Podczas składania zamówienia 1 grudnia 2015 (Dzień Darmowej Dostawy), w moje oczy rzuciła się odżywka Garnier w sprayu. Nie jestem już w stanie przypomnieć sobie, w którym miejscu ezebra umieściła ten produkt - bestsellery? nowości? - ale z całą pewnością było to miejsce widoczne i od razu poczułam się skuszona. Odżywka w sprayu kosztowała "aż" 8 zł, podczas gdy mgiełka do włosów (ta bez spłukiwania, z atomizerem) w cenie regularnej kosztuje 25 zł, także tym bardziej żal było nie spróbować. Niestety zachwytów nie będzie.

Pierwsza kwestia jest taka, że napisy są w języku niemieckim. Nie ma nic, absolutnie nic po polsku. Tutaj muszę też dodać, że ja tego języka tak bardzo, ale to bardzo nie znoszę, że nawet nie próbowałam wklepywać tego do translatora. Użyłam jej więc jak mgiełki olejkowej popularnej od jakiegoś czasu w Polsce (tej z atomizerem, nie spryskiwaczem) - czyli na suche włosy. No i się mocno zdziwiłam, bo natychmiast pojawił się efekt posklejanych, tłustych strąków (całe szczęście, że tego dnia już nigdzie nie wychodziłam) :) No cóż, okazało się, że jest to produkt do spłukiwania :) Mogłam się domyślić po "in der Duche", no ale hej - to jest niemiecki! :P

Muszę pomarudzić na temat opakowania. Dopóki używamy tej odżywki suchymi dłońmi, nie jest źle. Ale używanie jej pod prysznicem to koszmar - a biorąc pod uwagę fakt, że jest to odżywka do spłukiwania, to właśnie pod prysznicem się z niej korzysta... ;) Butelka jest smukła, śliska, bez żadnego profilowania, a do tego spryskiwacz jest bardzo wysoko, więc palec sięga do niego niezbyt komfortowo. Po naciśnięciu "spustu" dłoń automatycznie ześlizguje się w górę i klapa. Biorąc pod uwagę fakt, że lewą dłonią nakierowywałam włosy na strumień odżywki, pozostawała mi już tylko jedna ręka na obsługę butelki, musiałam więc kucać pod prysznicem i opierać denko o udo, żeby butelka nie wypadała z rąk. Podziękuję za taką gimnastykę.

Kolejna sprawa to sam spryskiwacz. Strumień z niego pochodzący jest bardzo skoncentrowany, tryska w jedno konkretne miejsce - absolutnie nie jest to szeroka mgiełka obejmująca duży obszar włosów za jednym razem. Trzeba się nieźle napsikać, by pokryć włosy mojej długości, a i tak musiałam jeszcze dłonią rozprowadzić odżywkę, by wszędzie dotarła. Wydajność również nie jest w związku z tym dobra i nawet niska cena mi tego nie rekompensuje.

Zapach, jak to we Fructisach, słodki i owocowy. Nie utrzymuje się na włosach po spłukaniu (szkoda ;)). Konsystencja oczywiście wodnista, zaś o wydajności już pisałam, że kiepska :)

Działanie również jest takie sobie, ale w nieoczywisty sposób. Moje włosy po użyciu szamponu zawsze są strasznie suche, splątane i potrzebują odżywki, by je w ogóle jakkolwiek rozczesać. Po spryskaniu odżywką Garnier byłam przekonana, że będzie katastrofa, gdyż w ogóle nie czułam charakterystycznego zmiękczenia włosów, które lubię. Ale po spłukaniu w sumie nie jest źle, da się włosy rozczesać, szczotka wchodzi gładko. Szkoda tylko, że walory pielęgnacyjne są bardzo mizerne i włosy nie są ani bardziej miękkie w dotyku, ani bardziej wygładzone i nawilżone. Błyszczące owszem, ale nieprzyjemne w taki sposób, jakby się nie użyło odżywki w ogóle.
Cena: ok. 8 zł (ezebra)
Pojemność: 200 ml
Być może firma Garnier miała dobry pomysł, ale jego wykonanie leży i kwiczy. Opakowanie jest fatalne w obsłudze, wyślizguje się z rąk na potęgę. Spryskiwacz nie działa, jak powinien, wydajność jest koszmarna (więc niska cena wcale nie jest niska), a działanie nie rekompensuje żadnych powyższych wad, gdyż również nie jest dobre. Nie jest to nawet produkt szybki w użyciu, bo z uwagi na nieprzemyślane opakowanie, aplikacja sprawia trudności. Z plusów pozostaje więc tylko zapach (i tak wyczuwalny wyłącznie podczas aplikacji). Zdecydowanie wolę sięgnąć po klasyczną odżywkę w tubce - szybciej, prościej i skuteczniej, a nawet taniej.
no i klops
OdpowiedzUsuńNiestety...
UsuńU mnie ta linia powoduje wielki łupież :(
OdpowiedzUsuńProdukty Garnier generalnie cieszą się złą sławą w temacie łupieżu, jednak nigdy takowego nie miałam, więc tu się nie wypowiem :)
UsuńMam ją i bardzo lubię.
OdpowiedzUsuńA masz konkretnie tą samą odżywkę ze spryskiwaczem, czy polską wersję z atomizerem? Bo to dwa różne produkty :)
UsuńTą samą. Nie należy do najlepszych, ale jesli nie mam nic pod ręką to idealna.
UsuńNo to super, że się u Ciebie sprawdza :) Pozdrawiam :)
UsuńJa bym psikala na dlon a nie wlosy i wlasnie dloniami bym ja rozprowadzala
OdpowiedzUsuńMa konsystencję wody, więc więcej by z tej dłoni spłynęło, niż trafiło na włosy :)
UsuńJa mam wersję w sprayu, trochę o niej zapomniałam!
OdpowiedzUsuńWersję w sprayu polubiłam, niewiele mam jej do zarzucenia poza wysoką ceną :)
UsuńZastanawiałam się kiedyś nad zakupem ale zdecydowanie użyteczność opakowania do mnie nie przemawia :)
OdpowiedzUsuńNie ma co się na siłę męczyć :)
UsuńMi również nie chciałoby się walczyć z taką aplikacją :D
OdpowiedzUsuńNo niestety :)
UsuńNie śledzę już ofert Garniera więc widzę ten produkt pierwszy raz ;p
OdpowiedzUsuńNie widziałam tej wersji nigdzie stacjonarnie, jedynie taką z atomizerem :)
UsuńNie wiedziałam, że Garnier wypuścił nowy produkt:) Nie widziałam go nigdzie. Szkoda, że się nie sprawdził. Obecnie używam ich żółtej odżywki i jestem bardzo zadowolona :)
OdpowiedzUsuńStacjonarnie też go nigdzie nie widziałam :) U mnie żółta była dobra, ale nie przebiła Goodbye Damage :)
UsuńMiałam wersję w "dezodorancie" i mimo cudownego zapachu niestety nie robiła ona nic z moimi włosami, a w nadmiarze obciążała. :(
OdpowiedzUsuńJeśli wersja "w dezodorancie" się nie sprawdziła, to na tą tym bardziej nie patrz :(
UsuńHahahha wygląda jak odżywka z przyszłości. Ja sama też wolę chyba klasyczne rozwiązania. Ostatnio hitem jest dla mnie odżywka(no i szamponu też używam) L' Biotica Professional Therapy. Włosy są mięciutkie, pięknie się rozczesują i lśnią. Polecam sprawdzić- zwłaszcza, że jest normalna tubka :)
OdpowiedzUsuńTrochę tak... :) Serdecznie dziękuję za informację, będę ją miała na uwadze :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń