Jestem ogromnie podekscytowana, publikując ten wpis! Ale tak w kategoriach bardzo-bardzo :D Dlaczego? Bo dzięki uprzejmości Neauty Minerals mogę Wam pokazać WSZYSTKIE cienie! Wiem, że wiele z Was czekało na ten wpis, bo gdy pokazałam tę gromadkę w Nowościach, sporo osób w komentarzach nie mogło się doczekać publikacji. No to jest :)
Swoje pierwsze cienie Neauty kupowałam już w 2015 roku, więc nie da się ukryć, że bardzo je lubię i dobrze znam :) Prawda jest taka, że... piszę ten wpis po raz drugi. Do tej pory miałam 8 odcieni i właśnie je miałam Wam pokazać, ale teraz są wszystkie i jestem z tego bardzo dumna <3 Cieszę się też z drugiego powodu - gdy kupowałam cienie jakiś czas temu (korzystając z dotychczasowych swatchy w internecie), wydawało mi się, że mam już wszystkie kolory, które mi się najbardziej podobają, a reszty pewnie bym użyła tylko raz na jakiś czas, więc w sumie bez sensu. W jakim ja byłam błędzie!!! Niestety swatche, które oglądałam, były dość kiepskiej jakości, a cienie wyglądały na nijakie, bez "tego czegoś", nie chwytały mnie za serce. Gdy rozpakowałam paczuszkę z pozostałymi odcieniami, oniemiałam z wrażenia, bo znalazło się jeszcze kilka odcieni must have (dla mnie) i czułam nawet lekkie rozgoryczenie "dlaczego nie miałam ich wcześniej?! przecież są takie ładne!!!". Mam nadzieję, że mój wpis ułatwi Wam wybór, a swatche nie będą nijakie!! :)
(etykiety z nazwami u góry na słoiczkach zrobiłam sobie sama)
Co charakteryzuje cienie Neauty?
Tym, co pierwsze rzuca się w oczy, są malutkie i poręczne słoiczki (średnica 3 cm, wysokość 1,8 cm), zajmują niewiele miejsca i nawet przechowywanie 22 kolorów nie sprawia mi trudności. Nareszcie firma mineralna wypuściła pojemność, którą jest szansa zużyć! Zupełnie nie widzę sensu tworzenia cieni o pojemności np. 3 g, bo dla mnie to jest nie do zużycia. Cienie mineralne są bardzo wydajne, więc 1 g to naprawdę idealna ilość! Tym bardziej, że powierzchnia powieki do największych nie należy, a cienie są tak napigmentowane, że wystarczy odrobina. Termin przydatności wynosi 12 miesięcy od otwarcia, ale wielokrotnie słyszałam, że w przypadku produktów sypkich, szczególnie mineralnych, nie trzeba się tym bardzo przejmować, bo psują się wolniej. Najważniejsze, by nie dotykać niczym sitka i nie pozostawiać na nim jednocześnie bakterii, jedynie wysypywać cień ze słoiczka. Cienie kosztują 14,90 zł za pełnowymiarowy słoiczek 1 g lub 3,90 zł za próbkę 0,2 g (która wcale nie jest taka mała przy tej wydajności). Raz na jakiś czas są promocje, a już nawet cena regularna jest bardzo dobra! W sklepie Neauty można kupić również puste pojemniczki (1 g, 2 g, 8 g), więc nawet jeżeli kupicie próbki czegokolwiek, można je sobie przesypać.
W ofercie znajdują się obecnie 22 odcienie, w tym 8 matowych i 14 połyskujących. Są przyjemnie, drobno zmielone. Absolutnie fantastyczne jest to, że nazwy w 100% odzwierciedlają kolor - tak bardzo trafiają w sedno, że... znam wszystkie cienie na pamięć i opisywałam swatche zupełnie z pamięci. Super, bo od razu wiem, po jaki kolor sięgam. Chyba jedynym minusem jest to, że słoiczki mają nazwy tylko na dole (etykiety z papieru samoprzylepnego zrobiłam sama przy użyciu drukarki), więc domyślnie od góry widzimy tylko napis Neauty ;) Niestety słoiczki nie posiadają zasuwanego/zamykanego sitka (nie wiem, czy przy takich maleństwach to w ogóle możliwe), więc trzymanie ich do góry nogami nie jest dobrym pomysłem, dla zachowania porządku lepiej przechowywać je "normalnie", poziomo - stąd moje naklejone etykiety. I nie ma problemu :)
Cienie są cudownie napigmentowane - wszystkie swatche były nakładane na sucho, zaraz zobaczycie na swatchach, że nie jestem gołosłowna, a cienie są mocno wyraziste. Zdjęcia swatchy były robione głównie w cieniu (w słoneczny dzień, ale nie trzymałam ręki w pełnym słońcu) w celu lepszego odzwierciedlenia kolorów (w słońcu są za ciepłe), ale muszę tu dodać, że w związku z tym połyskujące cienie nie wypadły na zdjęciu zbyt imponująco - po pierwsze cień, a po drugie statyczne zdjęcia. Możecie mi wierzyć, że te połyskujące błyszczą jak należy :) Są też bardzo drobno zmielone.
Sitko od nowości jest zabezpieczone folią:
sandy beach --- sea shell --- in the mist --- salmon pink --- frosty peach
gold rush --- acorn acap --- chestnut rain --- copper brown --- volcanic ash --- like a raven
foggy morning --- stormy cloud --- starry night --- turquoise stone --- wild jungle
olive grove --- in the woods --- bunch of lilac --- juicy plum --- silver violet --- pansy flower
(pisałam to z pamięci, tak trafione mają nazwy!!!)
Wszystkie kolory po kolei:
(w cudzysłowie informacja ze strony Neauty, dalej moje odczucia jeżeli chcę coś jeszcze dodać)

