środa, 13 kwietnia 2016

Dwie maseczki 7th Heaven (Montagne Jeunesse) - Dead Sea Sheet Mask, Green Tea Peel off

Hej :) Przychodzę dziś do Was z lekką, szybką i przyjemną recenzją dwóch maseczek 7th Heaven (Montagne Jeunesse), które możecie już kojarzyć z uwagi na bardzo charakterystyczną szatę graficzną ;) 


Jako pierwszej używałam maseczki Dead Sea Sheet Masque - jest to maska w płacie do każdego rodzaju skóry, a za zadanie ma nawilżyć skórę, wyciszyć ją i oczyścić. Z całą pewnością muszę pochwalić samą ideę maski w płacie, gdyż jest to nieprawdopodobnie wygodne rozwiązanie. Po rozpakowaniu, płat przypomina nieco mokrą chusteczkę (taką jak dla dzieci), a po rozwinięciu widać, że jest to maska z wyciętymi otworami :) Ma przyjemną, miękką strukturę.


Maska jest dość spora, więc miejscami musiałam zrobić małe "zakładki" na twarzy, by wcelować w otwory, ale aplikacja jest zupełnie bezproblemowa. Płat jest dobrze nasączony - nie jest ociekający, ale też nigdzie nie przejawia suchości. Dodam też, że maska skutecznie "przykleja się" do twarzy i można zupełnie normalnie funkcjonować, nie trzeba leżeć plackiem i czekać, żeby nie spadła :) Należy ją trzymać na twarzy od 5 do 10 minut (ja trzymałam 10 minut), po czym ściągnąć, wmasować resztę w twarz oraz osuszyć. U mnie osuszenie nie było konieczne, po wsmarowaniu wszystko się ładnie wchłonęło. Maska daje zdecydowanie intensywne chłodzenie - po pierwsze dlatego, że mokry płat sprawia takie wrażenie, ale również dlatego, że zawiera mentol. Chłodzenie utrzymuje się jeszcze jakiś czas po zdjęciu maski - myślę, że to będzie świetne rozwiązanie latem dla ochłody ;) Również zapach jest mentolowy, intensywnie odświeżający. Po ściągnięciu i wmasowaniu reszty, twarz była lekko napięta (ale nie ściągnięta) i minimalnie lepka od tego płynu, co z czasem ustąpiło, a także gładka w dotyku i lekko rozjaśniona. Jeżeli chodzi o obiecywane nawilżenie - było zdecydowanie subtelne, raczej doraźne tuż po zdjęciu maski. 


Jako drugiej, użyłam maski Green Tea Peel-off. Również jest przeznaczona dla każdego rodzaju skóry, za zadanie ma oczyścić i lekko ujędrnić skórę. Po jej rozcięciu, wydobywa się lekko zielonkawy, półprzezroczysty żel. Łatwo się rozsmarowuje, a zawartość saszetki w sam raz wystarcza na pokrycie całej twarzy, choć chwilkę to zajmuje. Ma bardzo przyjemny, słodkawy, kojący zapach zielonej herbaty. No i tutaj niestety trzeba dłużej poczekać, bo aż 20-25 minut do zastygnięcia. I szczerze radzę poczekać do końca, bo niestety jeśli gdzieś będzie jeszcze wilgotna, to się nie oderwie od skóry, a zmyć ją wodą jest bardzo ciężko ;) Niestety tak właśnie miałam, zaczęłam odrywanie od czoła i brody w kierunku środka twarzy, a okazało się, że na policzkach jest jeszcze wilgotny placek maski, który nadal się klei i nie chce się odczepić od skóry. Na reszcie twarzy, tam gdzie zastygła prawidłowo, odrywała się zupełnie bezproblemowo. Przyjemne było to, że zastygnięty płat nadal był lekko sprężysty, a nie suchy jak wiór, dzięki czemu nie było efektu depilacji, który znam z maski peel-off Avonu, mimo że wyjechałam sobie również niestety na brwi. Nic się nie wyrywało, nic nie bolało, wszystko ok :) W czasie zastygania skóra się lekko napina, a pod koniec mówienie jest już zdecydowanie utrudnione :) W przypadku tej maski efekt był zdecydowanie mocniejszy -  skóra była miękka w dotyku, mocno oczyszczona, mocno ściągnięta i widocznie rozjaśniona. Odczuwałam potrzebę natychmiastowego nałożenia kremu, ale wizualnie skóra wyglądała zdecydowanie zdrowiej. 


Podsumowując, jeśli chodzi o aplikację, zdecydowanie na plus zaskoczyła mnie maska w płacie - to niesamowicie wygodne rozwiązanie, wystarczy rozciąć, położyć na twarz, po 5-10 minutach zdjąć, wyrzucić i wsmarować resztkę płynu w twarz. Idealna opcja dla zabieganych! Efekt nie był jakiś piorunujący, ale zauważalny. Z kolei jeśli chodzi o działanie, lepiej sprawdziła się maska peel-off, ale wymaga poświęcenia zdecydowanie więcej uwagi - na nałożenie, odczekanie 25 minut i dokładne ściągnięcie. Na pewno skuszę się jeszcze kiedyś na inną wersję w płacie :)

Zdecydowanie jestem fanką własnoręcznie wyrabianych glinek z proszku, ale takie gotowce sprawdzają się, jeśli nie mamy czasu lub ochoty kręcić własnoręcznie. Z tego co się orientuję, maseczki można obecnie kupić w drogeriach Hebe, ale niedługo zaczną się też pojawiać w innych drogeriach.
Montagne Jeunesse Pielęgnacja twarzy

Dziękuję za odwiedziny! :)

Jeżeli podoba Ci się tutaj - polub mnie na Facebooku oraz Instagramie,
będzie mi bardzo miło, a Ty nie przegapisz żadnych nowości! :)



26 komentarzy:

  1. Mila13 kwietnia 2016 18:25

    Lubie maski tej Firmy i jak tylko jakaś nowa wersje zobaczę od razu kupuje. W płatku tez miałam i bardzo mi sie podobała. Za to tej herbacianej nie widziałam ale jak tylko zobaczę to sie skusze ,recenzja jest zachęcająca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor13 kwietnia 2016 19:12

      Mają spory wybór, ale nie orientuję się jak z dostępnością stacjonarną poszczególnych wersji :) Kupujesz w Hebe? :)

      Usuń
  2. Bizarre Case Carol13 kwietnia 2016 19:32

    Nie miałam nigdy tych masek ale muszę przyznać, że peel-off uwielbiam :D Chętnie je wypróbuję przy okazji :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Do Połowy Pełna13 kwietnia 2016 19:46

    Uwielbiam wszystkie maseczki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor15 kwietnia 2016 20:15

      To zdecydowanie przydatny element pielęgnacji :)

      Usuń
  4. kosmetycznywidok.blogspot.com13 kwietnia 2016 19:56

    chętnie bym sprobowala :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Lina13 kwietnia 2016 22:08

    Nigdy nie miałam tych masek, ale kuszą mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. simply_a_woman13 kwietnia 2016 22:47

    ja niespecjalnie przepadam za maseczkami peel off jak ta herbaciana. dużo z nimi roboty i balaganu na twarzy (jesli np. wjedzie się we włosy)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor15 kwietnia 2016 20:16

      Akurat ta ściągała się dość bezproblemowo, ale pamiętam że Avon właził we wszystkie zakamarki twarzy i ciężko było to usunąć :(

      Usuń
  7. Kaprysek14 kwietnia 2016 01:00

    Lubię maseczki - najbardziej własnoręcznie robione na bazie glinek. Te mnie jednak nie kuszą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor15 kwietnia 2016 20:17

      Ja też takie lubię najbardziej :)

      Usuń
  8. Po niemiecku14 kwietnia 2016 11:28

    Chętnie je wypróbuję . Dziękuje z opis. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor15 kwietnia 2016 20:17

      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  9. Po niemiecku14 kwietnia 2016 11:29

    Chętnie je wypróbuję . Dziękuje z opis. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Imperium Kosmetyczne14 kwietnia 2016 12:51

    Nie znam firmy, jednak lubię maseczki w takiej formie i na pewno przypadłyby mi się do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor15 kwietnia 2016 20:17

      W takim razie warto spróbować :)

      Usuń
  11. Pieceofroses14 kwietnia 2016 21:11

    Maseczki w płachcie robią teraz wiele szumu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor15 kwietnia 2016 20:18

      To prawda, w sumie słusznie bo to fajny bajer :)

      Usuń
  12. Katalina14 kwietnia 2016 23:35

    Kojarzę te maski, chyba nawet kiedyś którąś miałam, ale szczerze mówiąc zupełnie nie pamiętam jakie miałam względem nich odczucia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor15 kwietnia 2016 20:19

      W takim razie pewnie było przyzwoicie, ale bez szału :)

      Usuń
  13. societygirl-testuje15 kwietnia 2016 16:20

    Uwielbiam te maseczki! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor15 kwietnia 2016 20:18

      Super, że jesteś zadowolona :)

      Usuń
  14. Mallene18 kwietnia 2016 14:25

    Ja ciągle poszukuję maseczki idealnej :)

    OdpowiedzUsuń