Ten krem z filtrem długo zalegał nieotwierany w moich zapasach, myślę, że głównie z powodu uprzedzeń. Czekał na dzień, w którym ulegnę i przestanę myśleć w kategoriach "filtr z Bielendy na pewno nie będzie dobry...". Przyznam szczerze, że nawet w trakcie jego używania zmieniałam o nim zdanie, ale już od długiego czasu współpracuje mi się z nim znacznie lepiej - wydaje mi się, że to kwestia nauczenia się jego "obsługi", więc czas na recenzję ;)

Krem znajduje się w miękkiej, estetycznej tubie stojącej na zatrzasku. Dozownik pozwala na wyciśnięcie odpowiedniej ilości produktu - w tej kwestii nie mam się do czego przyczepić. Data ważności niestety mocno się starła, ale nadal coś widać.

Zapach ma delikatny i nienachalny. W sumie to ja go prawie wcale nie czuję. Konsystencja to w jego przypadku dość istotna kwestia. Jest dosyć rzadki, koloru białego, podczas rozsmarowywania wydaje się nieco bielić, ale po delikatnym rozsmarowaniu i wklepaniu (dla mnie to punkt konieczny!) nie bieli praktycznie wcale! Trochę się świeci i na początku zostawia lekką warstwę na skórze (ale cóż, przecież to niemal najwyższy faktor), ale zawsze zostawiam go na 10-15 minut do wchłonięcia (w tym czasie na przykład jem śniadanie), a dopiero później przechodzę do robienia makijażu. I w takim układzie sprawdza się naprawdę znakomicie!

Mój codzienny makijaż twarzy wygląda tak, że po wchłonięciu kremu nakładam primer mineralny z kolorówki (Prelude Matte), czyli najpierw matowię skórę. Staram się to robić delikatnie - bardziej stemplować, niż rozcierać, żeby nie zetrzeć filtra. Dopiero później nakładam mój ukochany ostatnio podkład Annabelle Minerals w wersji matującej (polubiłam ją milion razy bardziej niż kryjącą!), róż i tak dalej. W takiej kolejności krem z filtrem sprawdza się naprawdę znakomicie, gdybym używała na co dzień podkładów płynnych to myślę, że również aplikowałabym je na przypudrowaną wcześniej skórę. Co prawda filtr nie jest tłusty, ale to znacząco przedłuża trwałość makijażu.
Jeżeli chodzi o trwałość takiego makijażu na filtrze Bielendy, to po około 3-4 godzinach muszę się przypudrować, a potem po mniej więcej takim samym czasie zrobić to ponownie. Gdy wracam po około 10 godzinach do domu, nadal mam podkład w dobrym stanie na twarzy i to był dla mnie największy szok! Pewnie bez przypudrowania nie byłoby to możliwe, ale to i tak świetny wynik na 50-tce :)

Kupiłam ostatnio osławiony filtr Ziaja Med w wersji matującej, ale muszę przyznać, że Bielenda wypada przy nim zdecydowanie lepiej. Było to dla mnie naprawdę niemałym zaskoczeniem ze względu na tyle ochów i achów w blogosferze ;) Niestety Ziaja jest bardziej tłusta (filtr matujący, mhmmmm) i mimo przypudrowania, podkład jest na niej taki... "mobilny", mam uczucie nieco mokrej, pływającej twarzy i wystarczy, że gdzieś lekko dotknę policzka, a mogę mieć pewność, że właśnie zrobiłam sobie wytartą plamę, a podkład znalazł się na palcu ;) Na Bielendzie wszystko trzyma się zdecydowanie lepiej i to po nią sięgam na co dzień.


Mimo codziennego używania, nie odnotowałam żadnego zapchania. Filtr mnie nie podrażnił i nie wyrządził żadnej szkody :) Czy rzeczywiście chroni przed słońcem? No cóż, ciężko mi powiedzieć, gdyż się nie opalam, ale to był jedyny filtr zabrany na wyjazd i uchronił nas przed spieczonymi ramionami (a mnie chroni codziennie przed katastrofą na twarzy) ;)
Cena: około 15 zł
Pojemność: 50 ml
Podsumowując, jeżeli szukacie taniego i dobrego kremu do twarzy z filtrem o wysokim faktorze, zdecydowanie bardziej polecam Bielendę Bikini niż osławioną Ziaję matującą. Na początku się z tym kremem nie polubiłam, ale później wypracowałam własną, najlepszą technikę aplikacji (rozsmarować + wklepać, zmatowić i dopiero wtedy podkład) i teraz jestem już naprawdę zadowolona. Jest dość lekki jak na tak wysoką ochronę i naprawdę nadaje się pod makijaż - najlepiej z dotychczas używanych przeze mnie kremów. Nie zapchał mnie i nie wyrządził żadnych szkód.
Kusi mnie jeszcze Vichy matujący - czytałam o nim wiele pozytywnych opinii :) Wypróbuję go po zużyciu Bielendy :)
Cena korzystna. Chętnie bym spróbowała:)
OdpowiedzUsuńW tej cenie zdecydowanie warto :)
UsuńNie miałam okazji go używać :)
OdpowiedzUsuń:)
Usuńużywałam go tego lata, był spoko i nawet mnie ni zapchał :D
OdpowiedzUsuńSuper, że Tobie również pasował :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńReklamy są kasowane
UsuńJa akurat nie lubię filtrów :(
OdpowiedzUsuńLubić to ja też ich nie lubię, wolałabym używać czegoś lżejszego :) Ale niestety jest taka konieczność, więc muszę szukać czegoś w miarę odpowiedniego :)
UsuńPepa, to nie kwestia lubienia, ale konieczności, jak wspomina Basia. Nie znam chyba nikogo, kto lubiłby filtry, ale o skórę, zwłaszcza twarzy, trzeba dbać.
UsuńKasiu, właśnie poznałam swój ideał - Vichy matujący :) Przy nim naprawdę da się lubić filtry! :)) Niedługo o nim napiszę
UsuńNie miałam jeszcze filtra tej marki. Przez całe lato używałam Soraya i byłam z niego bardzo zadowolona.
OdpowiedzUsuńTego z pompką czy w tubce? :)
Usuńzapamiętam i kupię na wiosnę :)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zaciekawiłaś. Przyznaję, że nie słyszałam wcześniej o tym kremie, w ogóle jakoś nie miałam zaufania do filtrów z Bielendy. W sumie nawet nie wiem czemu. ;)
OdpowiedzUsuńTeż nie miałam zaufania, a tu pozytywny psikus :)
UsuńNie znam tego kosmetyku... mój ulubiony filtr to ekran mineralny SVR :) idealnie sprawdził się na mojej problematycznej cerze przez całe lato :)
OdpowiedzUsuńSuper, że znalazłaś swojego ulubieńca :)
Usuńszukałam tego fitra podczas mojego ostatniego pobytu w Polsce, ale już po wakacjach, więc nie znalazłam...
OdpowiedzUsuńNo niestety, szukanie kremu z filtrem po wakacjach nie jest proste :(
UsuńSzkoda, że teraz w sklepach ciężko dostać kremy z filtrem ;/ Chętnie ten bym wypróbowała, bo szukam jakiegoś z wysokim SPF :)
OdpowiedzUsuńNo szkoda, szkoda.. :(
Usuńja używam kremu z filtrem Lirene. jest niezły, nie zapycha i nie powoduje wzmożonego świecenia
OdpowiedzUsuń