sandy beach - "klasyczny beżowy odcień w matowym wydaniu". To mój NAJLEPSZY beżowy cień do powiek ever, o którym pisałam już we wpisie Przegląd 17 cielistych/beżowych cieni do powiek, więc nie jest to u mnie nowość :) Jest cudowny, bo drobniuteńko zmielony i dzięki temu wygląda bardzo świeżo na powiece (a w tej kategorii jestem wymagająca i np. popularny cień My Secret 505 już mi tak bardzo nie pasuje bo uwidacznia strukturę skóry powieki, a matowe Color Tattoo to dla mnie wręcz buble), wręcz ją wygładza, zamiast podkreślać wszelkie załamania. Dodatkowo ma piękny, bardzo twarzowy kolor - jest to piaskowy beż (nazwa sandy beach bardzo trafiona) - nie jest ani żółty, ani różowy, bardzo neutralny i wielu osobom będzie pasował. Cudownie napigmentowany, pięknie kryje i tuszuje wszelkie żyłki na powiekach. Świetnie się sprawdza zarówno na całą powiekę, jak i do rozcierania granic. CUDO! Must have!

sea shell - "intensywnie rozświetlający odcień beżu z jasnoróżową poświatą". Przyjemny, rozświetlający beż z lekko (!) różową poświatą. Drobinki opalizują na lekko żółto-brzoskwiniowo, więc jest naprawdę wyjątkowy, pięknie rozświetla. Idealny na całą powiekę, bardzo go lubię.

in the mist - "jasny odcień połyskujący subtelnymi złotymi drobinkami" - żółty beż, lekko cytrynowy. Myślałam, że będzie moim ulubieńcem, ale sea shell jest jednak bardziej uniwersalny, mimo że mam żółtą tonację skóry - ten okazał się zbyt cytrynowy na powiece :)

salmon pink - "matowy róż w łososiowym odcieniu" - piękna, matowa różo-brzoskwinia *.* W rzeczywistości ma ciut więcej różowych tonów niż na swatchu

frosty peach - "półtransparentny cień tworzący efekt tafli z subtelnymi drobinkami" - różo-brzoskwinia ze srebrnymi drobinkami. Dziwny jest ten cień - kolorystycznie bardzo ładny, ale drobinki robią dyskotekę. Niby wydają się spore, ale gdy oglądałam swatche zbiorcze w sztucznym świetle, to wydawały się takie same (wielkością) jak w pozostałych cieniach. Widocznie odbijają światło o wiele bardziej i jakoś mi to nie gra, za dużo błysku :)

gold rush - "subtelny złoty odcień z mieniącymi się drobinkami" - jasny, neutralny brąz ze złotą poświatą, śliczny! Ostatnio nałożyłam go na całą powiekę w duecie z jasnym cieniem w wewnętrznym kąciku - wyglądał bardzo subtelnie i delikatnie, a po nałożeniu pędzlem drobinki trochę się "rozproszyły" i nie były rzucające się w oczy, a mimo to dodawały świeżości :)

acorn acap - "matowy średni brąz z nutą szarości" - zbliżony do gold rush, tyle że matowy. Piękny, bardzo uniwersalny jasny brązik :)

chestnut rain - "ciepły średni brąz w matowej odsłonie" - ciepły, mocno napigmenowany kasztan

copper brown - "intensywnie połyskujący brąz w miedzianym odcieniu" - piękny, średni, lekko miedziany brąz, połyskujący na złoto

volcanic ash - "średni odcień szarości o matowym wykończeniu" - cudowny odcień! Bardzo chłodny, szary brąz. Sprawdza się idealnie do brwi, jeżeli szukacie właśnie takich szarych odcieni bez fioletu! Uwielbiam go również do kresek na powiece :)

like a raven - "intensywna matowa czerń" - w tym miejscu muszę poświęcić chwilę na wyjaśnienia :) Moja ręka po maratonie robienia swatchy (zaklejanie taśmą, wcieranie proszków, zrywanie taśmy, milion zdjęć, szybkie mycie ręki, znowu zaklejanie...) była już w tak fatalnym stanie, że nie bardzo była w stanie przyjmować kolejne proszki na sucho - ręka też była sucha, więc proszki nie miały się do czego przyczepić, ocierały się o skórę, nie pozostając na niej w 100%. Zrobiłam więc innego dnia dodatkowe zdjęcie tej czerni na dowód, że ona NIE jest słabo napigmentowana. Bo nie jest :) Po lewej stronie bez bazy, po prawej stronie na bazie (na ostatnim zdjęciu) - tutaj nawet bez bazy wyszło świetnie, gdy ręka była wypoczęta i gotowa do pracy :D Także to, że na zdjęciu zbiorczym cień wyszedł słabo, nie jest jego winą.

foggy morning - "chłodny jasnoszary odcień w matowej odsłonie" - jasny, gołębi popiel z nutą błękitu

stormy cloud - "intensywnie połyskująca szarość w stalowym odcieniu" - stalowy połyskujący na srebrno. W sztucznym świetle widzę nutkę fioletu w drobinkach, ale bardzo niewielką :)

starry night - "głęboki granat z dodatkiem delikatnych drobinek" - stalowy granat połyskujący na srebrno. Tutaj podobna sytuacja, jak z czernią - na zdjęciu zbiorczym cień nie wyszedł imponująco nakładany na sucho. Ale już innego dnia wyszedł świetnie, nawet bez bazy (po lewej), a na bazie to już w ogóle miodzio. Widać też, jak zachowuje się cień bez bazy (drobinki są bardziej widoczne, lotne) i na bazie (drobinki są mniej widoczne, sam cień robi się bardziej jednolity i równomiernie odbijający światło)

turquoise stone - "turkusowy odcień z subtelną poświatą złotych drobinek" - turkusowy, ale czy ja w nim widzę złote drobinki? hmmm... ja widzę jasnobłękitne, lekko zielonkawe, ale może to kolor cienia się w nich odbija? :)

wild jungle - "intensywna zieleń w towarzystwie maleńkich drobinek" - połyskująca, ciemna, głęboka zieleń, piękny kolor!

olive grove - "oliwkowa zieleń w delikatnej poświacie złotych drobinek" - nie mam nic więcej do dodania :)

in the woods - "intensywnie połyskujący brąz z nutą khaki" - cudowne połączenie brązu i militarnej zieleni, odcień bardzo wyjątkowy! Połyskuje jakby na złoto *.*

bunch of lilac - "pastelowy fioletowo-różowy cień o matowym wykończeniu" - odcień pomiędzy różem, a fioletem. Chłodny, jesienny. W rzeczywistości ma więcej różu, niż na swatchu.

