Na początku niechętnie podchodziłam do masek Kallos, obecnie darzę je znacznie większym entuzjazmem (choć i tak określenie "maski" to dla mnie ciut zbyt dużo powiedziane). Na początku zraziła mnie do siebie maska Latte, która później okazała się nie Kallosem (tak jak twierdzi wizaż), lecz Serical. Potem chwyciłam za maskę Kallos Vanilla, której moje włosy niestety nie polubiły (nadal próbuję zdenkować ten wielki słój pełen bublowatej zawartości...), więc następna wtopa na początek. Nie zrażałam się jednak, a w moich zasobach wylądowała maska Kallos Blueberry (polubiłam bardzo!), Latte (tym razem naprawdę Kallos, nie Serical, o dziwo polubiłam), Chocolate (również polubiłam, bohater dzisiejszego posta), a także Cherry, Banana i Argan (czekają na wypróbowanie :P). A to tylko kropla w morzu, wersji jest tyle, że można się pogubić, serio.

Maski Kallos występują w niezliczonej ilości rodzajów, można je spotkać w dwóch wersjach: mini (275 ml) oraz pełnej (1 litr). Oprócz tego, że przez Internet, są dostępne w Hebe, ale niestety asortyment jest ograniczony, a jak na złość wszystkie małe opakowania są akurat w tych wersjach, które mnie zbytnio nie interesują... Ich kolejną cechą charakterystyczną jest powalająco niska cena. Małe opakowania kosztują kilka złotych, duże około 11-15 zł. Oczywiście bardziej opłaca się wziąć dużą wersję, ale warto najpierw spróbować małej, by się przekonać na własnych włosach - zużywanie litrowego słoja maski, która się nie sprawdziła, nie jest przyjemnością (ach ten Kallos Vanilla...).

Wersje, z którymi miałam styczność do tej pory, miały właściwą konsystencję - odpowiednio gęstą, by nie spływać, ale jednocześnie łatwo się rozprowadzać. Bez wątpienia nadają się do tuningowania/wzbogacania (na pierwszą nazwę niektórzy są wyczuleni :)) płynnymi półproduktami bez obaw o to, że maska nadmiernie się rozrzedzi.
No właśnie - te maski aż się proszą o wzbogacanie. Zazwyczaj nie mają powalająco bogatego składu, jak również powalającego działania. Dlatego ja je traktuję po prostu jak odżywki do codziennego stosowania, a czasem, jak najdzie mnie wena (ostatnio rzaaaaadko....), dodam sobie tego i owego, przetrzymując trochę dłużej.

Maska do włosów Kallos Chocolate ma cudowny zapach. I mówi to osoba, która zazwyczaj nie przepada za "jedzeniowymi" zapachami - ciasteczkowymi i innymi tego typu. Lubię zapachy kwiatowe i owocowe (hmmmm... owoc też jedzenie :P), wszelkie oryginalne wymysły zazwyczaj mnie nie urzekają. Tu jest inaczej - zapach jest bardzo subtelny, nie daje po nozdrzach. W dodatku nie pachnie czekoladą, lecz dokładnie tak, jak budyń czekoladowy. Bardzo, bardzo przyjemnie i wcale nie sztucznie (obiecujące Cherry i Banana trochę dają sztucznością :( niestety ). Zapach nie utrzymuje się na włosach, ale nie traktuję tego jako wadę - przynajmniej nie staje się męczący w ciągu dnia.
Działanie maski (na moich włosach) jest o niebo lepsze, niż w przypadku wersji Vanilla, choć z Kallosami zauważyłam pewną zastanawiającą sprawę (w Blueberry, Latte i Chocolate). Kiedy nakładam maskę na włosy, wydaje się być super śliska, świetnie je pokrywać. Kiedy spłukuję ją z włosów, wydają się one takie bajecznie lejące, wygładzone, wzdycham z radością, że będzie świetnie. A kiedy włosy wysychają... jest "tak o", po prostu dobrze, ale bez fajerwerków. Włosy są trochę nawilżone, łatwo się rozczesują, przyjemnie błyszczą i są miękkie w dotyku. Ale nie ma takiego zastrzyku odżywienia i wygładzenia, efektu tafli, który lubię. Tutaj maski nie umywają się do mojej ukochanej odżywki Garnier Goodbye Damage, która mi to daje. Niemniej jednak - za taką cenę Kallos dzielnie służy po prostu jako odżywka na co dzień, lub dla włosomaniaczek jako baza do własnych mikstur :)
Cena/pojemność: 4,50 zł za 275 ml w E-Glamour.pl (klik)
niestety nie widziałam małej maski czekoladowej w Hebe (tylko dużą)
Jestem pewna, że ta maska wyląduje u mnie ponownie, w postaci wielkiego, litrowego słoika :) Muszę tu też dodać jedną rzecz - jeżeli zraziłyście się po jakiejś nieudanej wersji Kallosa, nie zrażajcie się. Dajcie szansę innej - one naprawdę różnią się nie tylko zapachem, lecz składami również i to dość mocno ;) Warto próbować mniejszych wersji, ale niestety nie zawsze są tak łatwo dostępne.
Którą wersję lubicie najbardziej? :)
Ja do tej pory miałam bananową i jaśminową, lepiej sprawdziła się ta pierwsza :)
OdpowiedzUsuńBananowej jeszcze nie używałam (czeka na zrobienie zdjęć, pewnie dopiero jutro), na razie tylko niuchnęłam i trochę mnie zasmuciła sztucznością :( Jaśminowa też mnie kusi, kiedyś kupię, jak zużyję te kilka litrów..... :)
UsuńMusi bosko pachnieć :) W tej chwili mam wersję bananową i jestem z niej zadowolona. Oczywiście nie wymagam od niej nie wiadomo czego, ważne (tak jak wspomniałaś) że nie mam problemu z rozczesaniem włosów :)
OdpowiedzUsuńTak, naprawdę mi się ten zapach podoba :) Myślałam, że tak nie będzie, a tu proszę. Bardziej wskazywałabym na to, że Banana i Cherry do mnie trafią, ale są sztuczne :(
UsuńJa na razie miałam dwa-Blueberry i odlewkę Keratin, żadna nie zrobiła efektu WOW. Jeśli kupię jeszcze jakąś to na pewno tylko w małym opakowaniu.
OdpowiedzUsuńKallosy tak mają, ja się raczej na "wow" nie nastawiam :) Po prostu traktuję je jak odżywki.
Usuńmoja zapasy kosmetyków przeznaczony do pielęgnacji włosów są bardzo duże, dlatego szybko nie sięgnę po ten produkt, choć nie ukrywam iż zaintrygował mnie swym działaniem i kusi oczywiście ceną
OdpowiedzUsuńCena zdecydowanie nie jest bez znaczenia :) U mnie odżywki schodzą dosłownie hurtem, także nie muszę się martwić, że nie zużyję :)
UsuńMyślałam, że będzie miała ciemny kolor, a tu niespodzianka.
OdpowiedzUsuńWszystkie Kallosy są białe :) A przynajmniej wszystkie dotychczas mi znane :)
UsuńNa pewno kiedyś ją wypróbuję, bo kallosy oprócz wersji jagodowej dość dobrze się u mnie sprawdzają ;)
OdpowiedzUsuńW takim razie szkoda, że wersja jagodowa się nie sprawdziła, moje włosy ją polubiły :) Ale najważniejsze, że inne są ok :)
UsuńTych masek z kalosa jeszcze nie miałam okazji używać. Aktualnie bardzo lubię maskę z Sylveco z olejem lnianym.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Nie miałam tej maski, ale będę o niej pamiętać :) Pozdrawiam również :)
UsuńChętnie wypróbuję jakiegoś Kallosa w małej wersji jako odżywkę :)
OdpowiedzUsuńWypróbuj koniecznie :) Szkoda, że małe wersje w Hebe są jakieś takie średnio interesujące :(
UsuńA ja nie miałam jeszcze żadnego Kallosa, wczoraj byłam w Hebe, ale akurat te, które mnie interesowały najbardziej (bananowa i czekoladowa), nie były dostępne w małej pojemności.
OdpowiedzUsuńMuszę poczytać więcej o tym, co można do takich masek dodawać, bo składy mają takie sobie.
Niestety znam to, u mnie w Hebe też nie ma tych wersji, które najbardziej chciałam.
UsuńPolecam ten post:
http://www.anwen.pl/2012/04/dlaczego-i-jak-wzbogacam-sklepowe-maski.html :)
Polecam Ci Kallos'a Protox :)
OdpowiedzUsuńMam go w pamięci :) Na pewno wypróbuję :)
UsuńMam przygotowaną do testowania wersję carot:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będziesz zadowolona :) Nie miałam tej wersji
Usuńta wersja fajnie mi się sprawdza :D
OdpowiedzUsuńCieszę się :)
UsuńNie lubię czekolady ale na maskę bym się skusiła :)
OdpowiedzUsuńPachnie budyniem czekoladowym :)
Usuńkoniecznie musze wypróbować tą maskę z garniera:)
OdpowiedzUsuńOdżywkę :) Maska chyba też jest, ale nie miałam. Odżywkę polecam gorąco, na moich włosach najlepsze, co może być :)
UsuńNie miałam nigdy tej maski jednak coraz częściej o niej słyszę, może w końcu się skuszę :)
OdpowiedzUsuńPolecam :)
UsuńJuż dwie wersje się u mnie nie sprawdziły, więc obawiam się wypróbowania kolejnych.
OdpowiedzUsuńEch, szkoda :( Mnie jak na razie tylko jedna zawiodła na całej linii. A dlaczego Cię zawiodły? Od tych masek generalnie nie należy oczekiwać cudów, ja je traktuję jak odżywki :)
UsuńJa żałuję, że nie wszystkie wersje można kupić w małych pojemnościach bo litra przez rok nie zużyję :P
OdpowiedzUsuńChyba wykrakałam bo właśnie odkryłam na kosmetykomani małe wersje chyba wszystkich masek niestety większość jest niedostępna, ale jak będzie dostawa to przeczuwam zakupy :D
UsuńHaha no widzisz :D To przeznaczenie :) Udanych zakupów :)
UsuńJa z Kallos nie mam żadnych kosmetyków. A z masek lubię tą Arganowo Keratynowa z Biedronki La Luxe :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o niej :)
Usuńok, dobra, zapamiętam
OdpowiedzUsuń:)
Usuńa ja jeszcze żadnej nie miałam z Kallosa, jedynie szampon :)
OdpowiedzUsuńO szamponach czytałam prawie same negatywy, dlatego nigdy się nie skusiłam. Być może niesłusznie?
UsuńJuż sam zapach bardzo mnie kusi :) Ciekawa jestem jakby sprawdziła się u mnie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Spróbuj, polecam :)
UsuńPozdrawiam również :)
Ja dopiero po 5 latach włosomaniactwa kupiłam pierwsze dwie maski Kallosa: latte i jakąś do farbowanych, ale nazwy nie pamiętam. I obie są przyjemne, fajnie zmiękczają, średnio odżywiają, nawet ułatwiają rozczesywanie. Ale najładniejsze są zapachy! :)) Czekoladka będzie następna, ale zanim wykończę te dwie, minie chyba rok albo i dwa... :D
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą całkowicie co do tego opisu :) Efekt jest, ale wszystko takie "trochę", "nawet". Ta do farbowanych to chyba po prostu Color :) W takim razie przyjemnego i efektywnego zużywania :)
Usuńlubię maski kallos, obecnie mam blueberry :)
OdpowiedzUsuńTeż mam i lubię :)
UsuńSzkoda, że tak się zraziłam do Blueberry, bo bym chętnie wypróbowała ;/
OdpowiedzUsuńNie zrażaj się, różne wesje się mocno różnią między sobą :) Ale warto kupić mniejsze opakowanie na próbę :)
UsuńA ja tych masek z Kallosa jeszcze nigdy nie miałam i jestem ciekawa czy u mnie by się sprawdziły.
OdpowiedzUsuńSą tanie, spróbuj chociaż :)
UsuńJak zużyję Blueberry to kupuję czekoladowego :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się sprawdzi :)
UsuńCzekoladowe zapachy w maskach już mi zbrzydły! :D
OdpowiedzUsuńAle to budyń czekoladowy :D
UsuńTej maseczki nie miałam ale miałam inną latte i byłam z niej bardzo zadowolona i na pewno skuszę się na inną tylko wykończę te co mam ;)
OdpowiedzUsuńW takim razie miłego zużywania :) Mam nadzieję, że kolejna wersja sprawdzi się równie dobrze :)
UsuńNie miałam żadnej z masek Kallosa ale ta czekoladowa przemawia do mnie najbardziej.
OdpowiedzUsuńJak dotąd ma najładniejszy zapach ze znanych mi Kallosów :)
UsuńMam tą maskę w wersji litrowej i nie do końca ona działa cuda na moich włosach a sam zapach trochę juz mnie odrzuca bo robi się mdły po dłuższym czasie. W Hebe mozna litrowa kupić, acz kolwiek w moim miescie ona jest :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, jednak na każdych włosach sprawdza się co innego :( Ale od tych masek generalnie nie warto oczekiwać cudów, ja je traktuję bardziej jak odżywki niż maski :) Litrowa owszem jest w Hebe, ale małej nie mogę dorwać, stąd moje narzekania bo chciałam kiedyś pierw wypróbować małą :) A która wersja przypasowała Ci bardziej?
UsuńMam ją i szalenie się z nia polubiłam, na dniach pojawi się i u mnie jej recenzja. Polubiłam też bardzo wersję bananową. A leczną miałam właśnie z Serical, ale też ja lubiłam, zwłaszcza w połączeniu ze spiruliną.
OdpowiedzUsuńSuper, że się u Ciebie sprawdziła :) Bananową mam w zapasach, jak na razie tylko wąchałam i zapach jest trochę sztuczny :(
Usuń