Z uwagi na to, że ostatnio na moim blogu pojawiło się sporo narzekań na kosmetyki niewarte uwagi, postanowiłam dziś, dla odmiany, napisać posta bardzo, bardzo pozytywnego o produktach, które mnie zachwyciły ;) Równowaga musi być ;)
Oczyszczanie skóry to jeden z najważniejszych fundamentów właściwej pielęgnacji. Bez tego nie ma co liczyć na piękną, zadbaną skórę. Ale najtrudniej znaleźć produkt, który okaże się złotym środkiem - pomiędzy silnym, inwazyjnym oczyszczaniem, a nadmierną łagodnością skutkującą uczuciem niedomycia. Znalezienie takiego myjadła jest bardzo trudne! Zbyt łagodne oczyszczanie twarzy może nie radzić sobie z codziennymi zabrudzeniami oraz resztkami makijażu, co w konsekwencji doprowadzi do zanieczyszczenia cery, z kolei zbyt agresywne oczyszczanie może naruszyć warstwę ochronną skóry, co sprawi, że będzie się bronić, a w efekcie (między innymi) nadmiernie przetłuszczać. Co w takim razie zrobić? Kupić czarne mydło afrykańskie! :)
Gdy Ewa napisała na swoim blogu o czarnym mydle afrykańskim (
klik), poczułam się z jednej strony zaciekawiona, ale z drugiej strony... wygląda ono fatalnie :) Ale postanowiłam dać mu szansę. Post ukazał się w maju 2015, a ja już w czerwcu miałam zamówione mydełko - ach to blogowe kusicielstwo ;) Miałam w sobie dużą dawkę nieufności, ponieważ miałam już styczność z czarnym mydłem -
Savon Noir i moje zachwyty były umiarkowane. Z jednej strony fantastycznie oczyszcza, ale stanowczo nie nadaje się na co dzień, gdyż jest zbyt agresywne dla skóry (tak jak wspomniałam w poprzednim akapicie). Muszę tu jednak zaznaczyć, że
czarne mydło Savon Noir i czarne mydło afrykańskie to dwa kompletnie różne produkty! Absolutnie nie można między nimi postawić znaku równości, gdyż jedyne co je łączy, to dwa powtarzające się słowa w nazwie :)
(na zdjęciu powyżej jest połowa zawartości - zostało ono zrobione przed lepieniem drugiej kulki)
Czarne mydło afrykańskie ze strony Zrób Sobie Krem przychodzi w woreczki strunowym, w postaci niejednorodnych grudek. Należy je sobie samodzielnie ulepić :) Polecam podzielić je sobie na dwie porcje i najpierw ulepić mydełko z połowy zawartości, a po zużyciu ulepić drugie. Gwarantuję, że nie trzeba mieć do tego absolutnie żadnych umiejętności i zajmuje to dosłownie kilka minut. Ja to robiłam w ten sposób, że odsypałam połowę zawartości do miseczki, wzięłam trochę mydła w dłonie i z czasem, podczas ugniatania, stopniowo dokładałam kolejne porcje - nabranie wszystkiego na jeden raz może się okazać niełatwe :) Mydełko podczas ugniatania robi się nieco kleiste, dzięki czemu kolejne porcje grudek łatwo się doklejają do reszty, tworząc zwartą, nierozsypującą się bryłę. Po ulepieniu mydełka o dowolnym kształcie (mi najwygodniej było zrobić kulkę i tak też uczyniłam), należy je zostawić w suchym miejscu na co najmniej 2 dni - wówczas jeszcze bardziej ono stwardnieje.

Cóż mogę powiedzieć - mydełko wygląda koszmarnie, ale tylko wygląda. Jest niemal bezzapachowe, dopiero kiedy się wwąchamy, to czuć nieco ziemisty zapach, który nie jest ani trochę nieprzyjemny, czy też uciążliwy. A wiem, co mówię, bo na przykład zapach czystego błota z Morza Martwego jest dla mnie koszmarny ;) Podczas całego okresu użytkowania tego mydełka, ani razu nie poczułam w związku z nim żadnego dyskomfortu, także tylko kwestie wizualne mogą tylko komuś przeszkadzać. Muszę dodać, że mydło tworzy fenomenalną, mega przyjemną piankę. Jest ona bardzo gładka, kremowa, nienapowietrzona. Po spienieniu tak naprawdę mam wrażenie, jakbym myła twarz jakimś przyjemnym, puszystym kremem. Jest to bardzo przyjemne i odprężające :)
Lakier na zdjęciu służy wyłącznie do pokazania wielkości kulki :)
Z opakowania 100g wychodzą takie dwie :)
Co jeszcze muszę dodać - mydełko jest bardzo wydajne! Do umycia całej twarzy wystarczy odrobinka, gdyż pieni się naprawdę dobrze. Używałam go przez prawie pół roku a i tak nie udało mi się zużyć do końca (w sensie, że najpierw zużyłam pierwszą kulkę do końca, a z drugiej mi trochę zostało), gdyż później nabyłam Dudu Osun (o nim za chwilę) i poszło nieco w odstawkę. Jak na cenę 11,50 zł... nie można narzekać, prawda? :)
Najbardziej zachwycił mnie jednak efekt, który to mydełko gwarantuje. Po spłukaniu przyjemnej, kremowej pianki, twarz jest cudownie oczyszczona ze wszystkich zanieczyszczeń, sebum, czy też resztek makijażu, ale... nie jest ani trochę ściągnięta, czy też podrażniona. Jest bardzo mięciutka i przyjemna w dotyku i wcale nie odczuwam natychmiastowej potrzeby przetarcia jej tonikiem dla ukojenia. Owszem, zawsze to robię, gdyż tonizowanie jest niezbędnym krokiem w pielęgnacji, ale skóra kompletnie się nie zachowuje jak po użyciu zwykłego mydła w kostce, a to było dla mnie duże zdziwienie. Nie ma mowy o wysuszaniu na dłuższą metę, a nawet rzekłabym, że jest wprost przeciwnie - mydełko oprócz tego, że oczyszcza, to jeszcze pielęgnuje skórę. No bajka, po prostu bajka :)
Naprawdę, nie spodziewałabym się, że tak brzydka bryła, uformowana z jeszcze brzydszych grudek, może dawać tak świetny efekt na skórze i być tak przyjemna w stosowaniu - niemalże bezzapachowa, o przyjemnej, kremowej piance. Zachwyt za 11,50 zł ;)
Cytując ze strony Zrób Sobie Krem:
"Mydło powstało w Afryce wyłącznie z następujących składników:
nierafinowany olej palmowy z nasion
nierafinowane, organiczne masło shea
nierafinowany olej kokosowy
strąki kakaowca (po suszeniu i wypaleniu tworzą popiół)"
INCI: Butyrospermum Parkii Butter; Elaeis Guineensis Oil; Cocos Nucifera Oil; Theobroma Cacao Ash
Cena: 11,50 zł
Pojemność: 100 g
W grudniu, podczas Dnia Darmowej Dostawy, składałam zamówienie w drogerii ezebra, gdzie jest dostępne mydełko Dudu Osun - również jest to naturalne czarne mydło afrykańskie, choć o nieco bogatszym składzie.
O mydle Dudu Osun nie będę się aż tak bardzo rozwodzić, gdyż napisałabym niemal dokładnie to samo, co przed chwilą, więc nawet jeśli chcecie poznać opinię tylko o Dudu Osun - zachęcam do przeczytania całej recenzji od początku!
Mydełko Dudu Osun przychodzi w postaci kostki, nic nie trzeba samodzielnie lepić. Kosztuje około 15 zł za 150 g, więc cenowo wychodzi w zasadzie tak samo, jak mydełko ze sklepu ZSK. Ma baaaaaardzo intensywny zapach (w przeciwieństwie do poprzednika, który był niemal bezzapachowy), pachnie cytrusowo i świeżo. Już po otwarciu kartonu z przesyłką czuć było to mydełko bardzo, bardzo intensywnie! Obecnie mam zrobiony zapas i kolejna kostka czeka już na mnie w szufladzie - wystarczy, że ją (szufladę) otworzę, a piękny, cytrusowy zapach daje po nozdrzach :)


Ta kostka również wygląda mało apetycznie, choć chyba jednak lepiej niż ZSK :) Po zmydleniu daje niemal identyczną, nienapowietrzoną, kremową i przyjemną piankę. Jeżeli chodzi o działanie - mogłabym zrobić kopiuj-wklej z opisu mydełka ZSK - cudownie oczyszcza, pozostawia skórę mięciutką i gładką, nie ściąga, nie wysusza, nie podrażnia - oczyszcza i pielęgnuje jednocześnie. Wydajność również jest fantastyczna, używam mojej kostki od grudnia 2015 (DDD), a więc prawie 3,5 miesiąca, a nadal jest ona jeszcze spora.
Pojemność: 150 g
Skład: miód, sproszkowane afrykańskie drzewo sandałowe, olej palmowy, palone strąki drzewa kakaowego, palone liście palmy, gliceryna, aloes, sok z limonki i cytryny, woda, aromat
Podsumowując, choć mydełka te znacząco różnią się składem, to oceniam je niemal tak samo, gdyż efekt jest niemal identyczny - przyjemna, kremowa pianka, świetne oczyszczenie, ale jednocześnie pielęgnacja dla skóry, brak ściągnięcia i wysuszenia nawet przy używaniu 2 razy dziennie! Oba te mydełka uwielbiam, choć gdybym miała wybrać tylko jedno, to bardziej polecam Dudu Osun - przychodzi gotowe w postaci kostki, więc nie trzeba go samodzielnie lepić, ma przyjemny zapach (mydło z ZSK jest niemal bezzapachowe), a cenowo wychodzą w zasadzie tak samo. Mam już kolejną kostkę w zapasie!!
Przypomnę jeszcze raz - czarne mydło afrykańskie i savon noir to nie jest to samo, więc jeśli macie negatywne wspomnienia po tym drugim, to absolutnie nie należy się zrażać do mydeł z tej recenzji :)