juicy plum - "głęboki śliwkowy kolor z delikatnymi drobinkami" - znowu różo-fiolecik, w rzeczywistości bardziej fioletowy. Pięknie się mieni na różne kolory (złoty, różowy, fioletowy)

silver violet - "przepięknie połyskujący odcień w kolorze stalowo-fioletowym" - to jest wybitnie nietypowy odcień, taki trochę duochrome. W słoiczku fioletowy, w rzeczywistości stalowy i ma trochę zieleni/brązu jak kameleon. Drobinki są mega drobniutkie, ale mienią się na różne kolory.

pansy flower - "cień w kolorze ciemnego fioletu z subtelnymi drobinkami" - ciemny, głęboki fiolet/śliwka z różowo-fioletowymi drobinkami
Od lewej do prawej:
sandy beach --- sea shell --- in the mist --- salmon pink --- frosty peach
Od lewej do prawej:
gold rush --- acorn acap --- chestnut rain --- copper brown --- volcanic ash --- like a raven
Od lewej do prawej:
foggy morning --- stormy cloud --- starry night --- turquoise stone --- wild jungle --- olive grove --- in the woods
w pełnym słońcu:
Od lewej do prawej:
bunch of lilac --- juicy plum --- silver violet --- pansy flower
Takie swatche wcześniejszych cieni miałam jeszcze na dysku:
Tym razem od PRAWEJ do lewej :)
(1) sandy beach, (2) sea shell, (3) in the mist, (4) frosty peach, (5) salmon pink, (6) volcanic ash, (7) silver violet, (8) in the woods

Zrobiłam jeszcze później dodatkowe zdjęcia cieni błyszczących w świetle sztucznym, lepiej widać połyskujące drobinki:
silver violet, juicy plum, pansy flower, turquoise stone, wild jungle, olive grove, in the woods
sea shell, in the mist, frosty peach, gold rush, copper brown, stormy cloud, starry night
Część zdjęć (swatche) była robiona wcześniej, część później - zdaję sobie sprawę, że może nie wyglądać za estetycznie taki mix, ale dla mnie zawsze priorytetem jest przydatność wpisu i myślę, że każde zdjęcie jest potrzebne - po co ma się kurzyć na dysku, a skoro już zostało zrobione, to trzeba wstawić :)
Uwielbiam te cienie, moimi osobistymi must have są matowe: sandy beach, salmon pink, acorn acap, chestnut rain, volcanic ash oraz błyszczące: sea shell, gold rush, copper brown, in the woods, wild jungle. Czyli najbardziej bezpieczne, bo ze mnie taka nudziara :) W gamie jest mnóstwo cudownych kolorów, szczególnie na jesień, więc warto się zainteresować. Pod koniec października będzie promocja na cały asortyment Neauty (potwierdzona informacja - źródło, w komentarzu), warto się zainteresować :)
Dla mnie jedyną wadą cieni mineralnych (ogólnie, nie Neauty) jest fakt ich sypkiej postaci - przyznam szczerze, że nie zawsze chce mi się bawić w proszki. Niemniej jednak przy minerałkach trzeba się z tym liczyć, a ich jakość, skład, kolory i cena wszystko wynagradza :)
Powtórzę jeszcze raz, że swatche były robione na sucho - na bazie zyskują jeszcze dodatkowej intensywności, ale już nawet na sucho pigmentacja jest imponująca. Pamiętajcie, że ręka jest sucha (szczególnie moja, po maratonie swatchy i zmywaniu ich w kółko) i przez to cień nie ma tak dobrej przyczepności. Bazy czepia się o wiele łatwiej, a przecież używamy bazy, no nie? :) Zwróćcie jeszcze uwagę na to, jak zachowują się i wyglądają cienie na bazie w porównaniu do cieni bez bazy (opisałam to na przykładzie starry night).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz