Korektora Tarte chyba przedstawiać nie trzeba ;), ale za to wejście korektora Makeup Revolution na rynek było bardzo huczne. Mnogość paczek PR-owych zrobiła swoje i zanim w ogóle stał się dostępny w Polsce, już pojawiło się mnóstwo recenzji na jego temat (oczywiście w samych superlatywach!). To z kolei sprawiło, że gdy tylko w drogeriach internetowych pojawiła się jakakolwiek dostawa - korektor natychmiast był znowu wykupiony (szczególnie jasne odcienie). MUR zyskał miano zamiennika legendy, korektora Tarte Shape Tape, ale czy słusznie? Dziś porównam oba korektory, wskazując na wszystkie za i przeciw.
Cechą charakterystyczną opakowań jest ich wielkość - są po prostu gigantyczne i takie... pękate. Już sama średnica to około 2 cm, zaś wysokość Tarte to prawie 11 cm. Wykonane z porządnego plastiku. Korektor Tarte ma pojemność 10 ml, zaś MUR... 3,4 ml. To dla mnie ogromnie irytujące, gdy opakowanie zajmuje mnóstwo miejsca i robi wrażenie dużej pojemności, podczas gdy jest napełnione tylko częściowo. Już od nowości było widać niewykorzystaną przestrzeń. W kwestii PAO, Tarte niestety przegrywa - 6 miesięcy od otwarcia, MUR należy zużyć w ciągu 12 miesięcy.
Cena Tarte to ok. 121 zł w przypadku zakupu na ich oficjalnej stronie. Muszę jednak uprzedzić, że wysyłka jest absurdalnie droga (teraz chciałam sprawdzić i mi wyskoczyła najtańsza za 60,60 zł - w razie czego poprawcie mnie!). Są też sklepy, które sprowadzają Tarte do Polski i tu sprzedają ten korektor drożej, za ok. 170 zł. Ja go na szczęście kupiłam ze zniżką -15% (za 102,85 zł) z darmową wysyłką. Przesyłka z USA dotarła do mnie w 12 dni. W przeliczeniu na 1 ml, jego cena to ok. 12,10 zł. Cena MUR jest o wiele niższa, obecnie około 20 zł w drogeriach internetowych. Za 1 ml wychodzi ok. 5,90 zł. Można więc (teoretycznie) uznać, że Tarte jest zaledwie dwa razy droższy, ale jeżeli ktoś używa tylko na własny użytek, to pewnie chciałby kupić mniej, a częściej.
Również aplikatory są ogromne (Tarte ma większy). Czytałam wiele narzekań w związku z tym, ale powiem szczerze, że... jest mi to obojętne. Na początku to był szok, ale już po kilku użyciach się do tego przyzwyczaiłam. Są skośnie ścięte, więc zawsze można zaaplikować troszkę bokiem lub czubkiem, jeśli chcemy nałożyć korektor bardziej precyzyjnie, ja nie mam z tym problemu.
Wrzucam jeszcze zdjęcie aplikatora MUR w porównaniu z aplikatorem klasycznej wielkości Catrice Liquid Camouflage. A weźcie pod uwagę, że Tarte jest JESZCZE WIĘKSZY! Nie mogę już porównać całej trójki ponieważ... nie mam już MUR, szybko się go pozbyłam (taki tam spoiler).

Korektor Tarte był zawinięty w około 5-6 wielkich arkuszy papieru! Nie mogłam go znaleźć w pudełku :D Ktoś pamięta unboxing ze Stories? :)


Odcienie - temat niełatwy. MUR Conceal&Define występuje w 18 odcieniach, zaś Tarte w 14. Muszę przyznać, że wybór nie był łatwy i... nie za bardzo trafiłam.
MUR Conceal&Define C2 na zdjęciach wydawał się jasnym, żółtym odcieniem. No cóż. W praktyce jest po prostu beżem, który po zoksydowaniu lubi sobie jednak lekko wpaść w róż. Z kolei Tarte Shape Tape Light Sand wydał mi się również jasny i żółty. I choć owszem, żółty jest, to już jasny niekoniecznie. Dla mnie o co najmniej jeden ton za ciemny i po zoksydowaniu bardzo subtelnie pomarańczowieje. Nawet, jeżeli w porównaniu z innymi korektorami (na swatchach zbiorczych) jego kolor wydaje się odpowiedni i jaśniutki, to jednak wysoka pigmentacja sprawia, że wszelkie błędy będą bardzo widoczne. Tu nie ma nadziei na "jakoś się wtopi", "jakoś się dopasuje". Kilkakrotnie skończyłam z widocznymi, pomarańczowymi plamami pod okiem :( Teraz żałuję, że nie wzięłam jaśniejszego (Fair Neutral? Fair?)
Swatche obu korektorów w porównaniu z innymi znajdziecie tutaj:
Makeup Revolution Conceal&Define C2, Tarte Shape Tape Light Sand
lewa: Tarte Shape Tape Light Sand zoksydowany, świeży
prawa: Makeup Revolution Conceal&Define C2 świeży, zoksydowany

Technicznie już wszystko wiemy, ale... no właśnie. Jak to jest z podstawową kwestią, czyli działaniem i efektem na skórze?
Z korektorem Makeup Revolution łączyło mnie typowe love-hate relationship. Na początku byłam zauroczona jego kryciem (mocnym, jak na drogeryjne standardy). Czasem potrafił wyglądać przyzwoicie (nie mylić z ładnie), a czasem... bardzo źle.
Przede wszystkim - jego krycie wcale nie jest takie imponujące, jak wiele osób obiecuje. Ok, jest bardzo dobre, ale dałabym mu takie 4/6. Oczywiście pomijam dziś kwestie kolorowych korektorów neutralizujących. Nakładanie większej ilości... delikatnie mówiąc - nie polecam. Korektor dość szybko zastyga, ale niestety zastyga na skorupę. Suchą, okropną skorupę. Jeżeli macie zmarszczki pod oczami, to możecie być pewni, że zostaną podkreślone. Jeżeli myślicie, że ich nie macie, to ten korektor je znajdzie i Wam udowodni, że jednak je macie. Kilka dodatkowych lat do wieku gwarantowane. Zastyga, niestety, w bardzo niekomfortowy, ściągający skórę sposób. Oczywiście odpowiednia pielęgnacja nocna i dobry krem na dzień załatwi połowę sukcesu, ale tylko połowę, bo ten korektor po prostu wygląda brzydko. Pomimo zastygania, zbiera się w załamaniach skóry i robi to praktycznie za każdym razem.
1 - to jest ilość, która być może będzie wyglądać znośnie
2 - to jest ilość, która prawdopodobnie już nie będzie wyglądała najlepiej
3 - nie róbcie tego

Tutaj nałożyłam dość niewielką ilość - widać, że cienie nadal mocno przebijają, a korektor, jak zawsze, zebrał się w zmarszczkach. Nie podoba mi się sucha struktura skóry na zdjęciu po prawej stronie.

Światło sztuczne - szczególnie na zdjęciu po prawej widać, że wygląda to po prostu źle.

Skóra jest też nieprzyjemnie ściągnięta.

Tu zaszalałam i nałożyłam go "na YouTubera". Jeżeli widzicie na filmikach, że ktoś rysuje tym korektorem drzewa na twarzy, mogę jedynie zapewnić, że to NIE może wyglądać dobrze.

Tu z kolei nałożyłam MUR bardzo cieniutko i wygląda całkiem przyzwoicie. Czyli - da się (czasem).

Jak się ma jego krycie do słynnego korektora Catrice Liquid Camouflage? MUR kryje lepiej, ale też wygląda bardziej sucho, więc coś za coś. Korektor Catrice nigdy nie był moim ulubionym, ponieważ mimo wszystko nie wygląda tak lekko pod oczami, jak bym tego oczekiwała, ale w porównaniu do MUR to niebo a ziemia.
Catrice Liquid Camouflage 005 (lewa), Makeup Revolution Conceal&Define C2 (prawa)

Catrice Liquid Camouflage 005 (lewa), Makeup Revolution Conceal&Define C2 (prawa)

Innego dnia
Catrice po aplikacji, po ok. 4 godzinach, po ok. 8 godzinach
Zebrał się w załamaniu, ale wygląda na skórze całkiem przyzwoicie

MUR po aplikacji, po ok. 4 godzinach, po ok. 8 godzinach
Niestety skóra jest ściągnięta...

