Zazwyczaj nie robię TAGów, nie przepadam za nimi, gdyż w większości dotyczą życia prywatnego. Nie o wszystkim chcę mówić, ale też nie o wszystkim chcę czytać (wolę posty typowo urodowe), więc rzadko kiedy odwiedzam posty z TAGów ;) Ale ten dotyczy ściśle kosmetyków do makijażu, przeczytałam go u Optymistycznej (
KLIK) i spodobał mi się na tyle bardzo, że zrobiłam go z ogromną przyjemnością i również tak samo chętnie przeczytam Wasze TAGi! :)
TAG polega na opublikowaniu 10 kosmetyków do makijażu, które kupiłybyśmy w pierwszej kolejności, gdybyśmy straciły caaaaaałą naszą kosmetyczkę (brzmi jak najgorszy koszmar :D) :) Czyli po prostu takie perełki, bez których nie możemy się obyć :D Niestety nie udało mi się zmieścić w liczbie 10, w moim wydaniu będzie to 15 kosmetyków. Bardzo chciałam się regulaminowo zmieścić, wyciągnęłam przed siebie gromadkę ulubieńców i drogą eliminacji pozbywałam się aż do liczby 10. Ale ciągle czułam niedosyt "ale jak to, przecież nie może zabraknąć tego i tego!" więc ostatecznie zmieściłam się w liczbie 15 :D Mam nadzieję, że przymkniecie na to oko :)
Podeszłam do tematu na tej zasadzie, że gdyby brakowało mi wszystkiego, potrzebowałabym po (przynajmniej) jednym produkcie z każdej kategorii.
TWARZ:
Jako podkład, niewątpliwie wybrałabym Annabelle Minerals w formule matującej (tutaj: Sunny Fairest, zimą podejrzewam że sięgnę po posiadany również Sunny Cream). Po pierwsze dlatego, że na próżno mi szukać odpowiedniego odcienia w drogerii (wszystko takie ciemne albo różowe...), ale po drugie również dlatego, że minerałki AM bardzo dobrze mi służą i mają naturalny skład :)
Jeśli podkład, to i puder - ostatnio moim ulubionym jest Kryolan, anti-shine powder. Jest to transparentny puder ryżowy, który naprawdę bardzo polubiłam. Najbardziej za to, że trzyma mat najdłużej ze wszystkich znanych mi pudrów. Co prawda tuż przy przypudrowaniu efekt matu jest oszałamiający, wręcz płaski, ale nie ma problemu - wystarczy spryskać twarz wodą termalną/wodą różaną i znika ta przesadna pudrowość. A nawet jeśli nie spryskam, to i tak pierwsza fala sebum i wszystko wygląda normalnie :D
Na cienie pod oczami polubiłam korektor Astor Perfect Stay. Ma bardzo jasny odcień (001 Ivory), ładnie rozświetla i dość dobrze kryje (choć na pewno nie jest to full cover ;)). Lubię go za wykończenie - jest dość mokry (to da się przypudrować), nie daje efektu zasychającej skorupy pod oczami, jak to czasem bywa. Nie wysusza też skóry pod oczami.
Nie wyobrażam sobie makijażu twarzy bez różu, nawet na wyjeździe, na przypudrowany filtr musiałam nałożyć odrobinkę różu, bez tego twarz wydaje się taka bez życia... Wybrałam AM w odcieniu Romantic - idealny, zgaszony odcień dla mojej bardzo bladej cery, nie da się zrobić nim krzywdy, choć u osób z ciemniejszą karnacją może być kompletnie niewidoczny. Trwały, dobrze napigmentowany i piękny!
Mogłabym się za to obyć bez bronzera, choć lubię makijaż z jego użyciem. Moim ulubieńcem jest Kobo w odcieniu Sahara Sand - jasny, zgaszony odcień brązu, świetnie się nakłada i rozciera, trwałość bez zarzutu. Przebił The Balm Bahama mama, głównie odcieniem :)
Rozświetlacz to również wariant opcjonalny, ale makijaż z jego użyciem od razu wygląda tak promiennie :) Moim ulubionym stał się My Secret, Face Illuminator - w pięknym, ciepłym odcieniu, bez wędrujących drobinek. Wygląda bardzo subtelnie i świeżo!
OCZY:
Moją ulubioną i niezastąpioną do tej pory bazą pod cienie jest Hean, Stay on. Ilekroć ją zdradziłam, zawsze żałowałam zakupu ;) Ale to się może niedługo zmienić - mam dwa nowe nabytki do przetestowania, więc kto wie...? Hean ma przyjemną, masełkowatą konsystencję, wspaniale podbija kolor cieni i sprawia, że trzymają się u mnie naprawdę cały dzień bez rolowania. Najulubieńsza, w dodatku tania i o ogromnej pojemności nie do zużycia - poprzedni słoiczek wylądował koszu z racji upływu terminu ważności, nie udało mi się jej zdenkować :)
Największy dylemat w tym rankingu miałam pod względem cieni do powiek. Umieścić jakąś paletkę (Makeup Revolution? Freedom? Sleek?), którą można wyczarować różnorodne makijaże, czy jednak 2 sprawdzone cienie, po które sięgam ostatnio zdecydowanie najczęściej? Wybrałam tę drugą opcję :) Najczęściej sięgam ostatnio po Annabelle Minerals Vanilla oraz Chocolate - mam próbki 1g, które przesypałam do słoiczków z sitkiem z Kolorówki. Są bardzo napigmentowane, więc malowanie w pośpiechu odpada, łatwo o plamy, trzeba się przyłożyć do blendowania (i koniecznie na zmatowioną bazę). Ale za to mają bardzo ładne kolory (szkoda, że z drobinkami, nie są to maty!) i bardzo dobrą trwałość. Nie są to dla mnie cienie idealne, ale ostatnio mam na nie fazę, mam nadzieję, że mnie rozumiecie :D Marzy mi się jeszcze odcień Cappuccino i na pewno prędzej czy później go sobie sprawię ;)
Niezastąpionym eyelinerem od lat jest Wibo. W międzyczasie spróbowałam wielu formuł (kałamarze z pędzelkiem/gąbeczką, pisaki, eyelinery w żelu), ale tylko przy Wibo wiem, że kupię ponownie na 100%. Nie jest wodoodporny, ale dostatecznie trwały, żeby wytrzymać cały dzień w sprzyjających warunkach atmosferycznych. Ma baaaardzo wygodny, dość sztywny pędzelek (jak na pędzelek :P) i dostatecznie nasycony, czarny kolor. A w jednej z niesieciowych drogerii w małym mieście widziałam go za... 3 złote!!! Czego chcieć więcej? Nie jest ideałem, ale za tą cenę warto!
Uwielbiam cielistą kredkę na linii wodnej, obecnie sięgam po Oriflame Kohl Pencil. Bardzo ładnie odświeża spojrzenie, sprawia że oczy wyglądają na wypoczęte. Mam też "cielaczka" Rimmel Exaggerate, ale jest strasznie ciemny, wygląda pomarańczowo i nienaturalnie :( Polećcie mi proszę jakąś cielistą kredkę w jasnym, beżowo-żółtym odcieniu!
Najświeższym nabytkiem z tej gromadki jest żel do brwi L'Oreal Brow Artist Plumper. Niemniej jednak skradł moje serce na tyle, że Wibo i Catrice trzymam już chyba tylko dla swatchy :) Mam zarówno wersję barwioną (medium/dark - chłodny, choć trochę za ciemny dla mnie), jak i od niedawna transparentną. Ma małą, mega wygodną szczoteczkę, wspaniale ujarzmia i utrwala, a wersja barwiona wychwytuje każdy najmniejszy włosek, dzięki czemu brwi wydają się znacznie gęstsze!
Niesamowitym zaskoczeniem okazał się dla mnie tusz do rzęs Maybelline Lash Sensational. Z tuszami Maybelline moja przygoda bywała różna, zazwyczaj zła lub bardzo zła, czasem dość dobra :) Ten tusz totalnie skradł moje serce - jest fantastycznej jakości, ani trochę się nie kruszy, nie rozmazuje (tak jak mają w zwyczaju tanie tusze), a oprócz tego szczoteczka świetnie rozdziela rzęsy i fantastycznie je wyciąga w górę, są super podkręcone! Jedyny minus jest taki, że dłuuuugo był zbyt mokry by go używać.
Znalazło się tu dwóch ulubieńców do ust - wersja matowa i błyszcząca :) Matowym ulubieńcem do ust okazała się pomadka Bourjois Rouge Edition Velvet w naturalnym, jasnym odcieniu Don't pink of it (mam ją na ustach na zdjęciu w pasku bocznym bloga). Wygląda elegancko, naturalnie, niewyzywająco, a oprócz tego jest piekielnie trwała :) Wymaga jednak dobrze wypielęgnowanych ust, a z tym bywa u mnie różnie, wysychają na potęgę. Błyszczącym ulubieńcem okazał się upiększający balsam do ust Catrice - zawsze mam go w torebce, szczególnie odcień 030 Cake Pop (mam wszystkie i wszystkie lubię, ale ten najbardziej) - ładny, subtelnie różowy kolor który rozprowadza się równomiernie, połysk na ustach i walory pielęgnujące. Trwałość nie powala, ale i tak jestem na tak :)
I to już wszystko z ulubieńców, myślę że taki zestaw by mnie zadowolił na start po utracie wszystkiego, choć myślę że rozpaczałabym miesiącami, gdyby mnie dopadło takie nieszczęście :D
Dajcie znać, czy miałyście coś z moich ulubieńców i czy podzielacie moje zachwyty :)
Chętnie też przeczytam, bez jakich kosmetyków Wy nie mogłybyście się obejść! :)
Do TAGu zapraszam wszystkie osoby, które mają ochotę go zrobić :)