retinolem, przy czym widać natychmiastowe oczyszczenie skóry, która chłonie produkty o wiele intensywniej!
Najwięcej mogłam powiedzieć na temat kwasów, których używam już od 4 miesięcy, ale na dalsze efekty będę musiała jeszcze zaczekać - bo serum LIQ CR oraz LIQ CC wprowadziłam miesiąc temu. I choć efekty nawet po tym czasie są już widoczne, to jednak nie ma co się oszukiwać - przebarwienia nie zniknęły trwale po miesiącu smarowania. Witamina C robi takie niemal natychmiastowe "wow" z buzią, ale tak naprawdę nie wiem, jaki będzie faktyczny efekt docelowy. Zobaczymy :). Najbardziej oczekuję: rozjaśnienia przebarwień i ograniczenia liczby wyprysków, a jeżeli moje pory miałyby się trochę oczyścić, to również nie będę narzekać. Byłoby również miło, gdyby zmniejszyło się wydzielanie sebum.
Jak wygląda Wasza pielęgnacja zimą?
Kwasy, retinoidy, czy może jednak wzmożona regeneracja w okresie grzewczym? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz