środa, 13 września 2017

Lakier Zila 104 Rodo i naklejki wodne w szkocką kratę

Na kwietniowym spotkaniu MAYbe Beauty (link) otrzymałyśmy ładnie zapakowany upominek od Drogeria.pl:







W jego skład wchodziły:


Muszę przyznać, że krówki zniknęły tuż po rozpakowaniu, po arkuszu do planowania pielęgnacji aż mi szkoda było pisać, za ładny :D Ale też w sumie moja pielęgnacja jest jednorodna przez cały tydzień, więc nie widzę sensu zapisywania tego, a arkusz szybko by się zużył :) Z kolei nad tym długim paskiem długo dumałam i dumałam - co to jest? Zakładka do książki? Nieeee, za długie... A to się okazało, że to jest taka podłużna naklejka z różnymi kolorami, z której jak się wytnie dziurkaczem kawałki koloru, to można sobie oznaczyć pomadki dla ich łatwiejszego odnalezienia :D Bardzo pomysłowe! Choć również się mi nie przydało - nie mam aż tak imponującej kolekcji pomadek, by mieć problem z odnalezieniem jakiejkolwiek :) I 90% w odcieniu brudnego różu :D

Zobacz też: Przegląd (swatche) 24 pomadek na co dzień typu nude



Muszę przyznać, że otrzymany lakier wywołał we mnie szybsze bicie serca (kolory były losowe). To jest to! Przepiękna, nieagresywna, głęboka, metaliczna czerwień z mnóstwem maluteńkich, połyskujących drobinek (shimmer). Kolor cudowny, trafia do mnie w 100%! Jest to numer 104, na opakowaniu nie ma nazwy słownej (a przynajmniej nie widzę), ale według strony internetowej, nosi nazwę Rodo. Marka ZILA była mi wcześniej nieznana - kojarzyłam ją z blogów, ale nie miałam bezpośredniej styczności. Otrzymałam informację, że formuła lakierów nie zawiera formaldehydu, toluenu ani DBP. ZILA jest też podobno na wyłączność w Drogeria.pl.






Pędzelek jest wąski, więc posiadaczki wąskiej płytki będą zadowolone :) Lakier od nowości jest raczej rzadki, ale ja to się już chyba odzwyczaiłam od klasycznych lakierów - hybrydy są zdecydowanie gęstsze :) Tak czy inaczej, po szybkim przestawieniu się na inną formułę, malowało mi się tym lakierem łatwo i bezproblemowo. W zupełności wystarczyły dwie warstwy





Wstawiałam też na Insta:

Post udostępniony przez @basia.blog

Ach, jaka ta czerwień jest piękna! Nie każda mi się podoba, na przykład taka strażacka czerwień to nie bardzo, ale taka głęboka, metaliczna jest piękna, cudowna :) Kolor bardzo, ale to bardzo mi się podoba. Trwałość nie powaliła mnie na kolana, na drugi dzień od pomalowania miałam lekko wytarty wolny brzeg paznokcia. Trzeciego dnia pojawiły się drobne odpryski na końcówkach, które zamalowałam, żeby nie rzucały się w oczy, jednak już czwartego wyglądało to słabo, więc zmyłam. Przy kolejnym użyciu miałam odpryski na palcu wskazującym już drugiego dnia (reszta trzymała się dzielnie nawet 3 dni, jedynie z wytartym wolnym brzegiem). Nie da się ukryć, że to właśnie jest powód, dla którego sięgam po hybrydy - zwykłe lakiery po prostu się u mnie nie trzymają. Na innym blogu czytałam o pięciodniowej trwałości bez odprysków, więc być może to moje paznokcie są nadzwyczaj problematyczne, ale ja też sporo sprzątam, zmywam kilka razy dziennie... No cóż, po raz kolejny się przekonuję, że zwykłe lakiery nie są dla mnie :) Wysycha dość szybko, nie należy za długo bawić się jednym paznokciem, bo ciągłe wachlowanie pędzelkiem niszczy bieżącą warstwę, która już częściowo wyschła, trzeba pracować raczej sprawnie. Po 10 minutach lekkie dotknięcie opuszkiem nie robi już na lakierze wrażenia, ale jak po 15 minutach zahaczyłam o szafkę, to niestety zniszczyłam sobie pazurka :P Przez pewien czas lakier jest już suchy, ale nadal dość "plastyczny". 

Lakier kosztuje 14,99 zł (8 ml) (klik)



Naklejkami wodnymi byłam jednocześnie przerażona i podekscytowana. Przerażona, bo nigdy wcześniej ich nie używałam (nawet takich małych, a co dopiero dużych!), a podekscytowana, bo w międzyczasie szły do mnie różne arkusze z AliExpress więc wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała się z tym zmierzyć. Wzór w szkocką kratę (Nails-World numer 671) na początku nie przypadł mi do gustu, trochę nie mój klimat. Sięgnęłam po nie bez większego entuzjazmu, ale jak już zrobiłam, to... nie mogłam oderwać oczu od paznokci :P Wzór był tak ciekawy i przykuwający spojrzenie, że finalnie bardzo mi się spodobał i wylądował nawet w ulubieńcach kwietnia (klik). 





Jak już wspomniałam, wtedy był to mój pierwszy raz z naklejkami wodnymi, więc proszę o wyrozumiałość we wszelkich niedociągnięciach, tak naprawdę dopiero się uczyłam, jak to jest z nimi pracować :) Tak w sumie jak na pierwszy raz i tak poszło mi nieźle :) Na szczęście przed aplikacją przeczytałam gdzieś, że naklejki są przezroczyste tam, gdzie białe (bo tło stanowi papierowy arkusz), więc dobrze jest nałożyć biały lakier bazowy. To się okazało problemem numer jeden, no bo nigdy nie malowałam paznokci na biało. Ale znalazłam biały Konad do stempli i jakoś się udało, choć nie było łatwo - lakier był bardzo gęsty i smużący i wyglądał wręcz fatalnie. Naklejka to przykryła i w ogóle tego nie widać :) Więc jeżeli lakier bazowy porobi Wam smugi, to nie ma co się martwić :) Tym, co mnie zaskoczyło, była łatwość aplikacji naklejki. Oczywiście obejrzałam kilka tutoriali, w tym fimików. Naklejki były bardzo wilgotne, ślizgały się po paznokciu jak szalone, ale to dobrze, gdyż z łatwością można było je przesuwać zgodnie z potrzebą. Dopiero po jakimś czasie zaczęły wysychać i "wiązać" z paznokciem. Aplikacja była łatwa, ale czasochłonna, czyszczenie skórek pędzelkiem i zmywaczem to długa robota i dość upierdliwa, bo naklejka ciągnie się jak guma, ściągając wzór dalej niż chciałam, a nie rozpuszcza jak lakier. To dość specyficzne, więc jeżeli nigdy nie próbowałyście aplikować całopaznokciowych naklejek wodnych, może się wydawać abstrakcyjne. Fajnie, że w arkuszu jest 12 naklejek - jeżeli coś nie wyjdzie, mamy dwie w zapasie jako koło ratunkowe ;) Druga sprawa, jeżeli chcemy użyć ich na przykład tylko na dwóch palcach jako akcent, to po prostu wystarczą na dłużej. Odniosłam wrażenie, że naklejki miały lepszą trwałość od zwykłych lakierów (pokryłam topem). Jakoś tak wcale się nie wycierały, jak już zaczęły odpryskiwać, to większymi kawałkami i tylko na palcach wskazujących, na reszcie trzymały się super. U mnie paznokcie na palcach wskazujących zawsze są w najgorszej kondycji w porównaniu do pozostałych - cieńsze, lekko porozdwajane, być może ma to znaczenie. Zmyłam po 4 dniach, bo już mi się te wskazujące nie podobały, a cała reszta wyglądała naprawdę dobrze. Wspominam je z sentymentem, bo zapoczątkowały moją słabość do naklejek wodnych :P

Naklejki kosztują 2,99 zł (za arkusz) (klik), jest też cała masa innych wzorów :)
Zamówienia z Drogeria.pl można też odebrać osobiście (bezpłatnie) w Krakowie (ul. Przemysłowa 12)

Używałyście kiedyś naklejek wodnych? A może podoba się Wam lakier? Dajcie znać :)

Dziękuję za odwiedziny! :)

Jeżeli podoba Ci się tutaj - polub mnie na Facebooku oraz Instagramie,
będzie mi bardzo miło, a Ty nie przegapisz żadnych nowości! :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz