poniedziałek, 31 października 2011
3 tusze do rzęs Wibo
Najprzyjemniejsze jest dla mnie recenzowanie tuszów do rzęs (za każdym razem mam ochotę napisać tuszy, a słownik mówi jednak, że poprawne jest tuszów) oraz podkładów, gdyż są to najważniejsze dla mnie kosmetyki - podkład zakrywający niedoskonałości oraz tusz mocno eksponujący rzęsy - zawsze muszą być w mojej kosmetyczce. Tym razem przygotowałam dla Was porównanie 3 tuszów do rzęs z Wibo - jest to powszechnie znana nasza rodzima marka z tanimi kosmetykami, jednak można znaleźć wśród nich istne perełki, zasługujące na miano absolutnego KWC. Porobiłam dziś sporo fotek, mam nadzieję że się Wam spodobają i będą rzetelnie oddawać wygląd i efekty działania :)
Też tak macie, że ciężko jest wam krytykować coś ogólnie lubianego? Ja tak właśnie mam z Wibo wodoodpornym - jest raczej lubiany, ma wielu zwolenników, ja jednak jestem zmuszona powiedzieć o nim wiele złego, o czym za chwilę się przekonacie...
Oto jak się one prezentują:
O najpopularniejszym tuszu Wibo - Extreme Lashes wypowiadałam się już TUTAJ, w prawie samych superlatywach - w kwestii przypomnienia: szczoteczka daje cudowny efekt, nie skleja rzęs, unosi je i pogrubia, są niemal spektakularne, lecz sam tusz kruszy się i osypuje, bardzo łatwo spływa no i niestety pierwszy deszcz, łezka i ucieka z rzęs... Jednak nie dziwię się, czemu zgarnia takie dobre noty na KWC KLIK i dlaczego już 71 osób oznaczyło go jako "Mój Hit".
Liczne swatche przedstawione są w tamtej notce, także zapraszam choćby do zobaczenia samego efektu :)
_________________________________________________________________________________
Moim drugim tuszem z tej serii był Wibo Extreme Volume Waterproof (ten w czarnym opakowaniu). Po zakupie nie otwierałam go od razu, gdyż kończyłam wówczas inny tusz. Byłam bardzo podekscytowana, nie mogłam się doczekać aż go przetestuję i... nastąpiło wieeelkie rozczarowanie, niestety. Ten tusz powinnam chyba ocenić na dwa sposoby - jeden skrajnie pozytywny, drugi zaś skrajnie negatywny... Może najpierw zacznę od pozytywów.
Sam tusz w sensie substancji jest absolutnie fantastyczny - nie kruszy się, nie osypuje, nie rozpływa... Pewnie pomyślicie sobie, że jestem kompletną wariatką, ale żeby sprawdzić jego wodoodporność wsadziłam nawet głowę pod kran... I pozostał w swojej postaci - na sekundkę skleił górne rzęsy z dolnymi, ale jak woda ściekła, to wróciły do normy. Więc jest naprawdę wodoodporny. Można by rzec, że ideał...
No właśnie, no i na tym plusy się kończą. Szczoteczka kompletnie nie dyscyplinuje rzęs, każda jest wywinięta w inną stronę, włosie prawie w ogóle nie nabiera tuszu - przez co prawie nic nie zostaje na rzęsach... Są one sklejone, każda w inną stronę... Polecam chyba tylko osobom, które chcą delikatnego, dziennego efektu i mają idealnie zdyscyplinowane rzęsy, które rosną sobie grzecznie w rządku i się nie przemieszczają.
__________________________________________________________________________________
Postanowiłam tego tuszu używać tylko awaryjnie u TŻ, jakbym zapomniała wziąć swojego z domu, jednak nawet u niego kompletnie nie chciałam go używać... Więc kupiłam kolejny tusz, tym razem Growing Lashes - miał sporo pozytywnych recenzji w internecie i swatche blogowiczek również zachęcały (szukałam w Grafice Google). No i tutaj kompletne zakochanie, ale znowu tusz ma swoje plusy i minusy... Standardowo, zaczne od plusów: Szczoteczka jest idealna, na początku przeraziłam się, pomyślałam "przecież to podłużne coś w ogóle nie ma czym rozczesać rzęs!", lecz już przy pierwszej aplikacji całkowicie zmieniłam zdanie... Przy odrobinie wprawy z tuszami szczoteczka absolutnie nie skleja rzęs, mało tego - świetnie je pogrubia i... unosi ku górze! Wyglądają teatralnie, dosłownie efekt sztucznych rzęs!
No i tutaj przechodzę do minusów, gdyż tusz w ciągu dnia magicznie znika, jakkolwiek to brzmi ;) Nie osypuje się, nie kruszy, nie rozmazuje - po prostu znika. Tak jak rano mamy mocno pogrubione rzęsy, tak wieczorem wciąż są pomalowane, rozdzielone i uniesione, ale tuszu jest na nich zdecydowanie mniej - pogrubienie znika.
Wstawiam trochę swatchy porównawczych Wibo Extreme Volume Waterproof oraz Wibo Growing Lashes:

Zaś Extreme Volume... co tu dużo mówić, całkowita samowolka rzęs...

Po zrobieniu powyższych swatchy zmyłam tusz no i pomalowałam się już normalnie, do wyjścia z domu, wstawiam więc fotki makijażu z użytym Growing Lashes, gdzie się bardziej postarałam o to, żeby efekt był pozytywny. Od razu zaznaczam, że jestem kompletnym laikiem w dziedzinie makijażu oczu, totalnie nie radzę sobie nawet przy makijażach step by step, stąd cienie są pewnie krzywo, nierówno i zupełnie nie tak, jak powinny - jakby co w zewnętrznym kąciku cienie są ciemniejsze, nie mam całych powiek takich jasnych chociaż rzęsy to zasloniły;) Te zdjęcia pokazują, że moje prawe oko wcale nie jest "nie do pomalowania" i że da się zrobić na nim ładny efekt, wystarczy dobra szczoteczka... Niestety Extreme Volume temu nie podołał.
Wibo Growing Lashes |
Wracając do recenzji, jak tu pogodzić nietrwałość tuszu z cudowną szczoteczką? Już postanowiłam - zachowam zarówno szczoteczkę od różowego Extreme Lashes, jak i od zielonego Growing Lashes, ale nie kupię ich ponownie, będę za to kupować Extreme Volume Waterproof i przekładać do niego wyżej wspomniane szczoteczki - dzięki temu pogodzę idealną trwałość z idealną szczoteczką :) Na szczęście opakowania się identyczne pod względem wymiarów - dzięki temu będę mogła je całkowicie zakręcić bez obaw o to, czy dostanie się za dużo tlenu do środka, co zepsuje szybciej tusz... Już sprawdziłam i szczoteczki pasują idealnie :)