wtorek, 2 września 2014

Fotorelacja - 12 krajów w 19 dni, czyli... motocyklem na Bałkany :)

Zdaję sobie sprawę z tego, że pewnie duża część z Was na myśl o motocyklistach dostaje palpitacji serca, a przez głowę przebiegają myśli w stylu "Szaleńcy", "Dawcy organów", "Wariaci zasuwający na tylnym kole po mieście, łamiący wszystkie przepisy", "Gnają 200 km/h!" i wiele innych... I nie dziwię się, bo niektórzy naprawdę jeżdżą strasznie i stwarzają zagrożenie dla wszystkich wokół, ale nie wrzucajmy wszystkich do jednego wora! Jeżeli tak myślicie, to proszę, nie uciekajcie kursorem do prawego górnego rogu do magicznego "X", chciałabym Wam pokazać, że może być inaczej, że turystyka motocyklowa może być też piękna, spokojna i (w miarę) bezpieczna :) Dlaczego tylko "w miarę" bezpieczna? Ponieważ w ruchu drogowym, niezależnie czy jesteśmy rowerzystami, motocyklistami czy po prostu jedziemy samochodem, nasze bezpieczeństwo zależy nie tylko od nas, ale od wszystkich uczestników ruchu... Tyle, że to, co między dwoma samochodami skończy się co najwyżej stłuczką, dla motocyklisty może być o wiele gorsze. A nawet podczas tego jednego wyjazdu mieliśmy wiele sytuacji, w których ktoś nam wymusił pierwszeństwo lub zajechał drogę... :(

Bloggerki, które mnie znają osobiście i mają podgląd na moje "życie prywatne" na popularnym portalu społecznościowym, część z tych zdjęć już widziały i na pewno się tym nie zdziwią ;)

Taka forma aktywności jest dla mnie piękna przede wszystkim dlatego, że siedząc sobie z tyłu jako plecaczek dosłownie "chłonę" wszystko, co mnie otacza. Kiedy jadę samochodem, na ogół jest to po prostu podróż z punktu A do punktu B, w czasie której śpię, odpoczywam, czytam, grzebię w telefonie... No chyba, że jestem kierowcą :D Na moto, kiedy siedzę sobie z tyłu, widzę po prostu wszystko... Nawet najdrobniejsze szczegóły, wiewiórki na drzewach, bociany szukające pożywienia, cały klimat wsi, czuję zapach wszystkiego, co nas otacza, zapach pól i łąk... Chłonę każdy szczegół krajobrazu, bo wszystko jest tak blisko, że niemal można to dotknąć i to jest piękne :) Motocykl, którym jeździ mój Ukochany, a ja wraz z Nim, nie pozwala na szybką jazdę (po autostradzie!! jeździmy nie więcej niż 120 km/h i to jest max., czyli to nie my wyprzedzamy wszystkich, tylko wszyscy nas ;) po mieście jeździmy dokładnie tak samo jak wszyscy, bez żadnych szaleństw!). Tak naprawdę sprzęt ma już ponad 20 lat, co czyni go już technologicznie staruszkiem :) Ale za to jakim cudownym staruszkiem!


Tak wyglądał nasz (mój i Mojego S.) dwuosobowy bagaż na 3 tygodnie, uwzględniając mnóstwo narzędzi i części zapasowych, w razie gdyby coś miało się zepsuć... Wesoło, prawda? :D Szczególnie dla kobiety :) Minimalizm w pakowaniu - pierwsza klasa :) Jechaliśmy całkowicie bez planu, wiedząc tylko, że jedziemy do Chorwacji i Albanii, a wrócimy Rumunią... Żadnych rezerwacji noclegów, żadnego przygotowania. Ta spontaniczność z jednej strony była wspaniałą przygodą, bo nie musieliśmy się sztywno trzymać żadnego planu, mogliśmy swobodnie podejmować decyzje z dnia na dzień, ale z drugiej strony była trudna, bo szukanie noclegu w miejscach typowo turystycznych bywa ciężkie - albo wszystko pozajmowane, albo strasznie drogo... 

Pierwszy dzień przebiegł zupełnie spokojnie - po prostu przejechaliśmy całą Polskę z Gdyni do Zebrzydowic, gdzie mieliśmy zapewniony nocleg u znajomych. Długo siedzieliśmy, gadaliśmy, więc późno poszliśmy spać, a że na drugi dzień trzeba było wstać rano, to byliśmy nieprzytomni :)

Drugiego dnia rano wyruszyliśmy w dalszą trasę, przez Czechy, Austrię (w Austrii złapał nas deszcz) i Słowenię, dojechaliśmy do Chorwacji, gdzie zaczęły się pierwsze przygody... Nieco przytłoczył nas wszechobecny chaos w stolicy i mieliśmy niemały problem ze znalezieniem ekonomicznego noclegu (chcemy tylko łóżka i prysznica/wanny, nic więcej!), nie posiadając dostępu do Internetu za granicą, po prostu szukając w ciemno. Noclegu szukaliśmy 2 godziny, ale w końcu się udało ;) Mogliśmy się kimnąć i jechać dalej. 

Trzeciego dnia przygód ciąg dalszy - dojechaliśmy do półwyspu Istria, gdzie planowaliśmy zostać na kilka dni by odpocząć, zrelaksować się i móc zwiedzać dalej. Niestety okazało się, że półwysep jest jednym z głównych celów turystycznych, gdzie znalezienie noclegu bez rezerwacji graniczy z cudem. Chodziłam i pukałam do drzwi od domu do domu, ale wszystkie "wolne pokoje" już nie były wolne :D Skutek był taki, że totalnie zmęczeni, skrajnie wyczerpani jechaliśmy dalej, ja już byłam załamana, bo co to za wakacje, że od trzech dni ciągle tylko gnamy i gnamy, nic nie zobaczyliśmy, jesteśmy zmęczeni i wkurzeni... Oczywiście z nerwów musiałam się rozpłakać, bo jakże by inaczej... ;) Ale jechaliśmy ile nam starczyło sił, dojechaliśmy do miejscowości Bakar i dopiero koło 23 udało nam się znaleźć stosunkowo niedrogi nocleg... Było już zupełnie ciemno, a my - wyczerpani.



Takie widoki wynagradzają trudy podróży :)

Odpoczynek :)
Czwartego dnia - nareszcie! Jechaliśmy dalej i zacumowaliśmy w uroczej miejscowości Karlobag w Chorwacji, gdzie spędziliśmy 3 noce, mogliśmy się totalnie zrelaksować, odpocząć, popływać w morzu, pospacerować po okolicy, a wieczorem napić się lokalnego piwa :) Te trzy dni to prawdopodobnie moje najmilsze wspomnienie z wyprawy :) Poza tym mieliśmy wspaniały i niedrogi pokój w prywatnym domu u przemiłej Pani :) Pierwsza noc była trudna, bo szalenie gorąca, na pewno było ponad 30 stopni, do tego żadnego wiatru... Dłuuugo nie mogliśmy zasnąć. Potem już było normalnie :)

Zdjęcie cyknięte w czasie jazdy, widok jak dla mnie zapierający dech w piersiach :)


Ta roślinność wyrastająca spomiędzy skał szalenie mi się spodobała!


Miasteczko Karlobag, w którym spaliśmy:






Siódmego dnia ruszyliśmy dalej wzdłuż wybrzeża, te widoki były dla mnie oszałamiające - po lewej stronie wysokie góry, po prawej stronie błękitne morze! Do tego rozpieszczała nas słoneczna pogoda, więc tym piękniejszy był kolor wody :) Żeby trafić do celu, musieliśmy przejechać maleńki fragment Bośni i Hercegowiny :P Dojechaliśmy do miejscowości Cavtat niedaleko Dubrownika, gdzie zostaliśmy na noc. Wieczorkiem pojechaliśmy do Dubrownika zobaczyć Stare Miasto :)


Wspólne zdjęcie :D




Dubrownik za mną :)

A tu już wieczorny spacer po Starym Mieście :)
Ósmego dnia ruszyliśmy z Chorwacji do Czarnogóry, zahaczając o wspaniałe Stare Miasto Kotor, które bardzo mi się spodobało. Jechaliśmy również piękną trasą wzdłuż Zatoki Kotorskiej, co przyprawiało mnie o szybsze bicie serca :) Generalnie Czarnogóra BARDZO mi się podobała :) Gdy szukaliśmy noclegu, złapała nas straszna ulewa. Jak się okazało, Luby źle zamknął mój kufer, więc WSZYSTKIE ciuchy miałam mokre :( Na szczęście było ciepło, więc na drugi dzień wszystko wyschło. Wieczorem pojechaliśmy do miejscowości Bar, która również ma własne Stare Miasto (tzw. Stary Bar), więc mieliśmy dwa razy intensywne zwiedzanie tego samego dnia :) W drodze powrotnej zepsuła nam się ładowarka do GPS, co zwiastowało kolejne niemiłe przygody - z wyznaczaniem trasy :P 


  Zatoka Kotorska i Kotor:






Sveti Stefan - widok na wyspę :) Chcieliśmy zostać gdzieś w okolicy na noc, ale koszty nas zniechęciły :)

A potem na naszej drodze stanął żółw :D Przeniosłam go delikatnie na chodnik, ale był mocno przestraszony, że ktoś go rusza :(




Dziewiątego dnia wyruszyliśmy z Czarnogóry do Albanii. Byłam tym szalenie podekscytowana, chciałam zobaczyć, jak tam jest, ale już od przekroczenia granicy włosy jeżyły mi się na całym ciele - MNÓSTWO śmieci, po prostu całe sterty, gniją i śmierdzą, gruz na poboczach, duże skupiska Cyganów na ulicach, zatrzymujących ruch uliczny, żeby coś wyżebrać... Masakra, byłam przerażona. Im dalej jechaliśmy, tym bardziej mi się nie podobało. Duże miasta wyglądają fatalnie, mnóstwo biednych ludzi, zniszczone domy z powybijanymi szybami... A najgorszy był ruch uliczny! Albańczycy dopiero od niedawna mają możliwość jeżdżenia własnym samochodem, przez co na drogach jest okropny chaos, nikt nie stosuje się do przepisów ruchu drogowego, każdy się wpycha gdzie popadnie, nie stosują się do linii wyznaczających pasy ruchu, nie używają kierunkowskazów, wyznają zasadę "pierwszeństwo ma ten, kto pierwszy trąbnie", zajeżdżają drogę, wymuszają pierwszeństwo, potrafią zatrzymać samochód na środku ulicy, włączyć awaryjne i pójść sobie do sklepu, raz widzieliśmy jak gościu sobie jechał na rondzie pod prąd, piesi nie mają prawie wcale przejść, więc przebiegają ciągle między samochodami, jest mnóstwo pootwieranych studzienek - coś okropnego! Naprawdę nie czułam się tam bezpiecznie. Nie wspominając już o fatalnym stanie dróg, które potrafią się... nagle skończyć! Oprócz tego, sieć dróg jest na tyle mało rozbudowana, że każde miasto stoi w korku! Nie wiem, jakiej jakości jest ich benzyna, ale za każdym samochodem paskudnie śmierdziało spalinami, na autostradzie koza stała sobie na poboczu, na ulicach zamiast progów zwalniających leżą... grube liny, bez żadnego oznaczenia! Jedynym "w miarę" rozwiniętym miejscem jest wybrzeże, nastawione na turystykę... Ale co z tego, że budują się nowe luksusowe hotele, skoro tuż obok nich widać totalne slumsy? Co z tego, że mają piękne plaże, skoro spacer po nich jest ogromnym slalomem między śmieciami? Albańczycy to po prostu brudasy, totalnie mają w nosie, gdzie wyrzucają śmieci, po prostu otwierają szybę w samochodzie i wyrzucają na pobocze. Brud i smród, tyle w temacie... Mieliśmy też problem z tym, żeby płacić kartą - w większości sklepów nie mają terminali. W Albanii spędziliśmy 2 dni i czym prędzej z niej uciekaliśmy. Oprócz tego przez dobę nic nie jedliśmy, więc tym gorzej wspominam ten czas :D Gdybyśmy mieli pojechać tam ponownie, zdecydowanie należałoby się do takiego wyjazdu lepiej przygotować i nastawić na pełen offroad oraz zabezpieczyć finansowo (gotówka).

To tak pięknie wygląda tylko z daleka...


Jedenastego dnia wyjechaliśmy z Albanii i dojechaliśmy do Macedonii. Spaliśmy w miejscowości Struga nad jeziorem Ochrydzkim :) Zostaliśmy tam na 2 dni, więc mogłam na spokojnie wykąpać się w jeziorze (woda była niesamowicie ciepła!!), a także pojechaliśmy do twierdzy w Ochrydzie :)

Taki oto uroczy znak nad jeziorem Ochrydzkim :P






Trzynastego dnia wyjechaliśmy z Macedonii do Bułgarii. Chcieliśmy spać gdzieś w okolicach stolicy, żeby na drugi dzień ją pozwiedzać, ale nie udało się. Chcieliśmy po drodze zjeść pierwszy ciepły posiłek w czasie całej dotychczasowej wyprawy (super, prawda?:P), ale po podaniu jedzenia okazało się, że terminal nie zaakceptował karty mojego Sławka, musieliśmy oddać, matko co za wstyd, chyba jeszcze nigdy nie było mi tak strasznie głupio :D Obeszliśmy się smakiem, no i do tego to zażenowanie! Potem okazało się, że ani stacja benzynowa, ani Lidl nie przyjęły karty... Wpadliśmy w panikę, że karta się zepsuła, mieliśmy zapewniony tylko jeden nocleg, w gotówce prawie nic, moje konto czyste (przed wyjazdem wszystkie środki zgromadziliśmy na koncie Sławka - nauczka na przyszłość!)... Byliśmy zmęczeni, więc szybko usnęliśmy, ale rano się obudziliśmy no i co tu dalej robić? Była sobota rano, więc przelew do mnie by dotarł dopiero w poniedziałek, nie mamy pieniędzy na nocleg, nie mamy pieniędzy żeby zatankować i jechać dalej... Sławek podjął decyzję, że jedziemy dalej, na moje pytanie "a co zrobisz jak się benzyna skończy?" powiedział "nie wiem", ale w sumie niewiele miałam do gadania, więc musieliśmy jechać ;) Historia skończyła się szczęśliwie, bo okazało się, że terminale nie akceptują karty, ale bankomat już normalnie wypłacił pieniądze. Ale panika była niemała :) 


Czternastego dnia wieczorem dojechaliśmy do miejscowości Bran w Rumunii, był już wieczór, więc zostaliśmy na noc, a rano poszliśmy zwiedzać turystyczny "Zamek Drakuli" ;) Przyznam szczerze, że z zewnątrz bardzo mi się podoba, ale w środku niczym mnie nie zachwycił :) Za to baaaaaaardzo miło zaskoczyła mnie Rumunia! Miałam zupełnie inne wyobrażenie, a okazało się, że ich góry są naprawdę piękne i fascynujące, drogi różne - od bardzo złych do bardzo dobrych, ludzie na wsi szalenie sympatyczni - uśmiechali się na nasz widok, machali do nas, cieszyli się, a jak się gdziekolwiek zatrzymaliśmy na odpoczynek, przychodzili i zagadywali po swojemu z uśmiechem :) Bardzo spodobał mi się ten zielony, górzysty kraj! Pojechaliśmy na słynną Trasę Transfogarską, która przerosła moje najśmielsze oczekiwania - widoki są po prostu oszałamiające! Jedynie pogoda nas nie rozpieszczała, bo była silna mgła, wokół gór skłębiły się gęste chmury, więc w wysokich partiach nie było widać po prostu nic, złapał nas silny deszcz no i wiadomo - w górach zimno ;) Po pokonaniu Trasy, jechaliśmy dalej, żeby zanocować w miarę blisko Transalpiny, którą mieliśmy zamiar pokonać kolejnego dnia.

Zamek w Branie, zdjęcie było robione w czasie jazdy i niestety wtryniły się krzaki

Wróciliśmy potem, żeby zrobić ładniejsze, ale już było późno :(


Trasa Transfogarska:








Głodna, zmęczona i w kombinezonie przeciwdeszczowym, wyglądam pięknie :D :D
Szesnastego dnia pojechaliśmy na Transalpinę, miała o wiele lepszą nawierzchnię, ale za to krajobraz był dość monotonny, po zapierającej dech w piersiach Transfogarskiej, Transalpina nie zrobiła na mnie zbyt dużego wrażenia. Ale miło było się pobujać na serpantynach i popatrzeć w przepaść bez barierki tuż obok :) Mogłam też pogłaskać oswojone osiołki :D Mocno zmarzliśmy, bo u góry było naprawdę bardzo zimno.










Siedemnastego dnia zahaczyliśmy o "Wesoły cmentarz" w Sapancie. Jego "wesołość" polega na tym, że nagrobki ilustrują, czym zmarły zajmował się za życia lub w jaki sposób zginął ;) Wieczorem dojechaliśmy do Tokaju na Węgrzech, gdzie mieliśmy okazję zakosztować pysznego, lokalnego winka :)










Osiemnastego dnia byliśmy już w Polsce, spaliśmy w Tuszynie koło Łodzi, niestety podróż była bardzo trudna, gdyż w Słowacji baaaaardzo mocno padało, przeciwdeszczówki nam przemokły (!!), było zaledwie 12 stopni, co w połączeniu z przemoczonymi ciuchami i wiatrem na motocyklu dawało kilka stopni temperatury odczuwalnej... Gdy zsiedliśmy z motocykla w poszukiwaniu noclegu, oboje trzęśliśmy się z zimna jak dwie galaretki... Kolejnego dnia byliśmy już w domku - droga nie była zbyt spokojna bo raz chciał nas rozjechać TIR, a potem ciągnik wyjechał nam w ostatniej chwili z drogi podporządkowanej, zupełnie nie patrząc w bok czy coś jedzie :P Ale żyjemy.

Podsumowując - było naprawdę WSPANIALE, wyjazd do Chorwacji to dla mnie spełnienie marzeń, zawsze chciałam tam pojechać, a tu nagle okazało się, że nie tylko spełniło się moje marzenie, ale również miałam okazję poznać mnogość innych kultur na Bałkanach! Jestem naprawdę bardzo szczęśliwa, że w tak krótkim czasie mogłam zobaczyć tak wiele... Ale nie obyło się bez przygód w postaci braku dostępu do gotówki (problemy z kartą), szukania noclegu w nocy, będąc skrajnie zmęczonym, przeciekająca przeciwdeszczówka to naprawdę nic przyjemnego, bardzo mocno zmarzliśmy, zepsuta ładowarka GPS... Ale czym byłby wyjazd bez przygody, musi się coś dziać :) Ważne, że technicznie sprzęt spisał się na medal, nam się nic złego nie przydarzyło (chociaż gdyby nie refleks Sławka to kilkakrotnie mielibyśmy wypadek nie z naszej winy). Podróżowanie w ten sposób jest wspaniałe, ale też trudne - uwierzcie mi, że naprawdę boli wszystko :) Boli tyłek (uczucie stłuczonych kości), miałam obtarte uda od siedzenia (wibracje powodowały ocieranie kombinezonu o nogi na bokach siedzenia), musiałam smarować się balsamem łagodzącym po goleniu (Sławka), żeby szybciej się zagoiło, oprócz tego po kilku godzinach w zgięciu strasznie bolą kolana, a także plecy od ciągłego siedzenia w miejscu... No i nasz jadłospis nie był zbyt bogaty, bo przez prawie całe 3 tygodnie mieliśmy kanapki na śniadanie, obiad i kolację... Masła i margaryny ze sobą nie woziliśmy, bo by się rozpłynęło w cieplejszych krajach, więc chleb był zawsze suchy z plasterkiem czegośtam... Ale myślę, że taka przygoda jest tego warta!! :) No i (niestety) nie schudłam :P

Przez prawie 3 tygodnie - na śniadanie, obiad i kolację - suchy chleb z plasterkiem sera/szynki/salami :D

Przejechaliśmy 6614 kilometrów w 19 dni, przejeżdżając przez 12 krajów: Czechy, Austrię, Słowenię, Chorwację, Bośnię i Hercegowinę, Czarnogórę, Albanię, Macedonię, Bułgarię, Rumunię, Węgry i Słowację :)

A teraz - powrót do blogowania :D 
Byłyście w którymś z opisywanych przeze mnie miejsc? Macie podobne odczucia do moich? :) No i... mocno nie lubicie motocyklistów? :) A może udało mi się choć troszkę zmienić Wasze podejście?

PS. Kwestie typu, że coś jest (lub nie jest) warte zobaczenia, są mocno indywidualne :) W tym wpisie wyraziłam wyłącznie moje zdanie i nie chciałabym nikogo urazić, każdy ma inne potrzeby w zakresie zwiedzania i pojmowania atrakcyjności danego miejsca! :)

Dziękuję za odwiedziny! :)

Jeżeli podoba Ci się tutaj - polub mnie na Facebooku oraz Instagramie,
będzie mi bardzo miło, a Ty nie przegapisz żadnych nowości! :)



57 komentarzy:

  1. pauliinek2 września 2014 19:19

    Wooow. Zazdroszczę takiej przygody! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor2 września 2014 21:19

      Oj przygoda wspaniała :)

      Usuń
  2. Unknown2 września 2014 20:25

    O kurde !!! Super :) zazdroszczę !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor3 września 2014 12:13

      Było naprawdę wspaniale :)

      Usuń
  3. Wera2 września 2014 20:50

    wow co za widoki,
    dieta cud:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor3 września 2014 12:14

      Widoki jak z pocztówek, było naprawdę pięknie :) Dieta cud, ale nie zadziałała :D

      Usuń
  4. Agusiak7472 września 2014 21:04

    Super, zazdro! :D Część widziałam na fejsubsiu :P

    Ja jeżdżę z Wojtkiem na moto, ale on ma mały, nie taki turystyczny jak Wy. No i też jeździ bardzo ostrożnie, zwłaszcza ze mną. A ja sobie kupuję moto jak uzbieram kasę, myślę, że jakoś na początku przyszłego roku to wyjdzie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor3 września 2014 12:17

      No coś Ty, nie miałam pojęcia że też jeździcie :) Ma prawo jazdy czy korzysta z nowego przywileju na kat. B? Ja właśnie chciałabym skorzystać z tego nowego prawa i na początku pojeździć sobie 125 :) A czym jeździcie jeśli mogę zapytać? :) Super, że sprawia Ci to przyjemność :)

      Usuń
    2. Agusiak7474 września 2014 00:36

      On ma 18 lat dopiero :P i ma kartę motorowerową na razie :P Wiesz co, jeździmy motocyklem robionym w sumie przez Wojtka i z oryginały została mu tylko rama :P a to była Honda NSR.
      Ja na sam początek kupię sobie jakąś małą 50, bo prawko 3 lata to mi dopiero za 1,5 roku stuknie, a potem 125.

      Usuń
    3. Agusiak7474 września 2014 00:41

      http://instagram.com/p/ru64Pugi09/?modal=true < tutaj masz foto :)

      Usuń
    4. Autor4 września 2014 23:07

      Wygląda świetnie, podoba mi się :) No i dobrze, że potrafi sam naprawiać, składać itd. :) A nad jaką 50-tką myślisz? Ja to już jestem niecierpliwa, chciałabym jeździć już "teraz zaraz", no ale niestety fundusze ograniczają możliwości ;)

      Usuń
    5. Agusiak7474 września 2014 23:41

      On mieszka w sumie 'w' warsztacie i ojciec i brat są mechanikami, i właśnie ten warsztat mają :P Wiesz co, właśnie z Wojtkiem dzisiaj sobie oglądaliśmy 50tki, ale co do tego, jaka to będzie to już raczej się będziemy decydować przed zakupem, zobaczymy jak to z ceną wyjdzie i co się będzie opłacało.
      Wiem, że potem będę odkładać na Hondę Shadow, bo się zakochałam i wiem, że chcę! :D

      Usuń
    6. Autor5 września 2014 17:41

      Aaaa no to ma styczność z warsztatem od małego :) Honda Shadow no no, ambitnie :D Spory "czopek" :) Fajnie, że niski, można całymi stopami sięgać podłoża. Ja jestem malutka (160 cm, krótkie nóżki :D) i wiem, że będę miała z tym problem na klasycznych jednośladach :) Bez przeróbek będzie lipa żeby coś znaleźć odpowiedniego.

      Nie znam Wojtka (tzn. podglądam Was jedynie na fejsbuczku), ale możesz Go ode mnie pozdrowić :D

      Usuń
  5. karodos.pl2 września 2014 21:08

    Super wyprawa:) Gratuluję:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor3 września 2014 12:17

      No super, super :)

      Usuń
  6. simply_a_woman2 września 2014 21:41

    przygoda życia. będzie co wspominać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor3 września 2014 12:19

      Dokładnie tak, już podczas oglądania zdjęć i filmików z rodzicami byłam tym bardzo podekscytowana i już wiem, co wypełni smutne zimowe wieczory :) :)

      Usuń
  7. Cosmetics Freak2 września 2014 22:13

    Piękna wycieczka! Bardzo lubię takie objazdówki i też sobie taką zafundowaliśmy w tym roku (ale o wiele krótszą). Podziwiam! Naprawdę. Nie potrafiłabym wyruszyć w podróż bez zarezerwowanych noclegów i planu. Nie potrafię żyć na takim spontanie. No i nie ma szans żebym się tak spakowała jak ty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor3 września 2014 12:34

      Na takiej objazdówce można bardzo wiele zobaczyć, bo pobyt to raczej leżing i smażing :D Dlatego jest o wiele ciekawiej :) A gdzie byliście? Ja też nie jestem taka spontaniczna, wolę mieć wszystko zorganizowane, ale mój Sławek lubi takie spontany, no to nie miałam wyjścia :D Ale nie żałuję, wróciliśmy cali i zdrowi :) A co do pakowania, wcale nie jest to łatwe, ale da się, trzeba wziąć tylko to, co jest bezwzględnie potrzebne, no i czasem coś przeprać na trasie - pogoda była ładna, więc szybko schło :)

      Usuń
  8. Eweliśka3 września 2014 01:21

    Mój narzeczony robi właśnie prawko na motor i będzie kupował jakiś turystyczny motocykl. Na początku nie spodobał mi się jego pomysł, ale po kilku rozmowach dał mi do zrozumienia, że chce czerpać przyjemność z jazdy o jakiej wspomniałaś - nie chodzi o to, aby byś pierwszym i najszybszym, liczy się relaks, uczucie wolności oraz radość bez narażania swojego życia i zdrowia. Zmieniłam swoje podejście. Cieszę się, że znajdzie swoją pasję, która da mu satysfakcję i przełamie rutynę. Pewnie byłby za taką spontanicznością, ale przyznam, że ja nie należę do osób, które lubią zwiedzać czy podróżować. Dla mnie wszelkie wyprawy to droga przez mękę. Jestem zdecydowanie domatorką. Zazdroszczę pasji Wam obojgu - przygoda na całe życie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor3 września 2014 12:37

      No i właśnie takie czerpanie przyjemności jest piękne :) Dlatego warto wyzbyć się uprzedzeń :) Oby mu się dobrze jeździło! No i jak jesteś domatorką, to nie warto niczego robić wbrew sobie :) Przygoda wspaniała! Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  9. Unknown3 września 2014 09:03

    Świetnie!! Podróż marzeń :) choć ja tak na spontanei bałabym sie jechac :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor3 września 2014 21:02

      Ja też się bałam, ale okazało się, że niesłusznie :) Wszystko się dobrze skończyło :)

      Usuń
  10. Iwetto3 września 2014 10:58

    Niezła przejażdżka :) W tym roku wybrałam się na Węgry i widzę, że również miałaś przyjemność spróbować ich przysmaku, jakim jest Kurtoskalacs. Pyszota!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor3 września 2014 21:05

      Też mi smakowało! :)

      Usuń
  11. Unknown3 września 2014 12:26

    Ale świetny pomysł na zwiedzanie ;)! Gratuluję odwagi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor3 września 2014 21:06

      To prawda, można bardzo wiele zobaczyć :) Jaka tam odwaga :)

      Usuń
  12. KasiaPL3 września 2014 15:10

    ale ekstra, zazdroszczę wyprawy! ja sama jeżdżę motocyklem i kiedyś też planuję się wybrać do Chorwacji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor3 września 2014 21:07

      Naprawdę? Ale super! Nie miałam pojęcia :) Chorwacja jest mega piękna i nawierzchnia dobra do jazdy :)

      Usuń
  13. Theagnes873 września 2014 16:12

    ale super przygoda!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor3 września 2014 21:09

      Wspaniała :)

      Usuń
  14. Paryżanka3 września 2014 21:21

    Wow super przygody!!!!! marzew o takiej wyprawie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor4 września 2014 23:07

      Naprawdę? :) A dokąd chciałabyś najbardziej pojechać?

      Usuń
  15. kubekczekolady3 września 2014 22:07

    Na pewno będziecie długo to wspominać ;-) Ale osobiście nie pisałabym się na takie męczące wakacje, lubię czasem się zmordować i dać sobie w kość, ale to tak na 1-3 dni :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor4 września 2014 23:08

      No tutaj 19 dni w kość trochę dało :D Ale było warto :)

      Usuń
  16. elaree4 września 2014 22:11

    Wspólne zdjęcie najlepsze :) Nie wyobrażam sobie przejechać tylu kilometrów motorem, ale taka podróż musi być wspaniała :) Zazdroszczę tej wyprawy, ale chyba bardziej tej odwagi aby się w nią wybrać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor4 września 2014 23:09

      Też mi się podoba :) No i bez oporów mogę je upublicznić, bo niby widać wszystko... a jednak nic :) Podróż rzeczywiście była wspaniała :) Czy ja wiem czy tu odwaga była potrzebna, dużo jeździmy razem więc się nie boję, no chyba że innych (nieprzewidywalnych) kierowców na drogach...

      Usuń
  17. Majek6 września 2014 08:41

    Wspaniała wyprawa! Też bym chciała się gdzieś wybrać na moto, ale póki co jeżdżę po mieście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Majek6 września 2014 08:43

      p.s. nie lubię kierowców aut, jak siedzę na moto :D

      Usuń
    2. Autor15 września 2014 22:08

      P.S. Ja też :) Zupełnie na nas nie uważają :P

      Usuń
  18. Anonimowy6 września 2014 16:34

    zazdroszczę takiej wyprawy, mam nadzieję że i mi uda się kiedyś w takiej uczestniczyć :)
    bardzo lubię nie planować wakacji, mam to chyba po mamie, spontaniczność to podstawa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor8 września 2014 14:53

      No widzisz, jednak mało jest takich spontanicznych osób :) Ale dużo weselej wtedy jest :) Mimo, że wszystko zawsze muszę mieć zaplanowane, dobrze się bawiłam :)

      Usuń
  19. Emmeline8 września 2014 10:48

    ale mi się marzy taka podróż! mogłaby się jednak obyć bez tego salami! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor8 września 2014 14:53

      Nie lubisz salami? :D

      Usuń
  20. Monica Hein ~ Beauty Diary9 września 2014 03:41

    Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  21. xkeylimex9 września 2014 10:52

    Łał... Szczęka mi opadła! Ja sama pewnie nie odważyłabym się na takie wakacje, bo po pierwsze nigdy nawet nie siedziałam na motocyklu, a po drugie wolę raczej wyjazdy, które zapewnią mi wypoczynek - co tu dużo mówić, leniuszek ze mnie ;) Ale przyznam, że piękne widoki i takie fajne wspomnienia na pewno są bezcenne i warte takiego poświęcenia, jak suchy chleb z salami czy hardkorowy minimalizm w pakowaniu :D Będziesz miała co wspominać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor15 września 2014 22:08

      Oj to prawda, widoki i wspomnienia wszystko mogą wynagrodzić :) Mi takie trudniejsze warunki nie przeszkadzają, potem człowiek docenia swój dom, swoje łóżko i swoją łazienkę :D

      Usuń
  22. elle10 września 2014 22:05

    Gratulacje wyjazdu ;) Odważni jesteście, albo ja leniwa i wygodna, bo nie wyobrażam sobie takiej trasy na motocykjlu, tym wiekszy mój podziw. Trasa świetna, w zeszłym roku byłam w Chorwacji i Czarnogórze właśnie (na moim blogu również jest relacja), jestem zakochana zarówno w Chorwacji (Dubrownik zwłaszcza) jak i w Czarnogórze (Boka kotorska zwłaszcza). Do Albanii też planowaliśmy pojechać, ale Czarnogóra spodobała nam sie tak mocno, że ostatecznie zostalismy tam dłużej. A Rumunia! Zazdroszczę mocno ';))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor15 września 2014 22:07

      No bywa ciężko i niewygodnie, ale przygoda to wynagradza :) Mi również podobała się Chorwacja i Czarnogóra, piękne miejsca i widoki :) Myślę, że dobrze zrobiliście zostając dłużej w Czarnogórze :) Rumunia pięęęękna!

      Usuń
  23. Anonimowy15 września 2014 21:56

    Kawał przygody! Współczuję tylko tej doby bez jedzonka - nie wiem jak dałabym radę :D No i wszystkie ciuchy mokre? To w czym spałaś :P hehe - nie musisz odpowiadać :P

    Słyszałam od znajomych, że Czarnogóra jest najpiękniejszym miejscem na Ziemi :) Muszę się kiedyś wybrać.

    Cudowne zdjęcia!!! Zazdroszczę Wam takiej wyprawy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor15 września 2014 22:06

      Hehehe :D No niestety mokre, ale wyschły na drugi dzień :)

      Czarnogóra jest piękna! :)

      :*

      Usuń
  24. Pepa19 września 2014 16:35

    Aa jak to się stało, że dopiero teraz zobaczyłam ten post. Powiem Ci, że normalnie aż miałam ciarki gdy oglądałam zdjęcia- coś pięknego! Wspaniała podróż! Aż zatęskniłam za Chorwacją <3 i zżera mnie ciekawość, co jest dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor21 września 2014 16:52

      Oj muszę przyznać, że też mam ciarki podczas oglądania tych zdjęć... Ale pozytywne, bo wracają dobre wspomnienia :) Pierwszy raz byłam w tych krajach, więc tym większa przygoda...

      Usuń
  25. Karotka2 października 2014 12:39

    Wow! Jestem pod ogromnym wrażeniem! Sama nigdy w życiu nie zdecydowałabym się na taki wyjazd, bo po pierwsze boję się motorów, a po drugie - jestem wygodna :D Tak czy inaczej, super, że jesteście zadowoleni z takiego wypadu i że Wam się podobało! Będzie co wspominać, bo jak widzę przygód mieliście co nie miara! :)

    Piękne widoki! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor2 października 2014 12:45

      No przygód było sporo, tych przyjemniejszych i mniej przyjemnych :) Ale teraz, z perspektywy ciepłej kanapy, można się z tego co najwyżej pośmiać :)

      Widoki faktycznie piękne, tak jak u Ciebie - sama to wszystko na własne oczy widziałaś :))

      Usuń
  26. Katalina12 października 2014 15:39

    Niesamowita wyprawa! Co za fantastyczne widoki! Po prostu bosko! *__*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor13 października 2014 10:56

      :* Cieszę się, że Ci się podoba :)

      Usuń