Pomysł na dzisiejszy post nasunął się właściwie sam ;) Po prostu przedwczoraj robiłam sobie peeling oraz maseczkę z glinki i przypomniało mi się, że przecież jeszcze nic nie pisałam o gąbeczkach, których używam w celu jej zmycia. Zdjęcia robiłam już jakiś czas temu (od nowości), więc nic, tylko pisać ;)

Po pierwsze (i najważniejsze) - żeby łatwo, szybko i skutecznie zmyć z twarzy maseczkę z glinki, warto (ba, dla mnie to konieczność!) zaopatrzyć się w gąbeczki do twarzy. Ze swojej strony duuuużo bardziej polecam te Calypso (o tym, dlaczego, dowiecie się w dalszej części posta) - kosztują zawrotne 4,99 zł w Rossmannie, a do tego są świetne.
Po drugie (opcjonalne) - zawsze do maseczki z glinką dodaję kilka kropli oleju. Najczęściej jest to olej z pestek malin - mój ulubiony, ale jeśli mam coś innego akurat pod ręką, to się nie waham. Powód numer jeden - dodatkowe nawilżenie :) Powód numer dwa - maseczka nie zastyga tak szybko na twarzy (a nie należy dopuszczać do jej zaschnięcia, glinki najlepiej działają, gdy są wilgotne!). Powód numer trzy - maseczka łatwiej się zmywa. Nie widzę żadnych wad tego rozwiązania, dlatego trzymam się wersji z olejem.
Po trzecie - metoda zmywania. Tutaj pewnie ile osób, tyle sposobów, ale przedstawię Wam mój proces działania tak, by było szybko, łatwo i skutecznie. Zazwyczaj nakładam glinkę grubą warstwą (i spryskuję wodą termalną/wodą różaną/hydrolatem w czasie trzymania, żeby nie zaschła), więc zmywanie od razu gąbeczką jest mało racjonalne. Więc na początku mokrymi dłońmi ściągam (zgarniam) jednym ruchem większość maseczki, tak by na twarzy została ta charakterystyczna warstwa, której późniejsze zmywanie dłońmi skończyłoby się ochlapaną łazienką, mnóstwem zmarnowanej wody, zszarganymi nerwami... ;))) Chwytam za gąbeczkę i usuwam nią maseczkę, przepłukując w między czasie tyle razy, ile jest to konieczne (zazwyczaj zmywam jedną stroną gąbeczki, zmieniam na drugą stronę i dopiero wtedy płuczę dokładnie - to też pozwala oszczędzić trochę czasu). Kiedy skóra wygląda już na czystą, przepłukuję ją jeszcze czystymi dłońmi, żeby mieć pewność, że wszystko zostało usunięte. Gotowe :) Teraz myję gąbeczkę mydłem antybakteryjnym Protex i pozostawiam do wyschnięcia :)
Jeżeli zmywanie glinek jest dla Was problematyczne, czasochłonne, kończy się zachlapaną łazienką i innymi nieprzyjemnościami, które doskonale znam... ;) to zdecydowanie polecam taką metodę. Ułatwia ten proces niesamowicie!!
A teraz przejdę do porównania samych gąbeczek, czyli co z nimi, która lepsza i tak dalej.
Na początku (dawno, dawno temu) sięgnęłam po gąbkę Ewa Schmitt (tą różową, dostępna w Rossmannie tak samo jak Calypso). Dzielnie mi służyła przez długi czas, ale postanowiłam ją po prostu wymienić ze starości na nową. Regularnie ją myłam i dezynfekowałam, ale stwierdziłam, że nadszedł już czas wymiany. Zaciekawiły mnie jednak również gąbeczki Calypso, polecane na innych blogach i wizażu. Może okażą się lepsze? Wzięłam jedne i drugie, stąd możliwość porównania.

Gąbka Ewa Schmitt jest zapakowana od nowości w przezroczystą folię, a w środku widoczne są kropelki, nie należy się tego obawiać, tak ma być. Gąbeczka kiedy jest mokra, jest mięciutka. Kiedy zostawi się ją do wyschnięcia, twardnieje na kamień, ale wystarczy ponownie ją zmoczyć, by przywrócić jej miękkość, taki bajer ;) Ma dość malutkie pory, po zmoczeniu jest miła w dotyku dla skóry. Z biegiem czasu wygląda zdecydowanie mniej atrakcyjnie, co upamiętniło ostatnie zdjęcie :)




Gąbeczki Calypso są zdecydowanie mniejsze, pakowane podwójnie. Mają zupełnie inną strukturę, są zdecydowanie bardziej porowate, trochę bardziej szorstkie (ale nie nieprzyjemne czy drapiące dla skóry, nie nie). Od nowości mięciutkie, po zmoczeniu i zostawieniu do wyschnięcia również twardnieją, ale wystarczy zmoczyć i miękną oraz odrobinę zwiększają objętość.






Mimo, że obie gąbeczki nadają się do zmywania maseczek, to jednak Calypso spisuje się u mnie dużo, dużo lepiej. A to za sprawą struktury - jest bardziej porowata, trochę bardziej szorstka (ale nie drapiąca!), więcej produktu wchodzi w jej pory podczas zmywania, co pozwala na szybsze i bardziej efektywne usuwanie maseczki. Ewa Schmitt też sobie radzi (lepiej niż palce), ale w porównaniu do Calypso trochę bardziej rozmazuje maseczkę po twarzy, niż faktycznie ją usuwa. Mam też wrażenie, że Calypso łatwiej się domywa do czysta, czyszczenie jej zajmuje mi mniej czasu niż w przypadku różowej Ewy. Kolejnym argumentem, dlaczego lepiej wybrać Calypso jest fakt, że gąbki te są produkowane w Europie, a Ewa w Chinach ;)
Zdecydowanie wygrywa Calypso i to przy tych gąbeczkach pozostanę :)
Cena:
Ewa Schmitt - 3,99 zł/szt. (Rossmann - klik)
Calypso - 4,99 zł/2 szt. (Rossmann - klik)
Wiem, że Ameryki nie odkryłam i ta metoda jest już znana od dawna, ale liczę na to, że komuś się to kiedyś przyda :)
Dajcie znać, czy zmywacie maseczki palcami, czy jednak sięgacie po tego typu akcesoria :)
stosuję calypso do zmywania glinek
OdpowiedzUsuńŚwietnie się spisuje :)
UsuńFajne te gabeczki Calypso. Do zmycia makijażu może wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńDo zmycia makijażu nigdy ich nie używałam, więc nie wiem jak się sprawdzą :) Jakoś mnie do tego nie ciągnie, wolę zwykłe płatki + płyn :)
UsuńGąbki Calypso lubię, ale najbardziej do zmywania glinek i innych masek sprawdzają mi się chusty kosmetyczne ;)
OdpowiedzUsuńChusty kosmetyczne? Nigdy nie słyszałam o takim sposobie :)
UsuńO tak, chusty sprawdzają się świetnie. Są jednorazowe, więc odpada problem domywania, a dzięki temu są również znacznie bardziej higieniczne niż wielorazowe gąbeczki. Polecam, choć kosztowo wychodzą jednak trochę drożej.
UsuńDziękuję Kasiu :) W sumie maseczek nie robi się aż tak często, więc ten koszt pewnie nie będzie przytłaczający :)
Usuńosobiście nie mam problemu ze zmywaniem maseczek więc są mi one niepotrzebne :P
OdpowiedzUsuńPs. zapraszam do mnie na rozdanie :)
Rozumiem :)
UsuńDzięki, zobaczę co tam masz ciekawego :)
polecam Ci chuteczki Tami z Rossmanna
OdpowiedzUsuńDziękuję, jeszcze nie próbowałam :)
Usuńsuper spawa, poszukam w Rossmanie:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będziesz zadowolona :)
UsuńGąbeczek Ewy Schmitt nie używałam, ale Calypso już od długiego czasu służy mi do zmywania maseczek i peelingów :)
OdpowiedzUsuńW takim razie nie masz co próbować Ewy, bo Calypso dużo lepsze :)
UsuńMuszę zakupić Calypso bo czasami męczy mnie zmywanie glinki. :D
OdpowiedzUsuńZdecydowanie :)
Usuńmiałam Ewę i bylam zadowolona; teraz czas na Calypso :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Calypso sprawdzą się u Ciebie jeszcze lepiej, tak jak u mnie :)
UsuńKiedyś miałam taką gąbeczkę, chyba tę Schmitt, pamiętam że po wyschnięciu twardniała na kamień.
OdpowiedzUsuńTak, twardnieje :) Ale to w sumie w niczym nie przeszkadza - po zwilżeniu miękkość powraca :)
UsuńWstyd się przyznać... Kiedyś z braku laku ucięłam kawałek zwykłej gąbki do ciała (oczywiście nowej) ;) Jest trochę za szorstka, ale daje radę. Kilka razy już miałam wrzucać Calypso do koszyka, Twoja recenzja ostatecznie mnie przekonała.
OdpowiedzUsuńOj tam wstyd, żaden wstyd :D Każda z nas robi różne abstrakcyjne rzeczy w tematyce kosmetycznej :D Myślę, że warto się skusić na Calypso, to nie majątek, a duże ułatwienie :)
Usuńbardzo lubie te gąbeczki Calypso :) bardzo często ich używam
OdpowiedzUsuńSuper, że też jesteś z nich zadowolona :)
UsuńNie jestem wielbicielką maseczek, raczej robię je z powinności :P
OdpowiedzUsuńRozumiem :)
UsuńJa mam aktualnie taką ES, ale następnym razem chyba kupię tą drugą :)
OdpowiedzUsuńMiędzy nimi jest duża różnica - na korzyść Calypso :)
UsuńMam , używam , glinki zmywam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
Super :)
UsuńPozdrawiam również :)
mi Calypso służy już od kilku lat. Uwielbiam je i nie wyobrażam sobie zmywania maseczek bez nich :))
OdpowiedzUsuńJa też już sobie nie wyobrażam :)
UsuńRóżowej gąbeczki nie miałam okazji testować za to Calypso bardzo przypadły mi do gustu. Osobiście kupuję nie 2 małe tylko 1 dużą które ogólnie polecana jest do ciała ale taką 1 dużą lepiej i szybciej zmywa mi się maseczki z twarzy;)
OdpowiedzUsuńW takim razie nie ma potrzeby, być próbowała tej różowej :) Bardzo pomysłowe, nie wpadłam na to. Chyba widziałam taką w Rossmannie, więc jak moje małe się zużyją, to spróbuję dużej :)
UsuńSwego czasu bardzo lubiłam te gąbeczki Calypso.
OdpowiedzUsuń:)
Usuńja do zmywania czegokolwiek zawsze używam wacików Milly. Wolę jednak takie jednorazowe, bo jak dla mnie to bardziej higieniczne:)
OdpowiedzUsuńRozumiem :) Takie gąbeczki są jednak bardzo tanie, więc ich częsta wymiana nie boli portfela :)
UsuńJa zdejmuje papierem ściernym
OdpowiedzUsuńTo przynajmniej masz peeling i maseczkę w jednym
Usuń