Muszę przyznać, że w całym trio od The Balm jestem szczerze zakochana... Kiedy nabyłam w kuszącej promocji -50% rozświetlacz oraz bronzer (2 w cenie 1 - jak tu się nie skusić?!), a później zobaczyłam kuszące swatche trzeciej siostry - uroczego, rozświetlającego różu... Wiedziałam, że musi być mój :)

Jak każdy z całej trójki, Cindy-Lou znajduje się w uroczym i trwałym opakowaniu z lusterkiem. Lusterko jest spore i zajmuje całą górną część. Kartonik (równie uroczy) prezentuje się następująco:

Bardzo łatwo nabiera się na pędzel - do tego stopnia, że trzeba się z nim obchodzić delikatnie i z czułością. Jeżeli przejedziemy zbyt intensywnie pędzlem po jego powierzchni, to nabierze się produktu zbyt wiele, część się osypie dookoła, a część spylonego różu zostanie luzem na powierzchni. Ja wolę po prostu dotykać go pędzlem - i to wystarczy, naprawdę. Dzięki temu jest bardzo wydajny. Drobno zmielony, lekko "wilgotny", dobrze łapie przyczepność do pędzla i twarzy. Trwałość zależy przede wszystkim od tego, co użyjemy pod niego - schodzi wraz z podkładem. Z trwałym podkładem trzyma się cały dzień (nawet przy 30-stopniowym upale, mając mało czasu na zrobienie ważnych zakupów i latając jak oszalała po galerii handlowej... przetestowane niedawno :D).
Jego kolor jest na tyle wielowymiarowy, że ciężko go zarówno opisać, jak i sfotografować, gdyż na każdym zdjęciu (i pod różnym kątem na żywo) wygląda zupełnie inaczej. Trochę różowy, trochę łososiowy, z domieszką brzoskwini... Z całą pewnością kolor jest jasny i delikatny. Ma w sobie mnóstwo maluteńkich drobinek, więc służy jednocześnie jako rozświetlacz. Na szczęście drobinki są na tyle malusieńkie, że nie połyskują na twarzy w formie kiczowatego brokatu, lecz tworzą taki "mokry" efekt tafli. Kto miał rozświetlacz The Balm, ten wie, o czym mówię :)


Wystawiłam go na słońce, żeby pokazać Wam wspomniane połyskujące drobinki:

Tutaj macie porównanie całej trójki:

Kolor jest po prostu przepiękny, jak go zobaczyłam, to od razu się zakochałam... Nałożony na jasny, beżowy podkład z żółtymi podtonami, delikatnie ożywia skórę i sprawia, że wygląda na wypoczętą, rozświetloną. Wygląda po prostu świeżo.

Rozświetlacz, jak to rozświetlacz - może podkreślić to, co raczej wolałybyśmy ukryć. Najlepiej wygląda na cerze nieskazitelnej, ale któż taką posiada?





Efekt na policzkach jest zdecydowanie delikatny, więc wielbicielki mocniejszego efektu mogą już odetchnąć z ulgą - ich portfel jest bezpieczny :D Róż bardzo ładnie ożywia skórę, ale efekt zawsze należy do delikatnych i ciężko z nim przesadzić - możemy się jedynie zbyt mocno rozświetlić. Na początku (gdy używałam pędzla EcoTools lub Essence, o których pisałam TUTAJ) efekt mnie zdecydowanie rozczarował - róż był bardzo słabo widoczny. Efekt tak delikatny, że aż niezadowalający. Moje zdanie całkowicie odmieniło się, gdy użyłam pędzla LancrOne (o nim również pisałam w tamtym poście) - efekt spodobał mi się na tyle bardzo, że do aplikacji Cindy-Lou używam już tylko jego. Zdecydowanie lepiej mi się z nim współpracuje dzięki temu, że ma dużo bardziej gęste i zwarte włosie, po prostu dobrze nakłada róż na twarz :D Nabiera go znacznie więcej i nie "rozprasza", po prostu przykleja go do twarzy.
Cena: około 60 zł
Pojemność: 8,5 g
Dostępność: swój egzemplarz zamawiałam przez Internet, ale rozświetlacz i bronzer nabyłam w Marionnaud
Klasyczny rozświetlacz The Balm (Mary-Lou Manizer) jest dla mnie absolutnym "must have" w kosmetyczce - dla mnie jest to rozświetlacz najlepszy z najlepszych, niezastąpiony, dający taki efekt, którego nie jestem w stanie osiągnąć żadnym innym produktem (idealna, mokra tafla bez kiczowatego brokatu wędrującego po całej twarzy), a do tego służy za śliczny, szampański i wielofunkcyjny cień do powiek. Gdybym go zdenkowała, co jest raczej niemożliwe ze względu na piorunującą wydajność (prędzej się przeterminuje), kupiłabym ponownie bez chwili wątpienia, w promocji czy też bez. Bronzer (Betty-Lou Manizer) jest dla mnie przyjemnym akcentem - cieszę się, że go mam i chętnie używam, ale mogłabym bez niego żyć (nadal szukam bronzera idealnego). Dla mnie jest trochę zbyt ciepły, rudawy. Różo-rozświetlacz, czyli Cindy-Lou Manizer przyprawia mnie o szybsze bicie serca, gdy tylko sięgam po opakowanie, ale efekt na twarzy jest bardzo delikatny i wiem, że nie każdemu przypadnie to do gustu. Zupełnie inaczej sprawuje się z różnymi rodzajami pędzli, dlatego trzeba się go "nauczyć". Rozświetlenie bezbłędne - idealne, jak w przypadku Mary-Lou.
Taki delikatny efekt bardzo mi się podoba - są czasem takie dni, kiedy nie chcę się zbytnio wyróżniać i wtedy chętnie sięgam po Cindy-Lou, bo ciężko z nim przesadzić ;) Po prostu - dobry na co dzień :)
Taki delikatny efekt bardzo mi się podoba - są czasem takie dni, kiedy nie chcę się zbytnio wyróżniać i wtedy chętnie sięgam po Cindy-Lou, bo ciężko z nim przesadzić ;) Po prostu - dobry na co dzień :)
Podoba się Wam taki delikatny efekt?
śliczny!! :) bardzo dziewczęcy i naturalny :)
OdpowiedzUsuńDokładnie :)
Usuńuwielbiam The Balm , produkty warte swojej ceny (chociaz milo kupic je na promocjach ;) )
OdpowiedzUsuńSą warte swojej ceny, choć faktycznie warto polować na promocje :) Niemniej jednak jakość jest bardzo wysoka :)
UsuńFaktycznie, jest piękny! Taki delikatny efekt lubię najbardziej! :)
OdpowiedzUsuńNo to idealny dla Ciebie :)
UsuńChyba bardziej podoba mi się Mary :D
OdpowiedzUsuńMi też :)
UsuńOpakowania są świetne!
OdpowiedzUsuńTo prawda, są piękne i porządne :)
UsuńMnie się podoba :) Lubię i Mary i Cindy, w ogóle kocham rozświetlacze :D
OdpowiedzUsuńJa też... :D
Usuńśliczności! :)
OdpowiedzUsuńco do bronzera wyprobuj Bahama Mama, zakochasz się w nim:) do Cindy sie przymierzam a Mary posiadam i wielbię :P
OdpowiedzUsuńCzaję się na niego bardzo mocno i kusi mnie niesłychanie... Ale obecnie moje fundusze zbyt mocno cierpią, by sobie na niego pozwolić :) Ale w przyszłości będzie mój - na pewno!
Usuńmiałam Mary i zdecydowanie się u mnie nie sprawdził za to rozświetlacz z peggy sage jest dla mnie numerem jeden :)
OdpowiedzUsuńZ Peggy Sage niczego nie miałam, ale rozświetlacz Mary-Lou całkowicie spełnia moje oczekiwania, więc mnie nie kusi (ufff dla portfela :) )
Usuńpodobają mi się wszystkie :) super wyglądają
OdpowiedzUsuńSuper wyglądają i takie też są ;)
UsuńWszystkie trzy mi się podobają, choć najbardziej ten średni:)
OdpowiedzUsuńŚredni czyli który? :)
UsuńCiekawy produkt, mnie jednak troszkę zniechęca wysoka cena
OdpowiedzUsuńNo niestety cena jest wysoka... Dwa pierwsze kupiłam w promocji (na szczęście), a Cindy-Lou wrzuciłam do koszyka spontanicznie przy okazji innych zakupów internetowych - portfel to zabolało :P
Usuńbardzo podoba mi się ten rozświetlacz, ale jak dla mnie cena jest zbyt wysoka, może kiedyś :)
OdpowiedzUsuńJest wart swojej ceny, ale jednak mimo wszystko jest wysoka również dla mnie :(
Usuńmój portfel oddycha z ulgą, bo mnie nie kusi :)
OdpowiedzUsuńNo to dobrze :)
Usuńwszystkie dziewczyny ładne :D
OdpowiedzUsuńZgadzam się, piękne dziewoje :D
UsuńWow :) rozświetlacz super! Fajne zakupy :) warto było :)
OdpowiedzUsuńhttp://double-identity.blogspot.com/
Pozdrawiam :)
Tak, było warto :)
UsuńMam Mary Lou i uwielbiam ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny jest!
UsuńŁadny delikatny odcień :)
OdpowiedzUsuńTeż mi się podoba :)
Usuńcała trójca godna uwagi,gdyby byly tansze pewnie zdecydowalabym sie na rozswietlajacy mery lou
OdpowiedzUsuńMoże uda Ci się go znaleźć w promocji :)
UsuńBetty Lou najbardziej mi się podoba, może się skuszę w przyszłości :)
OdpowiedzUsuńten highlighter jest rewelacyjny, ale niestety muszę stwierdzić że ty nie powinnaś ich używać, wygląda to bardzo niekorzystnie na twojej twarzy.
OdpowiedzUsuń