Tak MUR potrafi wyglądać po kilku godzinach...
Wiecie, co mi to przypomina? Zaschniętą, błotną skorupę na tyłku słonia.
Nie wiem, czy to mój ulubiony efekt pod okiem.
Jak zatem sprawuje się Tarte? No, to już zupełnie inna para kaloszy. Jego krycie jest wyraźnie lepsze, niż w MUR. Nadal nie jest to krycie pełne, ale tu już z czystym sumieniem daję 5/6. Również jest to korektor ciężki i zastygający, również może podkreślić zmarszczki, ale... MUR nie ma do niego startu. Nawet jeśli Tarte zastygnie, robi to w o wiele ładniejszy sposób. Nie ściąga skóry i nie wynajduje tych zmarszczek na siłę, nie robi skorupy. Kolejna sprawa - nie zbiera się w załamaniach! Nawet po całym dniu! Jedyna kwestia jest taka, że jeżeli niestarannie rozprowadzimy korektor już na starcie (na zbyt luźnej skórze), to może się utworzyć mała szpara w zmarszczce, bo korektor rozprowadzi się na samej powierzchni, a nie dotrze do zagłębienia. Jeżeli choć lekko otworzymy oko szerzej i wtedy rozprowadzimy korektor na "naciągniętej" skórze, to wszystko będzie ok.
Mało tego, to pierwszy korektor, który sprawdził się u mnie w roli bazy pod cienie (na każdym dotychczas stosowanym cienie mi spływały) i pierwszy, który sprawdza się również na niespodzianki (uwaga na higienę - nie nakładać bezpośrednio z aplikatora) bo mocno kryje, a jednocześnie zastyga i zostaje na miejscu. Jest bardzo trwały!
Z całą pewnością jest to korektor specyficzny, wygląda na skórze ciężko i tutaj nie ma wątpliwości. Ale czuć, że pomiędzy Tarte a MUR jest... jakościowa przepaść, po prostu.
Tarte Shape Tape Light Sand



Makeup Revolution Conceal&Define C2 (lewa), Tarte Shape Tape Light Sand (prawa)

Makeup Revolution Cenceal&Define C2 - zbliżenie

Tarte Shape Tape Light Sand - zbliżenie
Nawet na tym samym oku, na którym MUR zwykle wyglądał bardzo źle, Tarte wygląda dobrze.

Innego dnia - stanowczo większa ilość
Makeup Revolution Conceal&Define C2 (lewa), Tarte Shape Tape Light Sand (prawa)

Makeup Revolution Conceal&Define C2
tuż po nałożeniu, po całym dniu

Tarte Shape Tape Light Sand
tuż po nałożeniu, po całym dniu

Niestety nie jestem w stanie polecić korektora Makeup Revolution. Dobre krycie i niska cena (za sztukę, nie za ml) mogą być kuszące, ale efekt pod oczami jest dla mnie priorytetowy. Wiem, że narażę się wielu osobom, ale cóż - dla mnie on wygląda jak sucha skorupa pod oczami, dodaje lat, brzydko ściąga skórę. Im więcej godzin mija od aplikacji, tym gorzej wygląda i zbiera się w załamaniach. Dosyć szybko się go pozbyłam i... zupełnie nie tęsknię, choć myślę, że warto było spróbować i przekonać się na własnej skórze, o co tyle szumu (choć w sumie nadal nie wiem, o co tyle szumu :D). Nawet, jeśli czasem - nałożony w minimalnej ilości - wyglądał "poprawnie", to wolałabym jednak, by korektor wyglądał "dobrze". Zdecydowanie uważam, że lepiej kupić coś trochę lżejszego (już nawet ten nieszczęsny Catrice, który moim ulubieńcem nie jest), albo zwyczajnie trochę przeczekać i uzbierać na Tarte, jeśli krycie jest największym priorytetem.
Jednocześnie nie jest tak, że bezkrytycznie polecam Tarte. Jest to korektor drogi (za sztukę, nie za ml), trudno dostępny, ma dość krótkie PAO i z całą pewnością wygląda pod oczami ciężko i matowo. Jeżeli ktoś liczy na zdrowy i rozświetlający, lekki efekt, to go nie otrzyma. Raczej nie stosowałabym go codziennie. Ale jest to korektor bardzo dobrze kryjący, zastygający, przy czym nie zastyga na skorupę i nadal ma w sobie odrobinę wizualnej gładkości. Jest bardzo trwały, trzyma się do wieczora, nie wchodzi w załamania (jak zastygnie, tak zostaje). Jednocześnie może stanowić świetną bazę pod cienie i kamuflować wypryski, a pod tym względem jestem bardzo wymagająca. Zakupu nie żałuję, choć mogłam wybrać jaśniejszy bo na zdjęciach widać, że się odznacza.
Odnoszę wrażenie, że Tarte jest idealny w tym, jaki ma być (mocno kryjący korektor przecież nie będzie lekki!), a w formule czuć, że jest to produkt dobrze dopracowany. Zaś Makeup Revolution jest taki... bylejaki. Miał być tani i kryjący, no to jest, tylko szkoda, że cała reszta do bani. Wiem, że dużo osób jest też z niego zadowolonych, ale zajrzyjcie też do Justyny zobaczyć zdjęcia przed i po... :)
Mieliście styczność z tymi korektorami?
Co sądzicie o efekcie na zdjęciach?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz