Być może już pamiętacie, że unikam słońca jak mogę. Filtry przeciwsłoneczne nie są mi obce - do twarzy używam ich codziennie przez cały rok (z uwagi na przebarwienia, których nie chcę pogłębiać), ale latem staram się też chronić skórę całego ciała. Może nie aż tak rygorystycznie, ale smaruję się zawsze wtedy, kiedy wiem, że spędzę dłuższy czas na świeżym powietrzu. Nie mam też tendencji do leżenia plackiem na słońcu, ani korzystania z solarium, gdyż uważam, że promieniowanie jest najzwyczajniej w świecie szkodliwe. Jedyną opalenizną, którą uznaję więc za słuszną, jest dla mnie ta pochodząca od balsamów brązujących/samoopalaczy. Jak najbardziej akceptuję swoją bladość, ale czasem lubię się przybrązowić, bo czemu by nie ;)
Niejednokrotnie przekonałam się jednak, że aby otrzymać dobry efekt w tym temacie, trzeba niestety zapłacić więcej. Miałam już wiele tanich balsamów i niestety ich jakość znacząco odbiega od tych droższych, które miałam przyjemność testować. Ostatnio miałam okazję używać balsamu Vita Liberata i chciałabym się dziś podzielić z Wami moją opinią na jego temat.

Balsam znajduje się w dużej, miękkiej tubie z nakrętką. Wygląda ładnie i estetycznie. Dozownik jest na początku zabezpieczony sreberkiem. 200 ml to może wydawać się niewiele, ale tuba jest naprawdę spora, a balsam wydajny.


Lotion nie jest barwiony - jest koloru białego. Wspominam o tym głównie dlatego, że moje poprzednie dwa samoopalacze z Vita Liberata (oba w formie pianki) były barwione, co zdecydowanie ułatwiało aplikację - od razu widać, gdzie skóra jest zabarwiona, a gdzie trzeba jeszcze dołożyć. Tutaj trzeba mieć nieco więcej skupienia, bo tego nie widać :) Opalenizna kształtuje się w ciągu 4-8 godzin po aplikacji. Jest w zasadzie bezzapachowy - jak przytknę nos, to czuć coś bliżej nieokreślonego, ale jest to zapach kosmetyczny półproduktów, bez wwąchiwania się totalnie nic nie czuć ;)

Lotion aplikowałam wyłącznie za pomocą rękawicy, którą można dokupić osobno w Sephorze za 29 zł (KLIK). O rękawicy więcej pisałam TUTAJ i TUTAJ, więc nie będę się powtarzać po raz trzeci, ale warto ją nabyć - nawet jeśli używacie samoopalaczy innych firm. Pomaga uniknąć zacieków i fantastycznie rozciera produkt na skórze.
Przyzwyczajona do pianek Vita Liberata, byłam ciekawa jak to będzie z lotionem. Obawiałam się, że będzie się długo wchłaniał, do lepkiej skóry wiadomo, jak ciągnie piżamka, a wówczas o plamy na materiale byłoby nietrudno... Na szczęście okazało się, że lotion jest ultra-lekki i wchłania się w zasadzie... natychmiast, tak jak pianki. Już po chwili można się bezpiecznie ubrać, nic się nie klei, nie czuć żadnej warstwy na skórze. Mi się taka formuła bardzo podoba, będzie świetna również latem, ale producent obiecuje też super nawilżenie, a tego nie odnotowałam w zasadzie wcale. Jaka była skóra przed aplikacją, taka jest też i po aplikacji, a następnie kształtuje się opalenizna :) Dlatego myślę, że lepiej rozgraniczyć te dwie sprawy - samoopalacz swoją drogą, a nawilżanie balsamem to druga sprawa.
Nie odnotowałam też żadnych strat w ubraniach, nic mi nie pobrudziło i nie zafarbowało, uff :) Jeżeli chodzi o kolor opalenizny, to w każdym produkcie Vita Liberata było trochę inaczej, moja poprzednia pianka KLIK była bardziej brązowo-chłodna, oliwkowa i chyba właśnie w takie odcienie powinnam celować, gdyż moja skóra ma odcień ciepły (żółty) z domieszką oliwki. Tutaj opalenizna jest bardziej brązowo-ciepła.
Uzyskany efekt jest intensywny już po pierwszym użyciu, co możecie zauważyć na zdjęciu powyżej :) Można go dalej stopniować, po kilku użyciach z rzędu opalenizna jest bardziej intensywna, ale to już nie moja bajka, wolę bardziej subtelną. Po 1-2 użyciach opalenizna utrzymuje się u mnie około 3 dni w bardzo dobrym stanie, a później stopniowo zanika z każdym dniem, by po około tygodniu zniknąć całkowicie. Dlatego jeśli planujecie utrzymać taki efekt na dłuższą metę, należałoby się smarować 1-2 razy w tygodniu :)


Jeżeli chodzi o zapach samoopalacza, bo to bardzo ważna kwestia, to jest dobrze, ale w przypadku pianki chyba było lepiej. Tuż po aplikacji nie czuć nic a nic, po kilku godzinach rozpoczyna się reakcja ze skórą i wówczas zapach jest wyczuwalny. Na drugi dzień nie czuć już nic. Nie mogę też nie wspomnieć o fantastycznym składzie pełnym ekstraktów i naturalnych składników - same zobaczcie :)
Cena lotionu jest niższa, niż w przypadku poprzednio stosowanych przeze mnie pianek - kosztuje 79 zł za 200 ml, co przy tej wydajności nie jest przerażające - szczególnie na większe okazje :) Wszystkie produkty Vita Liberata możecie przejrzeć na stronie Sephory TUTAJ, a o poprzednich stosowanych produktach możecie przeczytać TUTAJ i TUTAJ.
Plusy:
+ wygodna, miękka tuba
+ dobra wydajność
+ łatwa dostępność (Sephora)
+ w czasie aplikacji lotion jest bezzapachowy
+ rękawica pozwala na szybką i łatwą aplikację bez smug i zacieków
+ błyskawicznie się wchłania
+ efekt opalenizny jest intensywny, można go stopniować
+ świetny skład, pełen naturalnych ekstraktów i dobroci
Plusy/minusy:
+/- niższa cena, niż w przypadku pianek, ale nadal jest to produkt z wyższej półki
Minusy:
- lotion nie jest barwiony, więc nie widać, gdzie trzeba dosmarować
- w czasie reakcji ze skórą czuć samoopalaczowy zapach
Podsumowując, jest to produkt bardzo dobry, a efekt zdecydowanie wyrazisty, bez smug i zacieków, błyskawicznie się wchłania i nie brudzi ubrań, ale jednocześnie wydaje mi się, że pianki bardziej skradły moje serce, jako flagowe produkty Vita Liberata. Przyjemniej się je rozsmarowuje, aplikacja przebiega nieco sprawniej dzięki temu, że są barwione i odniosłam wrażenie, że zapach samoopalacza był mniej intensywny. Warto jednak mieć na uwadze, że ten balsam jest dużo tańszy, więc coś za coś :)
Nie wiem dlaczego, ale kosmetyk tej firmy mnie nie przekonuje ;/
OdpowiedzUsuńnigdy nie używałam tego typu balsamów
OdpowiedzUsuńBardzo lubię kosmetyki Vita Liberata. Najbardziej polubiłam maskę do twarzy :)
OdpowiedzUsuńnie miałam z nim do czynienia ;)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, szkoda, ze nie jest barwiony. Ja mam balsam brązujący ten do nakładania rękawicą i go bardzo lubię.
OdpowiedzUsuńnie lubie samoopalaczy w jakiejkolwiek postaci ;)
OdpowiedzUsuńPosiadam taki kosmetyk, jednak z innej firmy. Mimo to nie jestem przekonana do tej sztuczności :/
OdpowiedzUsuńAktualnie go używam :)
OdpowiedzUsuńUżywam samoopalaczy tylko latem, kiedy nie chcę się wyróżniać w tłumie:D
OdpowiedzUsuńNie odczuwam w ogóle potrzeby smarowania się czymś samoopalającym, w sumie to lubię być blada :) Za to w lecie, jak mam okazję, to chętni korzystam z promieni słonecznych i nabieram trochę kolorku :)
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam produkty Vita Liberata, uważam że nie ma lepszych w temacie kosmetyków samoopalających.
OdpowiedzUsuńRównież uwielbiam produkty Vita Liberata. Pozdrawiam i zapraszam do mnie www.makeup95.blox.pl ! :*
OdpowiedzUsuńUżywałam pianki i byłam zadowolona, ale dużej tubki nie byłam wstanie zużyć przed minięciem terminu ważności. Może jakąś miniaturę zakupię w przyszłości, bo chyba są.
OdpowiedzUsuńEfekt jest całkiem fajny, ale jakoś nigdy nie miałam ochoty, żeby używać takich produktów. Słońce robi robotę mimo, że unikam opalania i stosuję filtry :)
OdpowiedzUsuńZostanę na dłużej - obserwuję :)
Efekt jest widoczny, podoba mi się, ale ja jednak nie używam takich produktów :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam kosmetyki Vita Liberata, ale lotionu z tej serii jeszcze nie miałam, choć z tego co czytam jest podobny do tego z linii pHenomenal :)
OdpowiedzUsuńWieki nie używałam kosmetyków samoopalających i jestem do tyłu :P
OdpowiedzUsuń