Dziś przychodzę do Was z wpisem przedstawiającym moją aktualną pielęgnację twarzy :) Wiadomo, że część produktów może się niebawem zmienić, jednak schemat i kierunek pielęgnacyjny pozostaje bez zmian już od dłuższego czasu, tak więc zapraszam :)
Rano
Pierwszym krokiem rano jest mycie twarzy. Do tej pory używałam zwykle mydła Dudu Osun, ale odkąd w moje ręce trafił (z Shinyboxa) całkiem przyjemny żel do mycia twarzy -417, to po niego teraz sięgam. Dobrze oczyszcza, nie ściąga skóry, odświeża i z pewnością dobudza, bo ma dziwny zapach :D Z tonikiem korygującym Bielendy kiedyś się nie lubiłam, ale odkąd zaczęłam go wklepywać dłońmi zamiast przecierać wacikiem (wylewam tonik w zagłębienie, rozcieram w dłoniach i wklepuję w twarz), widzę lepsze rezultaty. Skóra jest oczyszczona i jaśniejsza. Następnie sięgam po serum. Kiedyś było to serum rozjaśniające z Biochemii Urody, którego używałam 2 razy dziennie, ale postanowiłam wprowadzić rano serum z witaminą C, a tamtego używać codziennie na noc. Sięgnęłam po serum z witaminą C Mincer z uwagi na wykorzystanie stabilnej jej formy. Używa się go bardzo przyjemnie, jest też wydajne, ale czasem się zastanawiam, czy ta olejowa formuła jest aby na pewno właściwa na dzień, czasem wydaje mi się odrobinę za ciężka. Pod oczy z ogromną przyjemnością sięgam po krem nawilżający Vianek - to już moje drugie opakowanie, prawie je kończę, a w zapasie mam trzecie. Krem jest bardzo lekki i sprawdza się pod każdym korektorem, choć niestety nawilżenie jest takie sobie. To po prostu bardzo lekki krem pod oczy na dzień, niekolidujący z makijażem.

Filtry
Filtry są dla mnie pozycją obowiązkową codziennie rano. Koniecznie SPF50, mniejszej ochrony nie uznaję, ewentualnie na ciele. Głęboko wierzę, że moja skóra mi za to kiedyś podziękuje. Jeżeli się nie maluję, z przyjemnością sięgam po emulsję Lirene SPF50, która jest moim hitem do ciała, ale pod makijażem sprawdza się poprawnie. Po posmarowaniu używam zwykle tylko pudru. Jeżeli się maluję, wybieram filtr matujący Vichy SPF50 lub La Roche Posay fluid ultralekki SPF50, które zdecydowanie lepiej sprawdzają się pod makijażem. Vichy jest filtrem zastygającym niemal do matu, zdecydowanie lepiej go wklepywać niż zbyt długo rozsmarowywać, gdyż może się zrolować. Natomiast LRP jest specyficzny, najpierw przypomina wodę (jest lejący jak diabli!), przy rozsmarowywaniu wydaje się być tłusty, a później wchłania się niemal do sucha. Właśnie - nie zastyga jak Vichy, lecz bardziej jakby się wchłaniał. Łatwiej jest w jego przypadku dołożyć drugą warstwę.
Demakijaż
Totalnie nie wyobrażam sobie pójścia spać w makijażu, skóra musi kiedyś oddychać i ciarki mnie przechodzą jak czytam, że niektórzy nie mają z tym żadnego problemu. Demakijaż wygląda u mnie bardzo różnie i zależy głównie od użytych kosmetyków do makijażu. Jeżeli makijaż jest delikatny, niewodoodporny, wystarczy mi płyn micelarny - akurat jest to
nawilżający płyn micelarny z Bielendy, który trafił do ulubieńców czerwca
KLIK. Cenię go za skuteczność, delikatność (nie piecze w oczy!), uczucie odświeżenia i niską cenę za 400 ml (szczególnie w promocji). Czasem sięgam po
płyn do demakijażu z Dermofuture, który również jest dobrym produktem. Trafił do mnie na spotkaniu blogerek w kwietniu (
relacja). Dobrze zmywa makijaż niewodoodporny, nie piecze w oczy. Trochę denerwują mnie te pływające kuleczki - co prawda łatwo się rozpuszczają i nie barwią skóry, ale jakoś tak uważam je za zbędne :P Ogólnie używa mi się go naprawdę przyjemnie, ale 150 ml kosztuje mniej więcej tyle, co 400 ml Bielendy w promocji, więc nie planuję powrotu. Jeżeli makijaż jest wodoodporny lub po prostu bardziej obfity, wolę go uprzednio rozpuścić
olejkiem do demakijażu Be.Loved (recenzowałam
TUTAJ). Dobrze rozpuszcza makijaż, ma świetny skład, ale żałuję, że nie zawiera żadnego emulgatora, więc nie zmywa się tak jak olejki myjące. No i ma krótki termin ważności, więc czas mnie mocno goni, chyba nie uda mi się go zużyć :(. Mimo wszystko wolę olejki zmywalne. Na wyjazd (by nie brać za wiele) kupiłam
płyn dwufazowy Rival de Loop i uważam go za naprawdę świetny produkt. Zużyłam już sporo buteleczek, zarówno dużych, jak i małych. Dobrze rozpuszcza nawet wodoodporny makijaż, ale należy się liczyć z tym, że jest trochę tłusty. Nie piecze w oczy, jest bardzo tani. Bardzo go lubię i na pewno kupię ponownie.

Wieczorem
Wieczorem stawiam na dokładniejsze oczyszczenie skóry twarzy, w czym pomaga mi czarne mydło afrykańskie Dudu Osun. Jest absolutnie genialne - świetnie oczyszcza, dobrze się pieni, nie ściąga skóry i jest po prostu bardzo przyjemne. A oprócz tego tanie i szalenie wydajne, uwielbiam. W celu przywrócenia właściwego pH skóry, sięgam oczywiście po tonik. Ponownie jest to tonik korygujący Bielendy, który nakładam metodą wklepania (jak rano). Następnym krokiem jest nałożenie serum, od ponad 5 miesięcy jest to serum rozjaśniające extra z Biochemii Urody. W celu rozjaśnienia przebarwień używam też kremu AZELO/BHA, również z Biochemii Urody. Początkowo byłam tym duetem zachwycona, kilka świeżych przebarwień zniknęło dosłownie w oczach, a w chwili obecnej mam mieszane odczucia. Nie wiem, czy moja skóra się przyzwyczaiła, ale odnoszę wrażenie, że nie jest już tak super i ze smutkiem obserwuję całkiem świeże przebarwienia, które nie chcą drgnąć. Zaczynam się trochę irytować, bo męczy mnie to już ciągłe kręcenie serum i kremu (już mi się po prostu nie chce!), w dodatku serum jest mega wodniste i niewydajne, a krem śmierdzi i mąż mi dzień w dzień marudzi przed snem. Jeżeli przestałam widzieć efekty, to czuję się już trochę zniechęcona do dalszego stosowania. Jeżeli znacie coś naprawdę dobrego na przebarwienia pozapalne, to dajcie znać. Pod oczami ląduje krem korygujący Senelle, który naprawdę pozytywnie mnie zaskoczył, jeden z najprzyjemniejszych kremów stosowanych do tej pory. Wydaje się być w miarę lekki, mimo to dobrze nawilża, a skóra pod oczami ma się w dobrej kondycji. Wygodna pompka i przezroczyste opakowanie pozwalające na kontrolę zużycia bardzo na plus.
Peeling
O zbawiennym działaniu peelingu przekonuję się zawsze wtedy, gdy przez pewien czas o nim zapominam. Skóra staje się zanieczyszczona, suche skórki urządzają sobie party na twarzy, makijaż nie leży jak powinien... Gdy regularnie złuszczam skórę twarzy, te problemy nie występują. Jestem ogromną zwolenniczką peelingów mechanicznych, uwielbiam ten moment masażu skóry i efekt fantastycznej gładkości po zmyciu, jednak czasem, gdy hormony wariują, sięgam po peeling enzymatyczny, by nie roznosić zmian po skórze. W zakresie złuszczania mechanicznego sięgam ostatnio po peeling Senelle, który wydaje się być łagodny, drobnoziarnisty, ale po zmyciu skóra jest dobrze oczyszczona. Z kolei peeling enzymatyczny Sylveco to jak dotąd najskuteczniejszy znany mi gotowy peeling bez drobinek. Miło wspominam też własnorobną mieszankę z papainą i bromelainą, ale już tych składników nie mam i trochę nie chce mi się już mieszać.
Maseczki
Maseczka Bania Agafii jest tu może lekko nad wyraz bo dopiero co ją skończyłam, ale saszetka jest naprawdę spora, więc wystarczyła mi na wiele użyć. Dodatkowo miałam ją nie po raz pierwszy. Dobrze oczyszcza, rozjaśnia i matuje, a relacja składu do pojemności i ceny jest naprawdę super. Mam kolejną w zapasie, ale na razie pozużywam różne jednorazowe saszetki, których się trochę nazbierało. Maskę korygującą Bielendy mam po raz drugi. Ta pojemność jest chyba nie do zużycia przy jej wydajności. Ma konsystencję żelu i wystarczy naprawdę odrobina do pokrycia całej twarzy. A jest mocno ściągająca, klejąca i wysuszająca, więc używam jej miejscowo, na wybrane partie twarzy (np. tylko na brodę/żuchwę), więc jest podwójnie wydajna. Bardzo skutecznie przyspiesza gojenie wyprysków, potrafi uratować mi tyłek, tfu, twarz, przed niejednym spotkaniem.
Sporadycznie
Na pojedyncze niedoskonałości z chęcią sięgam po
żel punktowy Acnex, który bazuje na olejku z drzewa herbacianego, a jest o wiele łatwiejszy i przyjemniejszy w stosowaniu. Skutecznie przyspiesza gojenie wyprysków, ale robi to znacznie łagodniej, wolniej niż wyżej wspomniana maska Bielendy, która jest dla mnie takim "natychmiastowym SOS". To już nie moja pierwsza tubka i recenzowałam go
TUTAJ.
Woda termalna Uriage to dla mnie niezbędnik - sprawdza się do spryskiwania maseczek z glinki (nawet tej niebieskiej Bania Agafii, bo ona też była zasychająca), jako łagodzący tonik, do odświeżenia w ciągu dnia (chciałoby się powiedzieć podczas upałów, ale jak na razie w tym roku deficyt ciepła ;)), czy też scalenia makijażu i ściągnięcia pudrowości. Recenzowałam ją
TUTAJ. Duet na przebarwienia z Biochemii Urody (serum i krem) niestety jest trochę wysuszający, więc czasem odczuwam potrzebę użycia kremu
Extra Rich z Naobay, który jest mega odżywczy i już jedno użycie raz na jakiś czas czyni cuda.

Zdaję sobie sprawę z tego, że moja pielęgnacja wygląda nieco inaczej, niż u większości osób, ale niestety takie są uroki skóry problematycznej :( Cały czas walczę z przebarwieniami, niestety.
Znacie któryś z tych produktów?